— Nigdy nic nie wiadomo — zgodził się autarcha. — Jakkolwiek krótka wiadomość „Gillbret”, moja pewność, że Gillbret nie potrafi pilotować statków kosmicznych, fakt, że sam skierowałem na Rhodię młodzieńca znającego pilotaż i zdolnego do porwania tyrannejskiego krążownika, by uciec, a także to, że jeden z pasażerów tego krążownika został opisany jako młody człowiek o arystokratycznym wyglądzie — wszystko prowadziło do oczywistego wniosku. Nie jestem zaskoczony.
— Myślę, że jesteś, i to bardzo — wybuchnął Biron. — Jako morderca, powinieneś być zaskoczony. Wydaje ci się, że rozumuję mniej sprawnie niż ty?
— Mam o tobie jak najlepsze mniemanie, Farrill. Autarcha nie wydawał się zakłopotany i Biron poczuł się niezręcznie z powodu swojego nieopanowania. Zwrócił się gwałtownie do pozostałych.
— Ten człowiek to Sander Jonti, ten, o którym wam mówiłem. Może sobie być autarchą Lingane, a nawet jeszcze pięćdziesięciu innych światów. To bez znaczenia. Dla mnie jest Sanderem Jontim.
— To jest człowiek, który… — powiedziała Artemizja.
— Opanuj się, Bironie. Oszalałeś?
— To jest ten człowiek! Nie oszalałem! — krzyknął Biron. Z trudem hamował zdenerwowanie. — W porządku. Nie ma się o co sprzeczać. Opuść mój statek, Jonti. Mówię wyraźnie. Opuść mój statek.
— Dlaczego, mój drogi Farrillu?
Gillbret wydawał jakieś nieartykułowane dźwięki, ale Biron odsunął go na bok i stanął przed siedzącym autarchą.
— Popełniłeś jeden błąd, Jonti. Tylko jeden. Nie mógł przewidzieć, że wychodząc z pokoju, tam na Ziemi, zostawię w środku mój ręczny zegarek. Widzisz, w jego bransoletkę jest wtopiony pasek, czujnik promieniowania.
Autarcha wypuścił kółko dymu i uśmiechnął się.
— Ten pasek nigdy nie zabarwił się na niebiesko — kontynuował Biron. — Tamtej nocy nie było w moim pokoju żadnej bomby. To była starannie zaplanowana prowokacja! Jeśli teraz zaprzeczasz, jesteś kłamcą, Jonti, autarcho czy jak tam chcesz żeby cię tytułować.
Co więcej, to ty ją zaplanowałeś. Uśpiłeś mnie hypnitem i zaaranżowałeś całą komedię. Doskonale wiesz, że to ma ręce i nogi. Gdybyś mnie pozostawił sobie samemu, przespałbym ca noc i w ogóle nie zauważyłbym nic podejrzanego. Któż więc zadzwonił do mnie w środku nocy, żeby mieć pewność, że się obudzę? Obudzę się i znajdę bombę, która została umieszczona tuż obok licznika, żebym jej nie przeoczył? Kto wypalił blasterem zablokowany zamek w drzwiach do mojego pokoju, żebym mógł go opuścić, zanim stwierdzę, że bomba jest atrapą? Musiałeś się dobrze bawić tamtej nocy, Jonti.
Biron czekał na reakcję, ale autarcha zaledwie uprzejmie skinął głową. Biron poczuł przypływ furii. Zupełnie jakby tłukł poduszki, bił wodę albo kopał powietrze.
Powiedział ostro:
— Mój ojciec nie był jeszcze stracony. Dowiedziałbym się o tym wystarczająco wcześnie. Mógłbym pojechać na Nefelos albo nie. Mógłbym kierować się własnym rozeznaniem sytuacji, przeciwstawić się Tyrannejczykom jawnie lub skrycie, w zależności od mojej decyzji. Znałbym swoje szansę. Mógłbym się przygotować na różne ewentualności.
Ale ty chciałeś, żebym pojechał na Rhodię i spotkał się z Hinrikiem. Wiedziałeś, że w normalnej sytuacji nie uda ci się zmusić mnie, żebym zrobił to, czego ty chcesz. Nigdy bym nie poszedł do ciebie po radę. Dlatego zaaranżowałeś całą tę sytuację!
Uwierzyłem, że miałem zginąć od bomby i nie wiedziałem dlaczego. Ale ty wszystko wiedziałaś. Ty rzekomo uratowałeś mi życie. Wydawało się, że wiesz wszystko, co powinienem zrobić dalej. Byłem wytrącony z równowagi. Zrobiłem, co radziłeś.
Bironowi zabrakło tchu i czekał na odpowiedź. Nie było jej.
— Nie raczyłeś mnie poinformować, że statek, którym odleciałem z Ziemi, należał do floty Rhodii ani że kapitan został uprzedzony, kim jestem. Nie powiedziałaś mi, że twoim zamiarem jest, bym natychmiast po wylądowaniu na Rhodii znalazł się w rękach Tyrannejczyków. Czy temu też zaprzeczysz?
Zapadła długa chwila ciszy. Jonti wyrzucił niedopałek papierosa.
Gillbret zirytował się.
— Jesteś śmieszny, Biron. Autarcha nie mógłby… Nagle Jonti spojrzał i powiedział cicho:
— Ale autarcha mógł. Potwierdzam wszystko. Prawie masz rację, Biron, i gratuluję ci zdolności wnioskowania. Podłożenie nieprawdziwej bomby było przeze mnie zaplanowane, wysłałem cię też na Rhodię, abyś został zaaresztowany przez Tyrannejczyków.
Twarz Birona odprężyła się. Kolejna zagadka została wyjaśniona.
— Pewnego dnia, Jonti — odezwał się Biron — wyrównamy rachunki. W tej chwili wygląda na to, że jesteś autarchą Lingane i oczekują na ciebie trzy statki kosmiczne. Trochę krępuje mi to ruchy. Ale Bezlitosny jest mój, a ja jestem pilotem. Włóż kombinezon i wynoś się! Lina jest jeszcze na miejscu.
— To nie jest twój statek, a ty jesteś raczej piratem niż pilotem.
— Jedynym prawem tutaj jest prawo własności. Masz pięć minut na włożenie kombinezonu.
— Nie dramatyzuj, proszę. Jesteśmy sobie potrzebni i wcale nie mam zamiaru odejść.
— Ty nie jesteś mi potrzebny. Nie byłbyś mi potrzebny, nawet gdyby zjawiła się tu cała tyrannejska flota, a ty mógłbyś usunąć ją z kosmosu.
— Farrill — powiedział Jonti — mówisz i zachowujesz się jak dziecko. Pozwoliłem ci powiedzieć wszystko, co chciałeś, czy pozwolisz, że teraz ja zabiorę głos?
— Nie. Nie widzę powodów, dla których miałbym cię słuchać.
— A ten widzisz?
Artemizja krzyknęła. Biron poruszył się i zamarł. Poczerwieniał z wrażenia, spięty i bezradny.
— Poczyniłem pewne przygotowania — ciągnął Jonti. — Przykro mi, że muszę być tak brutalny i użyć broni jako argumentu. Ale wydaje mi się, że to jedyna droga, abyś mnie wysłuchał.
Trzymał w ręku kieszonkowy blaster, który nie służył do obezwładniania, lecz do zabijania!
Od lat prowadzę Lingane do walki z Tyrannejczykami — podjął Jonti. — Wiecie, co to oznacza? To nie jest łatwe, prawie niemożliwe. Wewnętrzne Królestwa nie zaoferują żadnej pomocy. Wiemy to z wieloletniego doświadczenia. Jedynym ratunkiem dla Królestw Mgławicy jest to, co one same dla siebie zrobią. Ale przekonać naszych przywódców to nie jest bezpieczna gra. Twój ojciec był aktywny i został stracony. Z pewnością to nie jest bezpieczne. Pamiętaj o tym.
Uwięzienie twojego ojca było dla nas szokiem. Jego życie i okropna śmierć. On był w naszym wewnętrznym kręgu i Tyrannejczycy omal nie schwytali nas wszystkich. Zostali skierowani na fałszywy ślad. Żeby to zrobić, musiałem bardzo dyplomatycznie rozgrywać moją grę. Nic nie zyskali.
Nie mogłem przyjść do ciebie i powiedzieć: „Farrill, musimy skierować Tyrannejczyków na fałszywy trop. Jesteś synem rządcy i dlatego także podejrzanym. Wyjedź stąd i nawiąż przyjaźń z Hinrikiem z Rhodii, tak żeby Tyrannejczycy skierowali swoje podejrzenia na niewłaściwy obiekt. To może być niebezpieczne, może cię kosztować życie, ale ideały, dla których zginął twój ojciec, są najważniejsze”.
Być może, zgodziłbyś się na to, ale ja nie mogłem podjąć takiego ryzyka. Wplątałem cię bez twojej wiedzy. To było ciężkie przeżycie, ale ja ci je wynagrodzę. Nie miałem jednak wyboru. Obawiałem się, że nie uda ci się przeżyć, ale powiedziałem ci o tym otwarcie. Ale miałeś szansę, i to ci też szczerze powiedziałem. Jak się okazało, przeżyłeś i jestem z tego bardzo zadowolony.
Jest jeszcze jedna rzecz, chodzi o dokument…
— Jaki dokument? — spytał Biron.
— Masz refleks. Mówiłem już, że twój ojciec pracował dla mnie. Tak więc wiem to, co on. Miałeś odnaleźć ten dokument i wydawało się, że jesteś do tego doskonały. Przebywałeś na Ziemi oficjalnie. Byłeś młody i nikt cię nie podejrzewał. Ale jak powiedziałem, tak się tylko wydawało.