Выбрать главу

Kąciki jego ust zadrgały.

– A co, gdy kogoś nie lubią? Są równie zdeterminowane w swojej antypatii?

– Niestety, tak. – Spochmurniała nieco, przypomniawszy sobie, jak Nell i Clara od samego początku nie znosiły Harry’ego. Jak można było pałać do niego niechęcią? Nie pojmowała tego. Był taki przystojny i czarujący… – Na pana miejscu starałabym się żyć z nią w zgodzie.

– Będę pamiętał – obiecał, po czym sięgnął po dzbanek. – Ma pani ochotę na świeżą kawę?

Zawahała się. Nie, żeby nie miała ochoty, ale nie chciała wyjść na łakomczucha.

– No, niechże się pani podda swoim pragnieniom. Przecież oboje wiemy, że pani tego chce – kusił i nagle uśmiechnął się do niej po raz pierwszy.

Thea na moment oniemiała z wrażenia. Opanowała się w trudem.

– Cóż… Nie odmówię.

Gdy niedługo potem Rhys wrócił ze świeżo zaparzoną kawą i zajął miejsce na swoim krześle, Thea skorzystała z tego, że zapatrzył się na dziewczynki w basenie i przyjrzała mu się dyskretnie, lecz uważniej niż do tej pory. Naprawdę był całkiem atrakcyjny. Dobrze zbudowany, wręcz muskularny, spalony słońcem, zahartowany. Z łatwością potrafiła go sobie wyobrazić pracującego na pustyni.

Jej spojrzenie powędrowało z jego twarzy ku dłoniom. Przypomniał jej się spokojny, pewny uścisk. Bardzo przyjemny.

Tak, miłe dłonie, ładne oczy… I usta. Szkoda, że często ponuro zaciśnięte. Kiedy się uśmiechały, aż dech zapierało z wrażenia.

Dziwne. Przecież ten człowiek zupełnie nie był w jej typie. Trudno o kogoś bardziej różnego od Harry’ego, a mimo to poczuła przypływ zainteresowania. Nie, to pewnie przez to niewyspanie. Jeszcze nie doszła do siebie po podróży, to wszystko.

– Słyszy pani? – Wyprostował się gwałtownie, wyrywając Theę z zamyślenia.

– Co takiego?

– Sophie się śmieje.

ROZDZIAŁ DRUGI

Spojrzała w kierunku basenu. Dziewczynki wskakiwały do niego, wychodziły po drabince i znów wskakiwały do wody, chlapiąc, piszcząc i chichocząc.

– Teraz zrobią się z nich papużki-nierozłączki – stwierdziła spokojnie. – Obawiam się, że będzie pan rzadziej widywał Sophie, niż pan planował.

– Nie szkodzi. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa. Musiał naprawdę bardzo kochać córkę, chociaż chyba należał do tego typu mężczyzn, który uznaje emocje za niemęskie i woli nie przyznawać się do nich. Thea dopiła kawę i podniosła się zza stołu.

– Ogromnie dziękuję za śniadanie. Teraz, kiedy poratował mnie pan porządną dawką kofeiny, mogę ponownie zmierzyć się z tą koszmarną drogą do miasteczka.

– Tak się składa, że ja też się tam wybieram na zakupy, więc po co jechać w dwa samochody? – spytał, wstając. – Może pani zabrać się z nami, jeśli ma pani ochotę.

Miała wielką ochotę, ponieważ na samą myśl o tych serpentynach robiło jej się słabo, a mimo to zawahała się.

– To bardzo miło z pańskiej strony, lecz to naprawdę byłoby wykorzystywaniem pana… Już i tak zawdzięczamy panu wspaniałe śniadanie, a co pan dostał w zamian? Pobudkę o piątej rano i rysy na lakierze. Kiepsko pan wychodzi na tej znajomości – zażartowała z lekkim zakłopotaniem.

W odpowiedzi osłonił ucho dłonią i znów posłuchał dobiegających znad basenu wybuchów radości.

– Sophie śmieje się po raz pierwszy od tygodnia i chyba naprawdę dobrze się bawi. W porównaniu z tym drobny poczęstunek i zaoferowanie miejsca w samochodzie to naprawdę nic.

– Cóż, skoro tak pan stawia sprawę…

– W takim razie postanowione – skwitował. – Pójdę namówić dziewczynki, żeby na razie wyszły z basenu. Możemy się umówić za pół godziny? Wystarczy pani?

– O, w zupełności.

Koniecznie musiała się przebrać, za nic nie usiądzie przy nim w samochodzie w tych szortach. Och, mieć zgrabne uda bez śladu cellulitu i nie musieć się przejmować, jak będą wyglądały rozpłaszczone na siedzeniu samochodu!

Oczywiście nie było powodu, dla którego Rhys w ogóle miałby patrzeć na jej nogi. Niepotrzebnie się przejmowała. To z pewnością nawyk, wytłumaczyła sobie, wyrzucając wszystko z walizki. Przy Harrym nieustannie musiała dbać o swój wygląd, ponieważ on zauważał każde niedociągnięcie i ciągle wspominał, jak nienagannie prezentuje się Isabelle.

Na myśl o Isabelle skrzywiła się, lecz po raz pierwszy nie poczuła dojmującego bólu. Może Nell faktycznie miała rację, doradzając jej zmianę scenerii?

– Nie możesz siedzieć z nieszczęśliwą miną i czekać, aż Harry wreszcie raczy się zdecydować. Wyjedź dokądś! Poznaj nowych ludzi, zacznij myśleć o czymś innym.

Na przykład o wesołych błyskach w oczach Rhysa… Nie, wcale nie spodobał jej się jako mężczyzna! To tylko reakcja na kogoś nowego – od roku zaprzątał ją wyłącznie Harry i związane z tym problemy. W dodatku wakacyjny sąsiad, choć sympatyczny, nawet nie był w jej typie.

Co nie oznaczało, że miała przy nim wyglądać byle jak.

– Co mam włożyć? Sukienkę czy spódnicę i bluzkę? – Pokazała ubrania Clarze, która właśnie weszła do pokoju, ociekając wodą z basenu.

– Sukienka jest ładniejsza, ale pognieciona.

– To len, on zawsze jest trochę pognieciony, taka jego uroda – wyjaśniła Thea, zadowolona, że siostrzenica jej doradziła. Miała gust po matce, więc mimo bardzo młodego wieku warto było liczyć się z jej opinią w podobnych sprawach.

– Idziemy gdzieś?

– Pan Kingsford nic ci nie mówił? Podwozi nas do miasta, zrobimy zakupy.

Gara obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem. – I to na zakupy tak się stroisz?

– Wcale się nie stroję, po prostu zakładam sukienkę.

– Ale umalowałaś usta.

– Przecież często używam szminki – broniła się Thea.

– Tata Sophie jest całkiem fajny, nie?

Tym razem Thea łypnęła na siostrzenicę podejrzliwie, zaskoczona tak nagłą zmianą tematu.

– Owszem, sprawia miłe wrażenie.

– A myślisz, ciociu, że jest przystojny? Cóż, nie mógł się równać z Harrym, ale…

– Brzydki nie jest.

Nie wątpiła, oczywiście, do czego mała zmierza, ponieważ już wielokrotnie próbowała ją swatać, podobnie zresztą jak Nell. Cały czas namawiały Theę na znalezienie sobie kogoś innego. Jeśli Clara uweźmie się, by skojarzyć ciotkę z Rhysem, Theę czeka masa kłopotliwych sytuacji.

– Sophie mówi, że jej tata jest cały czas niezadowolony i się gniewa, ale to chyba nieprawda – ciągnęła niezmordowanie Clara. – Ma takie wesołe oczy.

– Nie przyglądałam się – skwitowała Thea, która też to zauważyła.

– Ciociu, weź go sobie na chłopaka – zaproponowała dziewczynka, decydując się postawić sprawę wprost. – Wiem od Sophie, że on nie ma żadnej dziewczyny.

Thea oczywiście zapamiętała tę informację, choć nie zdradziła najmniejszego zainteresowania, gdy bystre oczy siostrzenicy zdawały się przewiercać ją na wylot.

– Nie szukam chłopaka, wciąż kocham Harry’ego. Zresztą nie zmienia się partnera tak z dnia na dzień.

– Ten byłby dla ciebie dużo lepszy!

– Przykro mi cię rozczarować, ale nie jest w moim typie.

– Przynajmniej spróbuj!

– Claro, jedziemy na zakupy, a nie na podryw. Biegnij się przebrać. Aha, nie wygaduj podobnych rzeczy przy panu Kingsfordzie lub przy Sophie, bo będę na ciebie naprawdę zła – zagroziła, co nie wywarło na siostrzenicy najmniejszego wrażenia.

Skoro nie musiała prowadzić, Thea mogła podziwiać malownicze krajobrazy. I podziwiałaby, gdyby jej wzrok co chwilę nie biegł w kierunku Rhysa. Przyjemnie się z nim jechało. Jego dłonie pewnie spoczywały na kierownicy, prowadził płynnie i bardzo spokojnie. Nie to, co ona, której myliły się biegi, która denerwowała się na innych kierowców i wpadała w panikę, nie pamiętając, czy ma jechać normalnie lewą stroną drogi, czy też prawą.