Po aresztowaniu ojca znalazłeś się w niebezpieczeństwie. Dla Tyrannejczyków stałbyś się pierwszym podejrzanym. Nie mogliśmy więc dopuścić, aby dokument znalazł się w twoim posiadaniu, mógłby bowiem dostać się w ich ręce. Musieliśmy odesłać cię z Ziemi, zanim zdążyłeś wypełnić swoją misję. Jak widzisz, wszystko się ze sobą łączy.
— Masz go teraz? — spytał Biron.
— Nie, nie mam — odparł autarcha. — Dokument, który mógłby być tym, o który nam chodzi, zniknął z Ziemi przed laty. Jeśli to był właśnie ten, nie wiem, w czyim może być posiadaniu. Mogę już schować blaster? Trochę mi ciąży.
— Odłóż go — zgodził się Biron. Autarcha schował broń.
— Co ci ojciec mówił o tym dokumencie? — spytał Jonti.
— Nic, czego byś nie wiedział, przecież pracował dla ciebie.
— Właśnie! — w uśmiechu autarchy nie było wesołości.
— Czy już powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia?
— Tak.
— W takim razie — powiedział Biron — wynoś się.
— Poczekaj, Biron — wtrącił Gillbret. — Tu nie chodzi tylko o twoje osobiste porachunki. Jeszcze jest Artemizja i ja. My też mamy coś do powiedzenia. Przynajmniej dopóki to, co mówi autarcha, ma sens. Przypominam ci, że na Rhodii uratowałem ci życie, tak więc moje zdanie też powinno być wzięte pod uwagę.
— W porządku. Uratowałeś mi życie! — krzyknął Biron. Wskazał na luk. — Wyjdź razem z nim. Chciałeś znaleźć autarchę. Znalazłeś! Zgodziłem się zawieźć cię do niego i dotrzymałem obietnicy. Nie mów mi, co mam robić.
Zwrócił się do Artemizji. Kipiał ze złości.
— A co z tobą? Ty też uratowałaś mi życie. Każde z was uratowało mi życie. Chcesz iść razem z nimi?
— Nie wypowiadaj się w moim imieniu, Biron — powiedziała chłodno. — Jeśli będę chciała iść z nim, to powiem.
— Nie czuj się zobowiązana. Możesz odejść w każdej chwili. Widział, że ją zranił, i odwrócił głowę. Jakąś rozsądniejszą częścią własnej osoby wiedział, że zachował się dziecinnie. Wygłupił się przed Jontim i czuł się bezradny wobec targających nim emocji. A jednak — dlaczego tak łatwo pogodzili się ze stwierdzeniem, że Birona Farrilla rzucono na pożarcie Tyrannejczykom jak psom kość, tylko po to, aby uratować skórę Jontiego. A niech ich! Co oni sobie myślą, że kim jest?
Pomyślał o niby-bombie, o liniowcu z Rhodii, Tyrannejczykach, nerwowej nocy na Rhodii i poczuł litość nad sobą.
— No i co, Farrill? — spytał autarcha.
— No i co, Biron? — spytał Gillbret.
— A co ty myślisz? — zwrócił się Biron do Artemizji.
— Sądzę, że on ma trzy statki w pobliżu i w dodatku jest autarchą Lingane. Nie wydaje mi się, żebyś miał jakiś wybór.
Autarcha spojrzał na Artemizję, a w jego wzroku Biron zauważył podziw.
— Jest pani bardzo inteligentną dziewczyną. To bardzo miło, że taki intelekt ma tak atrakcyjne opakowanie — Jonti zmrużył oczy.
— No dobrze, o co chodzi? — odezwał się Biron.
— Pozwólcie mi wykorzystać wasze nazwiska i kontakty, a ja doprowadzę was do nazwanej tak przez księcia Gillbreta planety rebelii.
— Myślisz, że jest taka? — spytał gorzko Biron.
— Przecież to twoja… — powiedział równocześnie Gillbret.
— Myślę, że jest taka planeta, jaką opisałeś, książę, ale to nie moja — uśmiechnął się autarcha.
— Nie twoja? — wyraził rozczarowanie Gillbret.
— A czy to ma jakieś znaczenie, jeśli potrafię ją znaleźć?
— Jak? — zdziwił się Biron.
— To nie takie trudne, jak wam się wydaje — powiedział autarcha. — Jeśli uznamy, że historia, którą nam opowiedziano, jest prawdziwa, musimy uwierzyć w istnienie planety przygotowującej powstanie przeciwko Tyrannejczykom. Musimy przyjąć, że jest gdzieś w sektorze Mgławicy i przez dwadzieścia lat Tyrannejczykom nie udało się jej odkryć. Jeśli to wszystko prawda, istnieje tylko jedno miejsce w sektorze, gdzie taka planeta może się znajdować.
— I gdzie to jest?
— Jeszcze nie wpadliście na oczywiste rozwiązanie? Czyż nie jest jasne, że taki świat może znajdować się tylko wewnątrz Mgławicy?
— Wewnątrz Mgławicy!
— No tak! Wielka Galaktyka! — wykrzyknął Gillbret.
I rzeczywiście, w tej chwili rozwiązanie stało się jasne i oczywiste.
— Czy na planetach wewnątrz Mgławicy mogą żyć ludzie? — spytała nieśmiało Artemizja.
— Dlaczego nie? — odpowiedział autarcha. — Masz błędne wyobrażenie o Mgławicy. W przestrzeni występuje ciemna mgła, ale to nie jest trujący gaz, tylko niezwykle rozrzedzona masa pyłu absorbującego i wygaszającego światło gwiazd wewnątrz Mgławicy. Oraz oczywiście gwiazd leżących za obłokiem. W każdym razie pył jest zupełnie nieszkodliwy i w bezpośrednim sąsiedztwie gwiazdy praktycznie niewyczuwalny.
Przepraszam, jeśli wydam się pedantyczny, ale spędziłem kilka ostatnich miesięcy na Uniwersytecie Ziemskim zbierając dane dotyczące Mgławicy.
— Dlaczego tam? — spytał Biron. — To nie ma wielkiego znaczenia, ale spotkałem cię na Ziemi i po prostu jestem ciekaw.
— To żadna tajemnica. Opuściłem Lingane w prywatnych sprawach, nieważne jakich. Około pół roku temu odwiedziłem Rhodię. Mój agent z Widemos, twój ojciec, Bironie, poniósł porażkę w negocjacjach z suwerenem, którego mieliśmy nadzieję przeciągnąć na naszą stronę. Usiłowałem pomóc, ale także i mnie się nie udało. Hinrik, za pani przeproszeniem, nie jest materiałem na takiego współpracownika.
— Proszę, proszę — mruknął Biron.
— Ale spotkałem Gillbreta — kontynuował autarcha — pewnie już wam mówił. Tak więc, poleciałem na Ziemię, ponieważ jest ona kolebką ludzkości. Wszyscy najlepsi badacze Galaktyki pochodzili z Ziemi i właśnie tam jest najwięcej źródeł informacji. Mgławica Końska Głowa została dość dokładnie zbadana, a przynajmniej dokonano przez nią licznych przelotów. Nigdy nie założono tam kolonii, ponieważ trudności nawigacji w przestrzeni kosmicznej, w której nie można korzystać z obserwacji astronomicznych, były zbyt wielkie. Mnie interesowały jednak tylko wyniki badań naukowych.
Teraz słuchajcie uważnie. Tyrannejski statek, na którym książę Gillbret został rozbitkiem, został uszkodzony przez meteor po pierwszym skoku. Zakładając, że podróż z Tyranna na Rhodię przebiegała wzdłuż rutynowej trasy, a nie ma podstaw, żeby to kwestionować, punkt, w którym statek opuścił trasę, może być obliczony. Pomiędzy pierwszym a drugim skokiem statek nie mógł przelecieć w zwyczajnej przestrzeni więcej niż osiemset tysięcy kilometrów. Taką odległość w kosmosie możemy uznać za punkt.
Możliwe jest także inne założenie. Jest całkiem prawdopodobne, że uszkadzając aparaturę kontrolną meteor mógł zmienić kierunek skoków. Wystarczyłoby tylko zakłócenie równowagi żyroskopu. To jest trudne, ale nie niemożliwe. Zmiana mocy napędu mogłaby nastąpić przy uszkodzeniu silników, które jednak nie zostały przez meteor naruszone.
Przy nie zmienionej mocy silników długość czterech skoków nie uległaby zmianie, ani też ich kierunki. Można by to porównać do długiego, pogiętego drutu; znamy jego początek, ale nie wiemy, w jakim kierunku ani pod jakim kątem wobec niego znajduje się jego koniec. Końcowa pozycja statku powinna leżeć na powierzchni umownej kuli, której środek jest umieszczony w miejscu, gdzie uderzył meteoryt, a promień równy jest sumie odbytych skoków.