Biron zacisnął pięści. Był wysoki i silny, ale nie uzbrojony. Ludzie, którzy po niego przyjdą, zapewne będą mieli blastery i bicze neuronowe. Cofnął się i oparł o ścianę.
Słysząc otwierające się po lewej stronie drzwi, odwrócił się szybko. Wszedł przez nie umundurowany, uzbrojony człowiek, ale towarzyszyła mu dziewczyna. Biron odprężył się nieco. W innych okolicznościach przyjrzałby się jej uważniej, zwłaszcza że na to zasługiwała, ale w tej chwili była dla niego po prostu dziewczyną. Oboje podeszli do Birona i zatrzymali się dwa metry przed nim. Biron nie spuszczał oka z blastera strażnika.
— Sama będę z nim rozmawiać, poruczniku — powiedziała dziewczyna.
Kiedy zwróciła się do Birona, pomiędzy jej brwiami widniała pionowa zmarszczka.
— Czy to ty jesteś tym człowiekiem, który ma wiadomości o spisku przeciw suwerenowi? — spytała.
— Mówiłem, że chcę rozmawiać z suwerenem.
— To niemożliwe. Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to mnie. Jeśli twoje informacje okażą się prawdziwe i użyteczne, zostaniesz sowicie wynagrodzony.
— Czy mogę spytać, kim pani jest? Skąd mam wiedzieć, że ma pani zgodę suwerena na prowadzenie rozmów w jego imieniu? Dziewczyna wyglądała na zirytowaną.
— Jestem jego córką. Proszę, odpowiedz na moje pytania. Czy jesteś spoza układu?
— Jestem z Ziemi — wyjaśnił Biron i po chwili dodał: — Wasza Wysokość. Wyraźnie ucieszył ją ten dodatek.
— Gdzie to jest?
— To mała planeta w sektorze Syriusza, Wasza Wysokość.
— Jak się nazywasz?
— Biron Malaine. Przyjrzała mu się uważnie.
— Z Ziemi, powiadasz? Czy potrafisz pilotować statek kosmiczny?
Biron uśmiechnął się. Sprawdzała go. Doskonale wiedziała, że w świecie rządzonym przez Tyrannejczyków nawigacja kosmiczna stała się nieznaną sztuka.
— Tak, Wasza Wysokość — odpowiedział.
Mógł tego dowieść w praktyce, jeśli pozwolą mu żyć. Na Ziemi nawigacja kosmiczna nie była zakazana i przez cztery lata studiów wiele się można było nauczyć.
— Dobrze. A teraz twoja opowieść.
Nagle podjął decyzję. Nie ośmieliłby się powiedzieć tego do samego strażnika. Ale była jeszcze dziewczyna i jeśli nie kłamała, jeśli naprawdę należała do rodziny suwerena, mogła stać się jego rzeczniczką.
— Nie ma żadnego spisku. Wasza Wysokość — oznajmił. Dziewczyna zamarła. Gwałtownie obróciła się do strażnika.
— Proszę się nim zająć, poruczniku, i wydobyć z niego prawdę. Biron zrobił krok do przodu i poczuł zimne dotknięcie blastera.
Powiedział pospiesznie:
— Chwileczkę, Wasza Wysokość! Proszę mnie wysłuchać! To był tylko pretekst żeby dostać się do suwerena. Nie rozumiecie?
Gdy zamierzała odejść, podniósł głos i dodał:
— Czy powie pani Jego Ekscelencji, że jestem Biron Farrill i odwołuję się do mojego prawa do azylu?
Był to słaby argument. Stary feudalny zwyczaj stracił swoje znaczenie długo przedtem, nim przybyli Tyrannejczycy. Teraz to przeżytek. Ale dla Birona jedyna szansa. Jedyna.
Odwróciła się i uniosła ze zdziwieniem brwi.
— Rościsz sobie prawo do arystokratycznego pochodzenia? Przed chwilą nazywałeś się Malaine.
Niespodziewanie rozległ się nowy głos:
— Tak, ale tylko tamto nazwisko jest prawdziwe. Z pewnością jest pan Bironem Farrillem. Oczywiście, że tak. Co za podobieństwo.
W drzwiach stanął drobny, uśmiechnięty mężczyzna. Jego oczy, szeroko rozstawione i błyszczące, wpatrywały się w Birona z pełnym ciekawości rozbawieniem. Ze względu na wzrost Birona nieznajomy uniósł głowę w górę i powiedział do dziewczyny:
— Nie poznajesz go, Artemizjo? Artemizja podbiegła do niego.
— Stryju! Co ty tu robisz? — Głos jej drżał.
— Dbam o swoje interesy. Pamiętaj, że gdyby doszło do morderstwa, ja jestem najbliższym sukcesorem Hinriadów. — Gillbret oth Hinriad skłonił się ceremonialnie i dodał: — Odeślij porucznika. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
Zignorowała tę uwagę:
— Znowu podsłuchiwałeś?
— Owszem. Czyżbyś chciała pozbawić mnie mojej jedynej rozrywki? To bardzo miłe zajęcie.
— Dopóki cię nie przyłapią.
— Ryzyko jest częścią gry, skarbie. Najzabawniejszą. Tyrannejczycy nie wahają się podsłuchiwać rozmów w pałacu. Niewiele możemy zrobić, żeby oni o tym nie wiedzieli. Dobrze wiesz, o co chodzi. Nie zamierzasz mnie przedstawić?
— Nie. To nie twoja sprawa.
— W takim razie pozwól, że ja dokonam prezentacji. Kiedy usłyszałem jego nazwisko, postanowiłem wejść.
Minął Artemizję, podszedł do Birona, obejrzał go dokładnie i uśmiechając się konwencjonalnie oznajmił:
— To jest Biron Farrill.
— Już mówiłem — odezwał się Biron. Jego uwaga skupiała się na poruczniku, który wciąż trzymał w pogotowiu blaster.
— Ale nie dodałeś, że jesteś synem rządcy Widemos.
— Właśnie zamierzałem, kiedy pan wszedł. W każdym razie znacie już prawdę. Musiałem uciekać przed Tyrannejczykami ukrywając się pod innym nazwiskiem.
Biron czekał. Stało się, pomyślał. Jeśli za chwilę mnie nie aresztują, wciąż mam pewną szansę.
— Rozumiem. Ta sprawa rzeczywiście należy wyłącznie do suwerena. Jesteś zatem pewien, że nie ma żadnego spisku?
— Żadnego, Wasza Wysokość.
— Dobrze. Stryju, czy dotrzymasz towarzystwa panu Farrillowi? Poruczniku, proszę ze mną.
Biron poczuł się słabo. Miał chęć usiąść, ale z ust Gillbreta nie padła taka propozycja. Stał i przyglądał się Bironowi jak jakiemuś okazowi.
— Syn rządcy! Zabawne!
Biron odprężył się. Zmęczyła go już ciągła czujność, mówienie monosylabami i aluzjami.
— Tak, syn rządcy — potwierdził nieco zbyt gwałtownie. — Od urodzenia. Czym jeszcze mogę służyć?
Gillbret nie okazał urazy. Na jego szczupłej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
— Możesz zaspokoić moją ciekawość. Naprawdę przyjechałeś po azyl? Tutaj?
— Wolałbym to omówić z suwerenem.
— Wybij to sobie z głowy, młody człowieku. Zobaczysz, że z suwerenem można załatwić bardzo niewiele. Jak myślisz, dlaczego przed chwilą rozmawiałeś z jego córką? Bardzo to zabawne, jak chcesz wiedzieć.
— Czy wszystko jest dla pana zabawne?
— I owszem. To świetny sposób na życie. Powiem więcej: jedyny. Obserwuj świat, młodzieńcze. Jeśli nie będzie cię bawił, możesz sobie założyć stryczek na szyję. Przy okazji, nie przedstawiłem się. Jestem kuzynem suwerena.
— Winszuję — odpowiedział chłodno Biron.
— Uzasadniony brak entuzjazmu — skrzywił się Gillbret. — To nic szczególnego. Zwłaszcza gdy okazało się, że nie ma przeciw niemu żadnego spisku.
— Chyba że pan jakiś zorganizuje.
— Cóż za poczucie humoru! Musisz przyzwyczaić się do tego, że mnie nikt nie traktuje poważnie. Moja uwaga była cyniczna. Nie przypuszczasz jednak chyba, że stanowisko suwerena jest dziś wiele warte. Niech ci się tylko nie wydaje, że Hinrik zawsze był taki. Nigdy nie miał lotnego umysłu, ale teraz z każdym rokiem staje się coraz bardziej nieznośny. Ach tak, zapomniałem! Ty go jeszcze nie znasz! Ale poznasz! Słyszę, jak nadchodzi. Kiedy będziesz go słuchał, pamiętaj, że jest władcą największego z Królestw Mgławicy. To cię z pewnością rozbawi.
Hinrik obnosił swój majestat z wprawą. Łaskawie przyjął wystudiowany, ceremonialny ukłon Birona, po czym spytał ponaglająco:
— Jaką ma pan do nas sprawę?
Artemizja stała u boku ojca i Biron, z niejakim zaskoczeniem, stwierdził, że jest całkiem ładna.