P oznaczała odległość od środka Galaktyki w parsekach; Θ — kąt między płaszczyzną Galaktyki a standardową linia Galaktyki (prostą łączącą środek Galaktyki ze słońcem planety Ziemi); Φ — kąt między standardową linią Galaktyki a płaszczyzną prostopadłą do płaszczyzny Galaktyki; dwie ostatnie wartości podane były w radianach. Mając te trzy dane, można określić położenie dowolnej gwiazdy w przestrzeni.
Ale tylko określonego dnia. Dodatkowo, oprócz danych o położeniu w konkretnym dniu, niezbędne były jeszcze informacje o własnym ruchu gwiazdy, zarówno jego prędkość jak i kierunek. Była to niewielka poprawka, ale niezbędna. Milion kilometrów to w relacjach międzygwiezdnych niewiele, ale dla statku kosmicznego jest to znacząca odległość.
Trzeba było także ustalić położenie statku. Odległość od Rhodii czy, ściślej mówiąc, od słońca Rhodii, w przestrzeni kosmicznej bowiem potężne pole grawitacyjne gwiazdy całkowicie tłumi przyciąganie planet, można odczytać ze wskazań masometru. Trudniej wyznaczyć położenie w stosunku do standardowej linii Galaktyki. Biron ustalił współrzędne dwóch innych gwiazd i znając odległość od słońca Rhodii, mógł obliczyć aktualną pozycję statku.
Wszystkie obliczenia były przybliżone, ale miał nadzieję, że wykonał je dostatecznie dokładnie. Znając swoje położenie i pozycję słońca Lingane, Biron musiał tylko ustawić przyrządy sterownicze na właściwy kierunek i wyregulować moc silników.
Czuł się spięty i samotny. Nie był przestraszony! Z pewnością nie. Ale właśnie spięty. Zaczął obliczać parametry skoku z wyprzedzeniem sześciu godzin. Chciał mieć wystarczającą ilość czasu na sprawdzenie obliczeń. A może uda się wygospodarować chwilę na drzemkę? Przyniósł z kabiny pościel i gotowe posłanie czekało na niego na podłodze.
Artemizja i Gillbret prawdopodobnie już spali w kabinie. Pomyślał, że tak jest najlepiej — nie chciał mieć w pobliżu nikogo, kto by mu zawracał głowę. Kiedy więc usłyszał ciel stąpanie bosych stóp, z irytacją uniósł wzrok.
— Cześć — powiedział. — Dlaczego jeszcze nie śpisz?
W drzwiach stała Artemizja. Wahała się. Wreszcie spytała cicho.
— Nie masz nic przeciw temu, że przyszłam? Nie przeszkadzam ci?
— To zależy, co zamierzasz robić.
— Postaram się robić właściwe rzeczy.
Wydaje się zbyt pokorna, pomyślał Biron podejrzliwie, a ; chwilę prawda wyszła na jaw.
— Jestem potwornie przerażona. A ty nie?
Chciał powiedzieć, że nie, ani trochę, ale nie mógł tego z siebie wykrztusić. Uśmiechnął się nieśmiało i odpowiedział:
— Troszeczkę.
Dziwne, ale to jej wystarczyło. Uklękła przed nim i popatrzy na leżące na podłodze opasłe tomiska i arkusze z obliczeniami.
— Mieli tutaj te wszystkie książki?
— Jasne. Bez nich nie mogliby pilotować statku.
— I wszystko rozumiesz?
— Nie wszystko. Chciałbym, aby tak było. Mam nadzieję, zrozumiałem wystarczająco dużo. Musimy wykonać skok i Lingane, wiesz.
— Trudno to zrobić?
— Nie, jeśli znasz koordynaty, które są tutaj, ustawisz aparaturę, która jest tutaj, i masz doświadczenie, którego mnie braku Można to zrobić kilkoma skokami, ale ja zamierzam wykonać tylko jeden, ponieważ wtedy mniejsze jest ryzyko błędu. Rzecz jasna, oznacza to jednak nieprzyzwoite marnotrawstwo energii.
Nie powinien jej tego mówić; nie było takiej potrzeby. Straszenie jej to tchórzostwo: jeśli teraz owładnie nią lęk, paniczny lęk, gorzej będzie znosić dalszą podróż. Powtarzał to sobie, b rezultatu. Pragnął podzielić się z kimś wszystkimi swoimi obaw mi. Wyrzucić z siebie część wątpliwości.
— Jest kilka rzeczy, które powinienem wiedzieć, a nie ma o nich pojęcia. Czynniki takie jak gęstość materii pomiędzy Linga a tym miejscem mogą mieć wpływ na skok, ponieważ od gęsto: materii zależy krzywizna przestrzeni. Efemerydy, to ta wielka księga, podają korekty krzywizny przy najczęściej dokonywanych standardowych skokach i na podstawie tych danych można wyliczyć szczegółowe poprawki. Ale jeśli w odległości dziesięciu lat świetlnych znajdzie się supergigant, wszystkie obliczenia są na nic. Nie mam nawet pewności czy poprawnie posłużyłem się komputerem.
— A co się może stać, jeśli popełniłeś błąd?
— Możemy pojawić się w przestrzeni zbyt blisko słońca Lingane. Artemizja pomyślała chwilę i stwierdziła:
— Nie zdajesz sobie sprawy, o ile lepiej się czuję.
— Po tym wszystkim, co ci powiedziałem?
— Oczywiście. Leżąc na koi czułam się bezradna i otoczona przez bezdenną otchłań. Teraz wiem, że zmierzamy w określonym kierunku, a cała pustka jest pod naszą kontrolą.
Biron był zaskoczony. Jak bardzo się zmieniła!
— Nie jestem bardzo pewien tej naszej kontroli…
— Ależ oczywiście — przerwała mu. — Jestem przekonana, że dasz sobie radę z pilotowaniem statku.
I Biron poczuł, że być może, istotnie da sobie radę.
Artemizja podwinęła gołe nogi i usiadła przed Bironem. Miała na sobie tylko przejrzystą bieliznę, ale nie wyglądała na skrępowaną. Biron natomiast poczuł, że się rumieni.
— Wiesz — odezwała się po chwili — kiedy leżałam na koi, wydawało mi się, że pływam w powietrzu. Zawsze przerażało mnie takie uczucie. Przy każdym obrocie miałam wrażenie, że unoszę się w powietrze, a po chwili opadam.
— Nie położyłaś się chyba na najwyższej koi?
— Owszem. Ta dolna przyprawia mnie o klaustrofobię; materac piętnaście centymetrów nad głową…
— To wszystko wyjaśnia — roześmiał się. — Sztuczna grawitacja statku wzrasta w pobliżu podłogi, a maleje pod sufitem kabiny. Na wyższej koi prawdopodobnie byłaś lżejsza o dziesięć, może piętnaście kilogramów. Czy leciałaś kiedyś liniowcem? Takim wielkim, pasażerskim.
— Raz. W zeszłym roku, kiedy wraz z ojcem odwiedzałam Tyrann.
— Na takich liniowcach sztuczna grawitacja rośnie w kierunku pancerza, tak że dłuższa oś statku jest zawsze „u góry”, niezależnie od miejsca, w którym się znajdujesz. Dlatego silniki takich „maleństw” zawsze są zlokalizowane w cylindrze biegnącym wzdłuż długiej osi. Zerowa grawitacja.
— Utrzymanie sztucznego ciążenia na takim kolosie musi wymagać olbrzymiej energii.
— Wystarczyłoby jej dla sporego miasta.
— A czy nam nie grozi brak paliwa?
— Nie denerwuj się. Statki są napędzane przez zmianę masy w energię. Paliwo jest ostatnią rzeczą, jakiej mogłoby zabraknąć. Prędzej rozpadnie się zewnętrzny pancerz.
Siedziała naprzeciw niego. Zauważył, że jej twarz jest zbawiona makijażu, i zastanawiał się, jak go zmyła. Pewnie ni chusteczki i odrobiny wody pitnej. Jej uroda nic na tym straciła. Ciemne oczy i włosy jeszcze bardziej podkreślały skóry. Ma bardzo ciepłe oczy, pomyślał Biron.
Cisza trwała nieco zbyt długo. Pospiesznie powiedział:
— Nie podróżowałaś zbyt wiele? Chodzi mi o to, że tylko raz leciałaś liniowcem.
— O ten jeden raz za dużo. Gdybym nie pojechała wtedy na Tyranna, tamten obleśny szambelan nigdy by mnie zobaczył i… nie chcę o tym mówić.
Biron nie nalegał. Dodał tylko:
— Czy to wasz normalny tryb życia? Mam na myśli rzadkie podróże.
— Niestety, raczej tak. Ojciec ciągle gdzieś jeździ, otwiera wystawy rolnicze, patronuje różnym budowlom. Zwykle wygłasza mowy napisane dla niego przez Aratapa. Jeśli chodzi o nas. więcej czasu spędzamy w pałacu, tym bardziej radzi są Tyrannejczycy. Biedny Gillbret! Jeden jedyny raz opuścił Rhodię jako przedstawiciel ojca na koronacji chana. Nigdy potem nie wpuścili go na statek.