Tyrannejczyk spojrzał na nich wściekłym wzrokiem, a Biron zaprotestował.
— Nie. Żadną miarą nie możemy mu ufać. Mój pilotaż poprawi się, w miarę jak będę poznawał statek. Jak dotąd nie rozbiłem nas, czyż nie?
Ramię wciąż bolało go po pierwszym przechyle, a ból, jak to zwykle bywa, wprawił go w irytację.
— W porządku — zgodził się Gillbret. — Co z nim zrobimy?
— Nie lubię zabijać z zimną krwią — odparł Biron — a zresztą to i tak nic by nam nie dało. Coś takiego jeszcze bardziej rozwścieczyłoby Tyrannejczyków. Zabójstwo jednego z rasy panów jest przewinieniem, którego się nie wybacza.
— Czy mamy jakieś inne wyjście?
— Odeślemy go.
— Zgoda. Tylko gdzie?
— Na Rhodię.
— Co?!
— To jedyne miejsce, gdzie nie będą nas szukać. Poza tym, musimy szybko wylądować, gdziekolwiek.
— Dlaczego?
— Ten statek komisarza używany jest wyłącznie do poruszania się po powierzchni planety. Nie jest przygotowany do dalekich podróży. Zanim gdzieś się udamy, musimy skompletować wyposażenie i upewnić się, że mamy wystarczające zapasy wody i żywności.
Artemizja przytaknęła energicznie:
— Racja. Dobrze! Nie pomyślałam o tym. To bardzo sprytne, Bironie.
Machnął lekceważąco ręką, ale zrobiło mu się ciepło koło serca. Po raz pierwszy użyła jego imienia. Potrafiła być całkiem sympatyczna, kiedy się postarała.
— Przecież natychmiast poda im naszą pozycję przez radio — zaoponował Gillbret.
— Nie przypuszczam — odparł Biron. — Po pierwsze, myślę, że Rhodia ma swoje bezludne obszary. Nie musimy zostawić go w centrum miasta lub w którymś z tyrannejskich garnizonów. Poza tym, zapewne wcale niespieszne mu do spotkania z przełożonymi… No, żołnierzu, powiedz nam, co może spotkać wartownika, który pozwala ukraść powierzony mu statek komisarza chana?
Więzień nie odpowiedział, ale jego usta zacisnęły się w cienką, bladą linię.
Biron nie chciałby znaleźć się na miejscu żołnierza. Choć tak naprawdę, nikt specjalnie by go nie obwiniał. Dlaczego miałby spodziewać się kłopotów po członkach rodziny królewskiej? Zgodnie z tyrannejskim kodeksem wojskowym nie zgodził się, aby weszli na pokład bez okazania pozwolenia od dowódcy wart. Nawet gdyby sam suweren zapragnął wstąpić na statek, też by go nie wpuścił. Oni jednak zdołali go otoczyć i kiedy zorientował się, iż powinien jeszcze ściślej zastosować regulamin i odbezpieczyć broń, było już za późno. Lufa bicza neuronowego niemal dotykała jego piersi.
Nawet wtedy jednak nie poddał się bez walki. Powstrzymało go dopiero uderzenie bicza w pierś. Mimo wszystko jednak na Rhodii mógł oczekiwać jedynie sądu polowego i skazania. Nikt w to nie wątpił, a najmniej on sam.
Wylądowali w dwa dni później na peryferiach miasta Southwark. Po długim namyśle wybrali właśnie te okolice, ponieważ leżały z dala od głównych ośrodków Rhodii. Tyrannejski żołnierz został zamknięty w kapsule ratunkowej i wystrzelony w odległości osiemdziesięciu kilometrów od najbliższego miasteczka.
Lądowanie na pustej plaży było tylko trochę nierówne. Biron, jako najtrudniejszy do rozpoznania, poczynił wszystkie niezbędne zakupy. Pieniędzy, które przytomnie zabrał ze sobą Gillbret, ledwie starczyło na zaspokojenie podstawowych potrzeb, ponieważ większość wydał na mały dwukołowy wózek, którym partiami przywoził zaopatrzenie.
— Starczyłoby na więcej — stwierdziła Artemizja — gdybyś nie wydał tyle na tę tyrannejską papkę.
— Moim zdaniem to najlepsze wyjście. Może dla ciebie to papka, ale w rzeczywistości ten pełnowartościowy pokarm będzie dla nas lepszy niż cokolwiek, co moglibyśmy tu kupić.
Był zirytowany. Cała ta praca, zakupy i dostarczenie ich z miasta na statek, należała do personelu pomocniczego. Podjął duże ryzyko kupując w sklepie prowadzonym przez Tyrannejczyków. Oczekiwał za to uznania.
Prawdę mówiąc, nie mieli wyboru. Tyrannejską flota wprowadzała ciągle nowe technologie w dziedzinie zaopatrzenia, ze względu na typ używanych statków kosmicznych. Małe i lekkie jednostki nie były w stanie zabierać wielkich zapasów, takich jak inne floty, które ładowały całe tusze zwierzęce, wieszane w ścisłych rzędach. Tyrannejczycy rozwinęli więc produkcję standardowych wysokokalorycznych koncentratów, zawierających wszystkie niezbędne składniki — całkowicie pozbawionych smaku. Zajmowały one jedną dwudziestą przestrzeni, potrzebnej na naturalne produkty o tej samej wartości odżywczej. Można było je przechowywać w niskiej temperaturze w postaci praktycznych paczek.
— Mają wstrętny smak — skrzywiła się Artemizja.
— Przyzwyczaisz się — zareplikował Biron naśladując jej rozdrażnienie. Zarumieniła się i odeszła rozeźlona.
Biron wiedział, że denerwuje ją ciasnota statku i wszystko, co się z tym wiąże. Nie chodziło tylko o konieczność korzystania z monotonnych racji żywnościowych. Raczej o to, że nie było oddzielnych sypialni. Większość statku zajmowały maszynownia i sterówka. (Ostatecznie, pomyślał Biron, to jest statek wojenny, a nie jacht wycieczkowy). Był też magazyn i jedna mała kabina, z sześcioma kojami ustawionymi w dwóch rzędach. Toaleta została umieszczona w małej wnęce tuż obok kabiny.
Oznaczało to ciasnotę, brak jakiejkolwiek prywatności; dla Artemizji także konieczność pogodzenia się z brakiem damskich strojów, luster i przyborów toaletowych.
Cóż, będzie się musiała przyzwyczaić. Biron stwierdził, że zrobił dla niej wystarczająco dużo i poszedł na liczne ustępstwa. Dlaczego ona nie mogła być miła i uśmiechnąć się choć przez chwilę? Miała bardzo ładny uśmiech i Biron wierzył, że nie jest zła, taki ma już temperament. Ale cóż to był za temperament!
Po co zresztą tracić czas na rozmyślania o niej?
Najgorzej wyglądała sprawa wody. Tyrann był planetą pustynną. W świecie, gdzie deficyt wody jest podstawowym problemem i ludzie znają jej wartość, na statkach kosmicznych w ogóle nie przewidziano umywalni. Żołnierze mogli kąpać się po lądowaniu na planecie. Podczas podróży odrobina brudu i zaduchu nikomu nie szkodziła. Nawet woda pitna była ściśle racjonowana i podczas dłuższej podróży ledwie jej starczało. W końcu wody nie można zagęścić ani wysuszyć, trzeba ją transportować w olbrzymich ilościach. Problem dodatkowo komplikował fakt, że koncentraty żywnościowe zawierały jej bardzo mało.
Na statku było urządzenie do odzyskiwania wody wydalanej przez ludzki organizm, ale Bironowi, kiedy poznał jego funkcjonowanie, zrobiło się niedobrze i postanowił usuwać odpady i odchody w naturalny sposób. Wtórny obieg to dobra rzecz, jeśli przywykło się do niego od dziecka.
Drugi start był, w porównaniu z pierwszym, wzorowy. Potem Biron spędził wiele czasu rozgryzając wyposażenie sterowni. Tablica kontrolna tylko w ogólnych zarysach przypominała przyrządy znane mu ze statków pilotowanych na Ziemi. Tu wszystko połączono w funkcjonalne zestawy. Gdy udało mu się rozpoznać funkcję jakiegoś pokrętła i wskaźnika, pisał krótkie objaśnienia na kartkach i przyklejał w odpowiednich miejscach.
Gillbret wszedł do sterówki.
Biron spojrzał przez ramię.
— Czy Artemizja jest w kabinie?