Udało mu się pokonać ogarniającą go ciemność na tyle, by rzucić się w bok. Autarcha odskoczył, pewnie stojąc na nogach, podczas gdy Biron zwalił się na plecy.
Zaledwie zdążył zgiąć nogi, gdy autarcha znów skoczył. Tym razem został odepchnięty i obaj zerwali się z ziemi w tym samym momencie. Czoła pokrywał im lodowaty pot.
Powoli okrążali się wzajemnie. Biron odrzucił na bok pojemnik z dwutlenkiem węgla. Autarcha również odpiął swój, zważył go w dłoni i nagle zamachnął się z całą siłą. Biron zanurkował i usłyszał nad głową świst przecinającego powietrze ciężaru.
Skoczył naprzód, zanim autarcha zdołał odzyskać równowagę. Wielka pięść uderzyła Jontiego w twarz, druga o mało nie zmiażdżyła mu przegubu. Biron poczuł, jak przeciwnik pada, puścił go i odstąpił o krok.
— Wstawaj! — powiedział. — Jeszcze z tobą nie skończyłem. Nie ma pośpiechu.
Autarcha uniósł okrytą rękawicą dłoń ku twarzy i bliski omdlenia spojrzał na pokrywającą ją lepką krew. Jego usta wykrzywił nagły grymas, ręka sięgnęła po metalowy pojemnik, który przed chwilą upuścił. Stopa Birona opadła na nią gwałtownie i autarcha krzyknął z bólu.
— Jesteś zbyt blisko krawędzi urwiska, Jonti. Nie powinieneś zmierzać w tamtym kierunku. Wstań. Następny mój cios rzuci cię w przeciwną stronę.
Wtedy jednak rozległ się głos Rizzetta:
— Zaczekaj!
— Strzelaj, Rizzett! — wrzasnął autarcha. — Już! Najpierw ręce, potem nogi. I zostawimy go tutaj!
Rizzett wolno uniósł broń.
— Jak myślisz, Jonti — powiedział spokojnie Biron — kto dopilnował, by twój blaster nie był naładowany?
— Co? — Autarcha spojrzał na niego niczego nie rozumiejącym wzrokiem.
— To nie ja miałem dostęp do twojego blastera, Jonti. Kto zatem? Kto w tej chwili celuje do ciebie? Nie we mnie, Jonti, lecz w ciebie!
Autarcha odwrócił się w stronę Rizzetta i krzyknął:
— Zdrajca!
— Nie ja, proszę pana — odparł cicho Rizzett. — Zdrajcą jest ten, kto posłał na śmierć lojalnego rządcę Widemos.
— Nie zrobiłem tego! Jeśli on tak twierdzi, to kłamie!
— Sam pan nam o tym opowiedział. Nie tylko opróżniłem pańską broń, ale też przełączyłem komunikator, tak że wszyscy słyszeliśmy każde pańskie słowo. Dzięki temu dowiedzieliśmy się wreszcie, kim pan jest naprawdę.
— Jestem waszym autarchą.
— Jak również największym z żyjących zdrajców. Autarcha milczał chwilę, spoglądając dziko na ich poważne, oskarżycielskie twarze. W końcu jednak wstał z trudem i najwyższym wysiłkiem woli odzyskał panowanie nad sobą. Gdy się odezwał, jego głos zabrzmiał niemal spokojnie.
— A jeśli nawet to prawda, co z tego? Nic nie możecie mi zrobić, nie macie wyboru. Pozostała nam jeszcze jedna gwiazda wewnątrz Mgławicy. Planeta rebelii musi znajdować się właśnie tam, a tylko ja znam jej koordynaty.
Dziwne, ale udało mu się zachować godność. Jedna ręka zwisała bezwładnie, złamana w przegubie, górna warga napuchła, nadając twarzy nieodparcie śmieszny wyraz, policzki pokrywała krew. Biła jednak od niego charyzma, wyniosłość urodzonego władcy.
— Powiesz nam — zapewnił go Biron.
— Nie łudź się. Nic mnie do tego nie zmusi. Jak już mówiłem, na każdą gwiazdę przypada średnio siedemdziesiąt lat świetlnych sześciennych. Beze mnie, metodą prób i błędów, wasze szansę dotarcia o miliard kilometrów od jakiejkolwiek gwiazdy są jak jeden do dwustu pięćdziesięciu kwadrylionów. Jakiejkolwiek gwiazdy!
Nagle w umyśle Birona coś zaskoczyło.
— Bierzemy go z powrotem na Bezlitosnego — powiedział.
— Pani Artemizja… — zaczął cicho Rizzett.
— A zatem to rzeczywiście była ona — przerwał mu Biron. — Co się z nią stało?
— Wszystko w porządku. Jest bezpieczna. Wybiegła bez pojemnika z dwutlenkiem węgla. Oczywiście kiedy jego stężenie we krwi opadło, układ oddechowy zaczai pracować wolniej. Próbowała biec, nie miała dość rozsądku, by oddychać głęboko, i zemdlała.
Biron zmarszczył brwi.
— Dlaczego próbowała ci przeszkodzić? Bała się, że zrobisz krzywdę jej przyjacielowi?
— Tak! Tylko że sądziła, iż jestem człowiekiem autarchy i mam zamiar strzelić do ciebie! Zabiorę teraz tego śmierdziela na statek i, Bironie…
— Tak?
— Wracaj najszybciej jak możesz. On nadal jest autarchą i pewnie trzeba będzie pomówić z załogą. Ciężko jest przełamać nawyki całego życia i wypowiedzieć posłuszeństwo władcy… Ona leży za tą skałą. Idź tam, zanim zamarznie na śmierć, dobrze? Sama nigdzie nie pójdzie.
Jej twarz niemal ginęła w obszernym kapturze osłaniającym głowę. Gruba podpinka skafandra zniekształcała jej figurę. Mimo to zbliżając się do dziewczyny Biron przyspieszył kroku.
— Jak się czujesz? — spytał.
— Dziękuję, już lepiej. Przepraszam, jeśli przysporzyłam ci kłopotu.
Stali tak naprzeciw siebie, niezdolni wykrztusić choćby słowo. Wreszcie przemówił Biron:
— Wiem, że nie możemy cofnąć czasu, nie da się unieważnić czynów ani wymazać słów. Chciałbym jednak, abyś mnie zrozumiała.
— Czemu tak podkreślasz potrzebę zrozumienia? — jej oczy błyszczały. — Od kilku tygodni robię wszystko, aby cię zrozumieć. Czy znów chcesz mówić o moim ojcu?
— Nie. Wiedziałem, że jest niewinny. Niemal od początku podejrzewałem autarchę, ale musiałem mieć pewność. A mogłem ją zyskać tylko wtedy, gdyby prawdziwy winowajca przyznał się do zbrodni. Sądziłem, że zmuszę go do tego, jeśli sprowokuję go, aby i mnie próbował zabić. Tego zaś mogłem dokonać tylko w jeden sposób.
Czuł się okropnie, ale odważnie brnął dalej.
— Postąpiłem karygodnie. Niemal tak jak Jonti z moim ojcem. Nie liczę, że mi wybaczysz.
— Nie rozumiem cię — stwierdziła Artemizja.
— Wiedziałem, że Jonti cię pragnie. Ze względów politycznych stanowiłaś dla niego idealną partię. Dla jego celów nazwisko Hinriadów było o wiele bardziej użyteczne niż rządca Widemos. Gdyby cię zatem zdobył, nie potrzebowałby już mnie. Z rozmysłem popychałem cię w jego stronę, Arto. Traktowałem cię obrzydliwie, w nadziei że zwrócisz się ku niemu. Kiedy to uczyniłaś, autarcha uznał, że może już się mnie pozbyć. Wtedy wraz z Rizzettem zastawiliśmy tę pułapkę.
— I cały czas mnie kochałeś?
— Nie możesz w to uwierzyć, Arto. Prawda?
— Ale gotów byłeś poświęcić tę miłość w imię pamięci twojego ojca i honoru rodziny? Jak idzie to stare powiedzenie? Kochasz mnie, miły, nad życie, lecz honor droższy ci jest!
— Proszę cię, Arto! — przerwał jej Biron znękany. — Nie jestem z siebie dumny, nie umiałem jednak wymyślić nic lepszego.
— Mogłeś zdradzić mi swój plan, uczynić ze mnie sojuszniczkę, a nie bezwolne narzędzie.
— Ta walka to była moja sprawa, nie twoja. Gdybym przegrał — a taka możliwość istniała — przynajmniej ty byś na tym nie ucierpiała. Gdyby autarchą zdołał mnie zabić, a ty byłabyś po jego stronie, nie odczułabyś bólu. Może wyszłabyś za niego za mąż i byłabyś szczęśliwa.
— Skoro jednak ty wygrałeś, może teraz będę cierpieć z powodu utraty Jontiego?
— Nie będziesz.
— Skąd wiesz?
— Spróbuj przynajmniej pojąć motywy mego postępowania — błagał Biron w rozpaczy. — Przyznaję, byłem głupcem, zbrodniczym głupcem, ale czy nie potrafisz mnie zrozumieć? Czy możesz spróbować przestać mnie nienawidzić? Artemizja odparła miękko: