— Niestety. Kapitan pocztowca nie miał podstaw, aby traktować tę sprawę ze szczególną powagą. Jeśli w ogóle należy ją tak traktować! Cóż to ma za znaczenie dla pana?
Autarcha nie odpowiedział.
— I to jest ta wiadomość?
— Tak. Dziwna wiadomość składająca się z jednego słowa którą mieliśmy przekazać panu osobiście. Nie uczyniliśmy tego oczywiście. To mogła być, na przykład, kapsuła wybuchowa Zdarzało się, że w ten sposób ginęli ludzie.
— Tak, nawet autarchowie — zgodził się autarcha. — Tylko słowo „Gillbret”. Jedno słowo, „Gillbret”.
Autarcha zachował niezmącony spokój, ale poczuł się niepewnie. Nie przepadał za tym uczuciem. Nie lubił niczego, co uświadamiało mu jego ograniczone możliwości. Działań autarchy nie powinno nic ograniczać i na Lingane ograniczały go tylko prawa natury.
Na Lingane nie zawsze rządzili autarchowie. Dawniej rządy sprawowały dynastie kupieckich książąt. Rodziny, które pierwsze założyły pozaplanetarne stacje, stały się arystokracją. Nie miały posiadłości ziemskich, dlatego nie mogły równać się z rodami rządców i władców sąsiednich planet, ale były wystarczająco zasobne, aby wykupić ich włości, co zresztą czasami czyniły.
I na Lingane trwał wynikający z tego faktu zwykły porządek (czy raczej nieporządek). Wpływy i władza przechodziły z rąk i jednej rodziny do drugiej. Różne rody zmuszane były do opuszczenia planety. Intrygi i przewroty pałacowe były tak częste, że o ile Rhodię uważano za wzorcowy przykład stabilności i porządku, Lingane słynęła z ciągłych zmian i bałaganu. „Zmienny jak Lingane” głosiło porzekadło.
Spoglądając z perspektywy historycznej, łatwo można było przewidzieć skutki. Kiedy sąsiednie planety łączyły się w unie i rosły w siłę, wojny domowe na Lingane doprowadziły do sytuacji groźnej dla państwa. Mieszkańcy skłonni byli w końcu poświęcić wszystko dla powszechnego spokoju. Tak wiec zamienili plutokrację na autokrację, tracąc nieco swobód. Potęga kilku rodów skoncentrowała się w jednym ręku, lecz nawet wtedy panująca rodzina z rozmysłem starała się zyskać popularność wśród ludu, aby jeszcze wzmocnić swoją pozycję pośród stale walczących dynastii kupieckich.
Pod rządami autarchów Lingane zyskiwała na znaczeniu i potędze. Nawet Tyrannejczycy, atakujący trzydzieści lat temu całą swoją potęgą, napotkali opór. Nie zostali pokonani, ale zostali zatrzymani. Wywołany tym szok wciąż trwał. Od czasu ataku na Lingane żadna planeta nie została przez nich podbita.
Inne planety Królestw Mgławicy były wasalami Tyrannejczyków. Lingane pozostała tylko planeta stowarzyszoną, teoretycznie podległą Tyrannowi. ale z zagwarantowanymi w Akcie stowarzyszenia prawami.
Autarcha zdawał sobie sprawę z położenia. Planetarni nacjonaliści dali się zwieść pozorną wolnością, ale on wiedział, że niebezpieczeństwo inwazji zostało tylko chwilowo zażegnane.
Teraz jednak długo oczekiwane ostateczne starcie zbliżało się nieuchronnie. A on najprawdopodobniej sam je przyspieszył. Stworzona przez niego organizacja, zapewne niesprawna, była wystarczającym pretekstem do akcji odwetowej Tyrannejczyków. Ostatecznie Lingane rzeczywiście złamała prawo.
Czy ten krążownik to awangarda nadchodzącego ataku?
— Czy ten statek jest pod obserwacją? — spytał autarcha.
— Już mówiłem. Dwa nasze „frachtowce” — uśmiechnął się znacząco Rizzett — trzymają się w zasięgu masometrów.
— Dobrze, co z nim zrobicie?
— Nie wiem. Jedyny znany mi Gillbret, którego imię może coś znaczyć, to Gillbret oth Hinriad z Rhodii. Czy ma pan z nim jakieś kontakty?
— Widziałem go podczas mojej ostatniej wizyty na Rhodii.
— I oczywiście niczego mu pan nie powiedział, tak?
— Oczywiście.
— Obawiam się — Rizzett zmrużył oczy — że mógł pan popełnić jakąś nieostrożność. Tyrannejczycy mogli też przyłapać na jakiejś nieostrożności Gillbreta, Hinriadzi ostatnio podupadli i to może być próba wymuszenia na panu przyznania się.
— Wątpię. Ta wiadomość nadeszła w dziwnym momencie. Ponad rok przebywałem z dala od Lingane. Przyjechałem w zeszłym tygodniu i wyjeżdżam za kilka dni. Wiadomość dotarła w chwili, kiedy jestem w stanie ją odebrać.
— Nie uważa pan, że jest to zbieg okoliczności?
— Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Istnieje tylko jeden sposób żeby to wyjaśnić. Odwiedzę ten statek. Sam.
— To niemożliwe, panie — przestraszył się Rizzett. Na prawej skroni miał małą, nierówną bliznę, która gwałtownie zabarwiła się na czerwono.
— Zabraniasz mi? — spytał oschle autarcha.
Był jednak autarchą, Rizzett skłonił się i powiedział:
— Jak sobie życzysz, panie.
Na pokładzie Bezlitosnego oczekiwanie stawało się nieznośne. Dwa dni nie ruszali się ze swojej orbity.
Gillbret przyglądał się aparaturze z wielką uwagą. W jego głosie zabrzmiały ostre nuty.
— Nie sądzisz, że się poruszają?
Biron spojrzał przelotnie. Golił się, z przesadną ostrożnością posługując się tyrannejskim sprayem depilującym.
— Nie, nie ruszają się. Dlaczego mieliby to robić? Obserwiuą nas i na tym poprzestaną.
Skoncentrował się na kawałku skóry nad górną wargą i wzdrygnął się gwałtownie, czując na języku kwaśny smak sprayu. Tyrannejczycy potrafili operować pojemnikiem z poetycką wręcz gracją. To była bez wątpienia najszybsza, najdokładniejsza i najłagodniejsza metoda golenia. Polegała na delikatnym ścieraniu włosów strumieniem powietrza, przy czym na skórze nie czuło nic poza lekkim muśnięciem.
Jednak Biron odczuwał wobec tej metody pewne opory. Mów się powszechnie — trudno stwierdzić, czy były to fakty czy tył opowieści — że wśród Tyrannejczyków jest więcej przypadków raka twarzy niż w innych grupach etnicznych, i niektórzy uważają, że jest to skutek stosowania sprayu do golenia. Biron zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej zdepilować twarz na stałe. W niektórych regionach Galaktyki był to rutynowy zabieg. Odrzucił ten pomysł. Depilacja była nieodwracalna. Tymczasem moda może kiedyć przywrócić wąsy czy baki.
Biron przeglądał się w lusterku, zastanawiając się, jak obejrzeć skórę pod szczęką, kiedy od drzwi rozległ się głos Artemizji:
— Myślałam, że położyłeś się spać.
— Tak. I już wstałem. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
Poklepała go po policzku i delikatnie pogłaskała czubkami palców.
— Jest gładka. Wyglądasz jak osiemnastolatek. Przycisnął jej dłoń do ust.
— Niech cię to nie zmyli.
— Wciąż nas obserwują? — spytała.
— Tak. Czy to nie irytujące, te nudne okresy bezczynności, które dają tyle czasu na siedzenie i myślenie.
— Nie uważam ich za nudne.
— Mówisz o innych aspektach sprawy, Arto.
— Dlaczego nie możemy ich ominąć i wylądować na Lingane?
— Myśleliśmy o tym. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy byli gotowi na podjęcie takiego ryzyka. Możemy pozwolić sobie na oczekiwanie, dopóki nie zabraknie nam wody.
Rozległ się donośny głos Gillbreta.
— Mówię ci, że się ruszają.
Biron podszedł do aparatury pomiarowej i sprawdził wskazania masometru. Popatrzył na Gillbreta i powiedział:
— Może masz rację.
Przez chwilę coś liczył na kalkulatorze i wpatrywał się w jego wyświetlacz.
— Nie. Te statki nie poruszają się względem nas. Wskazania masometru zmienił trzeci statek, który dołączył do pilnującej nas pary. Na razie mogę powiedzieć, że jest w odległości ośmiu tysięcy kilometrów, około 46 stopni P i 192 stopni Φ od linii łączącej nas z planetą. Jeśli przyjąłem prawidłowe położenie wyjściowe. Jeśli nie, wielkości są odpowiednio 314 i 168 stopni.