Выбрать главу

Pani Brightbill podchwyciła czuły ton.

– O, moje drogie dziecko. To zaszczyt, że nazywasz mnie cioteczką. Zupełnie jak mój drogi, drogi Robert.

Jej drogi, drogi Robert wyglądał, jakby miał jej serdecznie dosyć.

Victoria położyła dłoń na ręce pani Brightbill.

– Ja też jestem zaszczycona – powiedziała.

– A widzisz – zaćwierkała Harriet. – Wiedziałam, że będziemy rodziną. Nie mówiłam?

22

Pani Brightbill okazała się prawdziwą mistrzynią organizacji. Pędziła Victorię od sklepu do sklepu z niemal zegarmistrzowską precyzją. Łatwo było się domyślić, po kim Robert ma zdolność planowania i koncentrowania się na wykonywaniu zadań. Gdy cioteczką Brightbill miała misję, nic nie było w stanie odwieść jej od realizacji.

Normalnie udałoby im się kupić stosowną suknię w dość krótkim czasie, ale tym razem krawiecka przeszłość Victorii podziałała na jej korzyść. Pracowniczki madame Lambert ucieszyły się na jej widok i dokładały starań, aby jej suknia wypadła nadzwyczajnie.

Podczas całej krzątaniny Victoria była prawie nieobecna myślami. Wiedziała już, że kocha Roberta i wciąż się zastanawiała, w jaki sposób mu to wyznać. Nie powinna mieć trudności – wiedziała, że on ją kocha i obojętnie, jak mu to powie, będzie zachwycony. Ale chciała, żeby to wypadło idealnie. Lecz trudno było snuć tego rodzaju plany, gdy cztery szwaczki z każdej strony opinały ją szpilkami.

Dodatkowych trudności nastręczał fakt, że cioteczka Brightbill rozkazywała wszystkim dokoła jak generał.

Oczywiście powinno to nastąpić nocą, ale nie chciała, aby miało to miejsce w chwili namiętności. Zamierzała z całkowicie jasnym umysłem wyjawić mu, że miłość do niego opiera się na czymś więcej niż tylko na pożądaniu.

Trwały ostateczne przygotowania do balu, a ona jeszcze mu o tym nie powiedziała. Siedziała przy toaletce, zastanawiała się, jak to zrobić, a służąca układała jej fryzurę. Rozległo się pukanie do drzwi i bez czekania na odpowiedź wszedł Robert.

– Dobry wieczór, kochanie – powiedział i pochylił się, żeby pocałować ją w głowę.

– Nie we włosy! – krzyknęły chórem Victoria i służąca.

Robert zatrzymał się kilka centymetrów od głowy.

– Wiedziałem, co robię, decydując się tylko na jeden bal. To dla dobra twoich włosów.

Victoria uśmiechnęła się. Właściwie była gotowa wyznać mu miłość tu i teraz, ale nie chciała tego robić przy służącej.

– Wyglądasz dzisiaj nadzwyczaj cudownie – rzekł, siadając na sąsiednim krześle. – Sukienka pasuje idealnie. Powinnaś częściej chodzić w tym kolorze. – Przyjrzał się uważniej. – Jak się ten kolor nazywa?

– Malwowy.

– Ach, oczywiście. Ciekawe, dlaczego kobiety wymyślają tyle dziwnych nazw kolorów. Nie wystarczyłby różowy?

– Można powiedzieć, że czymś musimy zająć czas, gdy mężczyźni rządzą światem.

Uśmiechnął się.

– Pomyślałem, że do nowej sukienki przyda ci się jakiś drobiazg. Nie byłem tylko pewien, czy będzie pasować do malwowego… – Wyjął zza pleców puzderko i otworzył je. – Ale powiedziano mi, że brylanty pasują do wszystkiego.

Victoria otworzyła usta. Służąca otworzyła jeszcze szerzej. Robert miał wypieki na twarzy i wyglądał na nieco zmieszanego.

– Och, Robert! – Z niepewnością wyciągnęła rękę w stronę błyszczącego naszyjnika w komplecie z kolczykami. – Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś równie cudownego.

– Ja widziałem. – Pogładził ją po policzku.

Dyskretna służąca, Francuzka, opuściła pokój.

– Muszą być niezwykle drogocenne – powiedziała Victoria i dotknęła ich z zachwytem w oczach.

Robert wyjął naszyjnik z pudełka i założył jej na szyję.

– Mogę? – Skinęła głową, a on stanął za nią. – A na cóż innego miałbym wydawać pieniądze?

– Nie… nie wiem – wyjąkała. Mimo protestów dobrze się czuła z drogocennymi kamieniami na szyi. – Na pewno jest wiele ważniejszych rzeczy.

Podał jej kolczyki do założenia.

– Victorio, ty jesteś całym moim życiem. Lubię kupować ci prezenty. W przyszłości możesz spodziewać się następnych.

– Ale ja nie mam nic dla ciebie.

Ukłonił się wytwornie i pocałował ją w dłoń.

– Wystarczy mi twoja obecność – rzekł. – Chociaż…

– Chociaż? – Ona również chciała mu dać to, czego pragnie.

– Mogłabyś mi podarować dziecko – powiedział nieśmiało.

Zaczerwieniła się.

– Cóż, przy tym tempie nie powinno być większych problemów.

– Świetnie. A jeżeli można dalej prosić, to przydałaby się dziewczynka, taka podobna do ciebie…

– Na to nie mam wpływu – odparła ze śmiechem. Nagle spoważniała. Na końcu języka miała wyznanie miłości.

Jednak nie chciała, aby pomyślał, że łączy miłość z wdzięcznością, więc postanowiła odłożyć wyznanie na później. Zapali pachnącą świeczkę, poczeka na odpowiedni nastrój…

– Nad czym się tak nagle rozmarzyłaś? – zapytał, biorąc ją pod brodę.

Uśmiechnęła się tajemniczo.

– A tak, bez powodu. Tylko przygotowałam na wieczór małą niespodziankę.

– Naprawdę? – W jego oczach pojawił się błysk. – Podczas balu czy później?

– Później.

Popatrzył zmysłowo spod wpółprzymkniętych powiek.

– Nie mogę się doczekać.

Godzinę później czekali na wejście do pałacu Lindworthych. Pani Brightbill i Harriet stały tuż za nowożeńcami. Postanowili, że wszyscy czworo przyjadą jedną karetą.

Robert spojrzał zatroskany na żonę.

– Jeszcze się denerwujesz? Popatrzyła zaskoczona.

– Skąd wiesz, że się denerwowałam?

– Gdy wczoraj ciocia Brightbill oznajmiła, że idziemy na bal, zbladłaś.

Uśmiechnęła się nieznacznie.

– Tak bardzo było widać?

– Tylko ja zauważyłem. – Uniósł jej dłoń do ust i złożył długi pocałunek. – Ale nie odpowiedziałaś, czy jeszcze się denerwujesz.

Lekko pokręciła głową.

– Nie byłabym człowiekiem, gdybym się trochę nie denerwowała. Ale nie, nie boje się.

W tej chwili Robert był z niej tak bardzo dumny, że zastanawiał się, czy rodzina widzi, jak wypina pierś.

– Skąd ta zmiana nastawienia? Spojrzała mu prosto w oczy.

– Dzięki tobie.

Mógł się zdobyć tylko na to, aby jej natychmiast nie uściskać. Boże, jak on ją kocha. Miał wrażenie, że kocha ją od początku świata.

– Jak to? – zapytał. Wiedział, że z jego oczu można wyczytać stan serca, ale wcale się tym nie przejmował.

Nerwowo przełknęła ślinę.

– Wiem, że jesteś ze mną – mówiła cicho. – Wystarczy mi, że jesteś przy mnie. Ty nie pozwolisz, żeby coś mi się stało.

Gorączkowo ścisnął jej dłoń.

– Torie, życie bym za ciebie oddał. Przecież wiesz.

– Ja za ciebie też – odparła. – Ale po co tak mówić. Jestem pewna, że mamy przed sobą szczęśliwe i spokojne życie.

Popatrzył na nią uważniej.

– Mimo to, chciałbym…

– Hrabia i hrabina Macclesfield!

Oboje aż podskoczyli, gdy odźwierny Lindworthów ich wywołał. Stało się. Jeszcze przez wiele lat będzie się mówić w towarzystwie o tym, że gdy Victoria i Robert pokazali się wielkiemu światu, praktycznie nie byli w stanie oderwać od siebie wzroku. W tłumie zapanowało milczenie. W pewnym momencie odezwał się czyjś śmiech:

– Oto małżeństwo z miłości. O ile takie istnieją!

Robert uśmiechnął się i objął żonę ramieniem.

– Chyba moglibyśmy mieć gorsze wejście. Uśmiechnęła się kącikiem ust.

I tak zaczął się wieczór.

Trzy godziny później Robertowi nie było już tak wesoło. Dlaczego? Bo całe trzy godziny upłynęły mu na obserwowaniu, jak towarzystwo lustruje jego żonę. A zwracali na nią baczną uwagę wszyscy. Szczególnie mężczyźni.