Выбрать главу

Zanim ściana garderoby zamknęła się za Bironem, zdołał jeszcze zauważyć, jak Artemizja zarzuca na ramiona ozdobiony białym futrem szlafrok. Szkarłatną suknię cisnęła niedbale na krzesło.

Rozejrzał się wokół. Ciekawe, czy przeszukają pokój Artemizji. W takim przypadku byłby zupełnie bezsilny. Garderoba miała tylko jedno wyjście — wprost do sypialni, a wewnątrz nie by nic, co mogłoby posłużyć za schronienie.

Wzdłuż jednej ściany wisiał rząd sukien, otoczony warstwą leciutko migoczącego powietrza. Biron z łatwością przesunął przez nie dłoń, czując jedynie łaskotanie. Pole to miało, rzecz jasna, jedynie zatrzymywać kurz, tak aby chroniona przestrzeń pozostawała klinicznie czysta.

Mógłby ukryć się pod spódnicą. W pewnym sensie zresztą j to uczynił. Z pomocą Gillbreta pokonał w walce dwóch gwardzistów, dostał się tu, by schronić się pod damską spódnicą.

Nagle pożałował, że ściana garderoby nie zasunęła się trochę później, bo Artemizja miała naprawdę wspaniałą figurę. Zachował się jak idiota. Nie powinien tak się na nią wściekać. Nie można winić córki za grzechy ojca.

Teraz mógł już tylko czekać, spoglądając przed siebie martwy wzrokiem — czekać na odgłos kroków w pokoju, na ponów ruch ściany, na wymierzoną w siebie broń. Tyle że tym razem i pomoże mu już żaden wizisonor.

Czekał więc, trzymając bicze w dłoniach.

9. I spodnie władcy

I co chodzi? — Artemizja nie musiała udawać zaniepokojenia. Skierowała swoje słowa do Gillbreta, który stał w drzwiach wraz kapitanem gwardii. Z tym, w stosownej odległości, czekało sszcze kilku żołnierzy. — Czy coś z ojcem?

— Nie, nie — uspokoił ją Gillbret. — Nie zaszło nic, co by dotyczyło ciebie. Spałaś?

— Prawie — odparła. — A pokojówki zwolniłam już parę godzin temu. Toteż sama musiałam otworzyć drzwi. Wystraszyliście mnie śmiertelnie.

Nagle odwróciła się do oficera i spytała ostro:

— Co was do mnie sprowadza, kapitanie? Proszę mówić szybko. Nie jest to właściwa pora na wizyty.

Zanim kapitan zdołał otworzyć usta, znów odezwał się Gillbret.

— Zaszło coś bardzo zabawnego. Ten młody człowiek, jak mu tam — no wiesz — wyrwał się na wolność, rozbijając po drodze parę głów. Teraz my polujemy na niego. Jeden pluton na jednego zbiega. Ja również włączyłem się w tę akcję, aby nasz kapitan mógł w pełni docenić moją odwagę i zaangażowanie.

Artemizji udało się przybrać zupełnie nieprzytomny wyraz twarzy. Kapitan mruknął pod nosem coś bardzo niestosownego. Jego wargi ledwie się poruszyły. Następnie dodał głośno:

— Przepraszam, panie, lecz chyba nie wyrażasz się dostatecznie jasno, a po za tym i tak zbyt długo już tu marudzimy. Mężczyzna, który podaje się za syna byłego rządcy Widemos, został zatrzymany pod zarzutem zdrady stanu. Zdołał uciec i obecnie przebywa na swobodzie. Musimy przeszukać pałac, pokój za pokojem. Artemizja cofnęła się, marszcząc brwi.

— Moją sypialnię także?

— Jeśli Wasza Wysokość pozwoli.

— Nie, nie pozwolę. Gdyby w moim pokoju znajdował się obcy mężczyzna, niewątpliwie wiedziałabym o tym. A sugestie jakobym zadawała się z kimś takim, czy w ogóle jakimkolwiek mężczyzną o tej porze nocy, są wysoce obraźliwe. Proszę kapitanie, aby zechciał pan pamiętać, kim jestem.

Jej słowa odniosły zamierzony skutek. Gwardziście pozostało tylko ukłonić się i powiedzieć:

— Nie zamierzałem sugerować niczego podobnego. Wasza Wysokość. Proszę o wybaczenie, że zakłóciliśmy spokój o tak późnej porze. Samo oświadczenie, że nie widziała pani żadnego zbiega, rzecz jasna, wystarczy. W tych okolicznościach wydawało mi się jednak konieczne upewnić co do pani bezpieczeństwa. Te człowiek jest bardzo groźny.

— Z pewnością nie tak groźny, byście nie zdołali go pokonać. Do rozmowy ponownie włączył się wysoki głos Gillbreta.

— Chodźmy już, kapitanie. Podczas gdy pan wymienia uprze mości z moją bratanicą, nasz uciekinier zdążył już zapewne włamać się do zbrojowni. Proponowałbym, aby zostawił pan kogoś na straży przy drzwiach pani Artemizji, by nic już nie zakłóciło jej dalszego snu. Chyba że, moja droga — pstryknął palcami w stronę Artemizji — chciałabyś do nas dołączyć.

— Dziękuję — odparła chłodno — ale będę zadowolona, gdy dokładnie zamknę drzwi i wrócę do łóżka.

— Niech pan wybierze kogoś rosłego! — krzyknął Gillbret. O, ten będzie dobry. Zauważ, Artemizjo, jakie ładne mundury i nasza gwardia. Już z daleka można rozpoznać gwardzistę po stroju.

— Panie — wtrącił niecierpliwie kapitan — nie mamy czasu. Musimy ruszać dalej.

Na jego skinienie jeden z żołnierzy odłączył się od plutonu, zasalutował Artemizji przez zamykające się drzwi, a pot kapitanowi. Po chwili odgłos równych, rytmicznych krok oddalił się w obie strony korytarza.

Artemizja odczekała chwilę, po czym cichutko odsunęła drzwi na parę centymetrów. Gwardzista stał na posterunku na szeroko rozstawionych nogach, prawa ręka uzbrojona, lewa — na przycisku alarmowym. Był to ten sam gwardzista, którego wybrał Gillbret. Wysoki jak Biron z Widemos, choć nie tak szeroki w ramionach.

W tej chwili przez głowę przemknęła jej myśl, że Biron, choć młody i może niezbyt rozsądny, był jednak rosły i dobrze obudowany, co nie było bez znaczenia. To nie było mądre, że potraktowała go tak ostro. Był też dość przystojny.

Zamknęła drzwi i skierowała się w stronę garderoby.

Na dźwięk odsuwających się drzwi Biron napiął mięśnie, wstrzymał oddech, a jego palce zesztywniały. Artemizja spojrzała na jego bicze.

— Uważaj!

Odetchnął z ulgą i wsunął oba do kieszeni. Nie było to zbyt wygodne, nie miał jednak odpowiednich olstrów.

— To na wypadek, gdyby ktoś mnie tu szukał.

— Wychodź. I mów szeptem.

Miała na sobie nocną szatę z gładkiej, nie znanej Bironowi tkaniny, ozdobioną małymi kępkami srebrzystego futra. Dzięki lekkiej elektryzacji materiału szata bez żadnych guzików, haftek, zatrzasków, wiązań czy zaszewek przylegała do ciała Artemizji, uwydatniając linie jej figury.

Biron poczuł, jak czerwienieją mu uszy i uczucie to bardzo mu się podobało.

Artemizja odczekała chwilę, po czym zatoczyła palcem krąg w powietrzu i powiedziała.

— Czy mógłbyś…

Biron spojrzał na nią ze zdumieniem.

— Co takiego? Och, przepraszam.

Odwrócił się i stanął sztywno, zasłuchany w cichy szelest ubrań. Nie przyszło mu nawet na myśl zastanawiać się, dlaczego nie korzystała z garderoby lub nie przebrała się, zanim ją otworzyła, o były tajniki kobiecej psychiki, która niełatwo poddaje się analizie, zwłaszcza gdy komuś brakuje niezbędnego doświadczenia.

Kiedy się odwrócił, Artemizja miała na sobie czarny dwuczęściowy kostium, który sięgał jej zaledwie do kolan. Był to solidny strój stosowany raczej na wycieczki niż do sali balowej.

— Wychodzimy? — spytał Biron bezwiednie. Potrząsnęła głową.

— Najpierw musisz jeszcze coś załatwić. Ty także potrzebujesz innego stroju. Stań tu z boku przy drzwiach, a ja zawołam strażnika.

— Jakiego strażnika? Artemizja uśmiechnęła się lekko.

— Zgodnie z sugestią stryja Gila zostawili na straży gwardzistę.

Prowadzące na korytarz drzwi przesunęły się gładko w prowadnicy. Żołnierz stał nadal, sztywny i nieruchomy.