Pochylił głowę, nie był pewien, czy uda mu się przemówić.
– Ja ciebie też pragnę – powiedziała. – O ile nie zmieniłeś zdania.
Zamarł w bezruchu. Nie wierzył własnym uszom i to go sparaliżowało. Ona opuściła głowę.
– Przepraszam – szepnęła, źle interpretując jego zachowanie. – Zachowałam się jak nieokrzesana. Zapomnij o…
Urwała w pół zdania, bo nagle przycisnął ją do siebie i nerwowo głaskał po całym ciele. Chciał mieć ją całą, chciał przytulić do siebie i nigdy nie wypuścić. Powstrzymywała go tylko obawa, że przestraszy ją swoją gwałtownością. Oddychając nierówno, odsunął ją kilka centymetrów od siebie.
Patrzyła na niego wielkimi, błękitnymi, niepewnymi oczami.
Zdobył się na uśmiech.
– Oczywiście, że cię pragnę – powiedział.
W pierwszej sekundzie nie zareagowała. A po chwili się roześmiała. Jej głos brzmiał jak muzyka i bardziej poruszył duszę Roberta niż najpiękniejsza modlitwa. Z nabożną delikatnością ujął w dłonie jej twarz.
– Kocham cię, Torie. I zawsze będę kochał.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Wreszcie stanęła na palce i łagodnie pocałowała go w usta.
– Nie chcę mówić „zawsze” – wyszeptała. – Proszę cię, nie…
Przerwał jej namiętnym pocałunkiem. Nic nie przeszkadzało mu, że ona jeszcze nie jest gotowa na „zawsze”. Wkrótce będzie. On ją przekona, że ich miłość jest uczuciem, które przetrwa wieki. Uczyni to dłońmi, ustami i słowami.
Przesuwał dłońmi po całej długości jej ciała, pod jego palcami uginał się cienki jedwab.
– Pokażę ci, czym jest miłość – szepnął. Pochylił się i przyłożył usta do miękkiej skóry jej piersi. – Będę kochać się tutaj.
Przesunął usta na jej szyję.
– I tutaj.
Ścisnął dłońmi jej pośladki.
– I tutaj.
Zareagowała zmysłowym, niskim jękiem wydobywającym się z głębi serca. W jednej chwili Robert wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. A kładąc na pościeli, powiedział:
– Będę cię kochał wszędzie.
Victoria wstrzymała oddech. Czuła na sobie ogień jego oczu i miała wrażenie, że one widzą jej duszę. Potem położył się obok i zatraciła się w cieple jego ciała i chwilowym uniesieniu. Robert był silny, twardy, rozgrzany i zniewalający. Czuła się jak odurzona.
– Chcę cię dotknąć – szepnęła, ledwie wierząc w swoją śmiałość.
Ujął jej dłoń i położył na swym torsie. Miał rozpaloną skórę, pod palcami czuła bicie jego serca.
– Dotykaj – mruczał. – Dotykaj, czego tylko chcesz.
Porwana ciekawością usiadła na podwiniętych nogach.
W oczach Roberta dostrzegła niepewność, uśmiechnęła się i powiedziała:
– Ciii.
Przesunęła palce po jędrnej skórze brzucha, reakcja jego mięśni ją hipnotyzowała. Wiedziała, że Robert z całych sił stara się zachować kontrolę nad swoim ciałem. Ogarnęło ją dziwne poczucie, że oto nad nim panuje, że może doprowadzić go do stanu takiego podniecenia – oddychał nierówno i ciężko, napinał wszystkie mięśnie.
Poczuła się ośmielona, a jednocześnie ogarnęła ją dzika beztroska. Nagle zapragnęła zdobyć cały świat. Pochyliła się do przodu, podniecając Roberta swoją bliskością, a potem wyprostowała się, ledwie utrzymując równowagę. Przesunęła rękę dalej, aż natrafiła na pasek bryczesów. Robert westchnął i położył jej dłoń na ręce.
– Jeszcze nie – wymamrotał z trudem. – Nie opanowałbym… Jeszcze nie…
Zabrała rękę.
– Powiedz, co mam robić. Co tylko chcesz.
Patrzył na nią i nie mógł wykrztusić ani słowa.
Pochyliła się nad nim.
– Cokolwiek chcesz – szepnęła. – Wszystko.
– Pogłaszcz mnie jeszcze raz – udało mu się w końcu wydusić. – Obiema rękami. Wyciągnęła dłonie i zatrzymała je centymetr przed jego ramionami.
– Tutaj?
Skinął głowę, wstrzymał oddech, a ona przesunęła dłoń po jego ręce. Zatrzymała się na bicepsie.
– Silny jesteś.
– Przy tobie jestem silny – rzekł. – Wszystko, co we mnie dobre, mam dzięki tobie. Z tobą staję się kimś więcej, niż jestem. – Bezradnie wzruszył ramionami. – Mówię bez składu. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Brakuje mi słów. Do oczu Victorii napłynęły łzy. Emocje ścisnęły jej serce. Przesunęła dłoń na kark Roberta. – Pocałuj mnie – poprosiła. Spełnił jej życzenie. I to jak! Na początku był delikatny i drażnił się z nią bezlitośnie, gdy jej całe ciało prosiło o więcej. A potem, kiedy Victoria już wiedziała, że nie wytrzyma tej zmysłowej tortury ani chwili dłużej, objął ją rękami i przyciągnął stalowym uściskiem.
Podciągnął jej jedwabną koszulę pod pępek. Silną nogą rozsunął uda, aż poczuła, że tkanina jego bryczesów ociera się o jej łono. Miała wrażenie, że pod wpływem upojenia wzniosłaby się w powietrze, gdyby jej mocno nie trzymał.
– Pragnę cię – wydusił. – Boże, jak ja cię pragnę.
– Jeszcze – błagała.
Nadal podciągał jedwabną koszulę, aż w końcu zdjął ją przez głowę i rzucił niepotrzebną na podłogę. Victorię ogarnął nagły wstyd i odwróciła głowę, bo nie mogła znieść, że on na nią patrzy. Poczuła na brodzie jego palce, które delikatnie odwróciły jej głowę ku niemu.
– Kocham cię – powiedział głosem cichym, ale namiętnym.
Milczała.
– Wkrótce mi odpowiesz – dodał, biorąc ją w ramiona. – Nie martwię się o to. Poczekam. Na ciebie mogę czekać wieki.
Nie wiedziała, jak on to zrobił, ale w ciągu kilku sekund przestała ich dzielić tkanina bryczesów. Stykali się nagimi ciałami. Victoria czuła wspaniałą bliskość Roberta.
– Boże, jakaś ty piękna. – Podparł się na ramieniu i spojrzał z góry.
Pogładziła go po policzku.
– Ty też.
– Piękny? – zapytał wesołym głosem. Skinęła głową.
– Wiesz, że marzyłam o tobie przez te wszystkie lata?
– Naprawdę?
Gdy poczuła jego dłoń, czule ściskającą ją w talii, wciągnęła głębiej powietrze.
– Najpierw nie mogłam się powstrzymać – przyznała. – A później nie chciałam się powstrzymać.
Z gardła Roberta wydobył się gniewny pomruk.
– Ja o tobie też marzyłem. Ale nigdy nie było tak jak teraz. Tak wspaniale. – Pochylił głowę, a jego usta znalazły się o włos od jej piersi. – W marzeniach nie mogłem poczuć twego zapachu.
Poruszyła biodrami, gdy objął ustami jej sutek i pieścił z czułością. Bezwiednie uniosła rękę i wsunęła między jego gęste włosy.
– Och, Robercie – jęknęła.
Wyszeptał coś w kierunku jej piersi. Nie zrozumiała znaczenia słów, ale zaraz doszła do wniosku, że to nieważne. Kreślił językiem esy – floresy po jej skórze, rozkosznie drażnił oddechem. Przesunął usta do jej szyi.
– Chcę więcej, Torie – wyszeptał. – Chcę wszystko.
Poczuła go na sobie. Był twardy i gorący. Jednocześnie niewygodny i dziwnie dopasowany. Wsunął pod nią dłonie i przygarnął do siebie.
– Zacznę powoli – szeptał. – Chcę, żeby wszystko było jak najlepiej.
Usłyszała w jego głosie rozszalałe emocje i zdała sobie sprawę, ile go kosztowało wykrztuszenie tych słów. Uniosła dłoń i przesunęła kciukiem po jego brwiach.
– Na pewno będzie idealnie – odparła szeptem. – Nieważne, co zrobisz.
Spojrzał na nią. Na całym ciele drżał z pragnienia, wydawało się, że eksploduje miłością. Nie mógł uwierzyć, że Victoria przyjmuje go bez żadnych zastrzeżeń. Była otwarta i szczera; miała to, czego oczekiwał nie tylko od kobiety, ale od całego życia.
Przecież to ona była jego życiem. Nie obchodziło go nic więcej. „Kocham tę kobietę”, chciało mu się krzyczeć. „Kocham ją!”