– Tak, jestem rozwiedziony. Sophie miała wtedy dwa lata, więc również nie pamięta rodziców mieszkających razem, a jednak zniosła to znacznie gorzej niż Clara. – Zapatrzył się gdzieś w dal. – Ze względu na moją pracę, musiałem często przebywać na pustyni. Lynda uważała, że to nie miejsce dla małego dziecka. Faktycznie, musiało być jej trudno… – Zamilkł, zamyślił się, wreszcie wzruszył ramionami. – W końcu wróciła do domu i wystąpiła o rozwód. Nadal pozostajemy w przyjaźni, nie poszło przecież o kogoś innego, nie robiliśmy sobie awantur, jedynym problemem była moja praca.
– W sumie to najmniej traumatyczny rodzaj rozstania – zauważyła Thea. – Najmniej bolesny dla dziecka.
– Problem w tym, że prawie wcale nie widywałem córki – wyznał. – Siedziałem w Maroku jeszcze przez pięć lat, zjawiałem się czasem z prezentami i znowu znikałem. Podczas ostatniej wizyty dotarło do mnie, co się dzieje. Ona traktuje mnie jak kogoś obcego. Postarałem się więc o pracę w Londynie i zamieszkałem niedaleko byłej żony, od kilku tygodni staram się być dla Sophie prawdziwym ojcem, ale… Sam nie wiem.
– Moim zdaniem postąpił pan słusznie – poparła go.
– Ale za późno. Ona boczy się na mnie, nie chce ze mną rozmawiać.
Thea usłyszała żal w jego głosie, może nawet urazę.
– Potrzebuje trochę czasu – zauważyła łagodnie. – Musi się do pana przyzwyczaić.
Westchnął i ze znużeniem przeciągnął dłońmi po twarzy.
– Rozumiem to i dlatego specjalnie zabrałem ją na wakacje. Mieliśmy chodzić na długie spacery po plaży i nagadać się za wszystkie czasy, przynajmniej tak to sobie wyobrażałem. Ale ona powtarza tylko, że się nudzi.
– A nie ma tu jakichś innych dzieci?
– W tamtym domu mieszkają dwaj chłopcy, bardzo dobrze wychowani. Oni też ją nudzą.
– Och, już Clara zajmie się całą trójką – obiecała wesoło Thea, ożywiając się, gdyż Sophie wyszła z domu, niosąc filiżankę.
– Proszę. – Prawie wepchnęła ją Thei w ręce.
– Dziękuję ci bardzo.
– A gdzie spodek? – zdenerwował się Rhys, ale Sophie już zawróciła do domu.
– Nie ma potrzeby, naprawdę – zaprotestowała pospiesznie Thea, gdy chciał iść za córką. Po co jej spodek, niech wreszcie dostanie kawy!
Rhys sięgnął po dzbanek i nalał kawy do podsuniętej filiżanki.
– Jak pachnie… – Thea upiła łyk, z błogością na moment przymknęła oczy. – I jak smakuje!
Spojrzała na gospodarza i uśmiechnęła się tak cudownie, że aż zamarł.
– Marzyłam o tym przez cały ranek – wyznała.
Ocknął się z zapatrzenia.
– Miło spotkać kobietę, której pragnienia można tak łatwo zaspokoić – skwitował nieco cierpko.
W tym momencie po raz pierwszy spostrzegła, jak niezwykłe miał oczy – zielonkawobrązowe, bardzo jasne w zestawieniu ze spaloną na brąz skórą. Zajęta swoim odkryciem, dopiero po chwili uświadomiła sobie, co powiedział. Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.
– Nie wszystkie, lecz niektóre na pewno.
Zapadła cisza. Thea delektowała się kawą, jednocześnie zastanawiając się, co powiedzieć, by przerwać niezręczne milczenie. Na szczęście pojawiły się obie dziewczynki, przynosząc chleb, dżem, miód, wspaniały grecki jogurt i soczyste brzoskwinie.
– Och, Sophie, co za wspaniałości! – pochwaliła Thea, która oczywiście wiedziała, że to Clara musiała zadbać o wszystko. Córka Rhysa była bladym, mizernym dzieckiem, które najwyraźniej nie lubiło jeść. – Bardzo ci dziękujemy.
Dziewczynka znowu ledwie ruszyła ramieniem i z powrotem usadowiła się na swoim krześle, lecz tym razem wreszcie coś ją zainteresowało, mianowicie śledziła spod opuszczonych rzęs, jak nowe znajome z absolutną rozkoszą pochłaniają śniadanie.
Rhys również im się przyglądał, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozbawienia.
– W dzisiejszych czasach kobiety nieczęsto mają tak zdrowy apetyt – skomentował, patrząc, jak Thea nalewa Clarze pełną miseczkę jogurtu, do którego hojnie dodaje miodu, a potem przyrządza taką samą porcję dla siebie.
– Ostatni raz jadłyśmy wczoraj w samolocie – usprawiedliwiała się Thea. – Umieramy z głodu, prawda, Claro?
Siostrzenica bez słowa pokiwała głową, ponieważ miała pełną buzię.
– Pycha! – stwierdziła, gdy tylko mogła mówić. – Będziemy codziennie jadły na śniadanie jogurt z miodem?
– Tak, zrobimy sobie zapasy, gdy będziemy panu odkupywać to, co zjadłyśmy.
– Nie trzeba – zaoponował z pewną rezygnacją. – Kupiłem to głównie dla córki, ale ona nie chce. Ani razu nie tknęłaś jogurtu, prawda? – zwrócił się do Sophie.
Wydęła wargi.
– Mama nie je rzeczy z mleka. Ja też nie.
– Jak to? Nie jecie nabiału? – Thea spojrzała na nią ze zgrozą. – Żadnego sera? Masła? Mleka?
– Do tego żadnych ziemniaków, chleba, czerwonego mięsa, soli… – wyliczał ze znużeniem Rhys.
Jej oczy zrobiły się okrągłe. Co w takim razie pozostawało?
– A co ze słodyczami? Z czekoladą? – Z rozpędu omal nie dodała: „Z winem?”.
– Żartuje pani. Lynda w kółko stosuje jakieś diety, liczy kalorie, uważa na każdy kęs. To praktycznie obsesja.
Thea już rozumiała, czemu Sophie przyglądała im się z takim zaintrygowaniem, gdy z radością rzuciły się na śniadanie.
– Musi mieć wspaniałą figurę – rzekła z westchnieniem i pożałowała, że nie zjadła trochę mniej jogurtu.
– Jest zdecydowanie za chuda – zaoponował Rhys. Thea spróbowała sobie wyobrazić, że ktoś powiedziałby coś podobnego o niej. Nie, jej wyobraźnia nie sięgała tak daleko. Z równym powodzeniem można by twierdzić, że George Clooney jest zdecydowanie za brzydki.
Tylko czy naprawdę chciałaby coś podobnego o sobie usłyszeć? To znaczy, kiedyś tak, ale… Ale wyglądało na to, że Rhys wolał, gdy kobieta miała więcej ciała niż wieszak na ubrania. To dobrze.
Chwileczkę, a co to za myśli i skąd się wzięły? Przecież jego preferencje wcale jej nie obchodzą!
– Chciałabym mieć równie silną wolę – wyznała. – Moje próby stosowania diety kończą się tak, że już pierwszego dnia w południe sięgam po batoniki, żeby sobie powetować śniadanie składające się z jednego grejpfruta.
– Nie potrzebujesz diety, ciociu – oznajmiła lojalnie Clara. – Mama zawsze mówi, że masz seksowną figurę i że mężczyźni wolą takie od jakichś patyków.
– Claro! – Thea próbowała kopnąć siostrzenicę pod stołem.
– Przecież nie zmyślam! Mama naprawdę tak mówi – zaoponowała dziewczynka i jeszcze pogorszyła sprawę, zwracając się do Rhysa: – Pan też tak uważa, prawda?
– Claro!!
Rhys bez śladu zakłopotania obrócił się ku Thei i zachowując kamienny wyraz twarzy, przyjrzał się uważnie jej sylwetce.
– Twoja mama ma rację – poinformował z powagą Clarę, która uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Widzisz? – powiedziała do Thei, która spłonęła rumieńcem i rzekła szybko:
– Jeśli skończyłaś śniadanie, pozwalam ci iść popływać.
– Super! – Clara poderwała się zza stołu. – Sophie, chodź.
– Tato, mogę?
– Oczywiście.
Dziewczynki oddaliły się, a Thea próbowała zasłonić twarz filiżanką, dopijając resztę kawy. Wreszcie przemogła się i zerknęła na gospodarza. W zielonkawobrązowych oczach tańczyły wesołe błyski.
– Ona zawsze jest taka bezpośrednia?
– Obawiam się, że tak. Gdybym tak za nią nie przepadała, zamordowałabym ją któregoś razu. – Nie wytrzymała i roześmiała się. – Potrafi być przerażająco szczera, a do tego uparta. Jeśli kogoś lubi i wbije sobie do głowy, że wie, co dla niego dobre, to koniec. Ma to po matce. Jak one dwie sobie coś postanowią dla czyjegoś dobra, nie ma szans! Najlepiej od razu ustąpić, bo inaczej człowieka zamęczą.