Выбрать главу

— Jesteś głupcem, który służył zdrajcy. Lepiej by ci się wiodło u nas.

Rizzett oblał się rumieńcem.

— Gdybyś kiedykolwiek miał jakąkolwiek wojskową reputację — kontynuował Aratap — obawiam się, że w tej chwili ległaby w gruzach. Na szczęście nie jesteś szlachcicem i w twoim przypadku nie występują żadne względy polityczne. Przeprowadzimy publiczny proces i wszyscy dowiedzą się, że byłeś jedynie bezwolnym narzędziem.

— Zdawało mi się, że chce pan zaproponować jakiś interes — powiedział Rizzett.

— Interes?

— Na przykład zeznania. Macie tylko statek. Nie chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o rewolucji?

— Nie. — Aratap potrząsnął głową. — Mamy autarchę. Posłuży nam jako źródło informacji. Zresztą i bez tego się obejdziemy, wystarczy, żebyśmy zaatakowali Lingane. Zapomną o rewolucji, jestem tego pewny. Takich interesów nie będzie.

Aratap podszedł do młodego człowieka. Zostawił go sobie na koniec, bo był najbystrzejszy ze wszystkich. Ale był też młody, a młodzi często nie są niebezpieczni. Są niecierpliwi.

Biron odezwał się pierwszy.

— Jak nas pan śledził? Czy on z panem współpracował?

— Autarcha? Tym razem nie. Przypuszczam, że biedny facet usiłował grać na dwie strony ze zwykłym dla takiego zachowania skutkiem.

Hinrik przerwał z niestosowną, dziecięcą niecierpliwością:

— Tyrannejczycy mają wynalazek, który pozwala śledzić statek w nadprzestrzeni.

Aratap odwrócił się gwałtownie.

— Będę wdzięczny, jeśli Wasza Wysokość zechce powstrzymać się od przerywania.

Hinrik przestraszony zamilkł.

To nie miało znaczenia, żadne z tej czwórki nie było już groźne, ale Aratap nie życzył sobie wyjaśniać wątpliwości młodego człowieka.

Biron powiedział:

— Dobrze. Rozważmy fakty. Nie trzyma nas pan tutaj z sympatii do nas. Dlaczego nie jesteśmy razem z innymi w drodze na Tyrann? Czy nie dlatego, że nie wie pan, co się stanie na wieść o naszej śmierci? Dwoje pochodzi z Hinriadów. Ja jestem Widemos. Rizzett to znany oficer floty linganejskiej. A piąty, pańska marionetka i zdrajca, wciąż jest autarchą Lingane. Nie może pan zabić żadnego z nas bez rozgłosu w Królestwach. Musi pan zawrzeć z nami układ, to jedyne, co może pan w tej sytuacji zrobić.

— Prawie masz rację — powiedział Aratap. — Pozwól, że uzupełnię twoją konstrukcję. Śledziliśmy was, nieważne jak. Nie zwracaj uwagi na wybujałą fantazję suwerena. Zatrzymaliście się w pobliżu trzech gwiazd, nie lądując na żadnej z planet. Polecieliście do czwartej i znaleźliście planetę do lądowania. Wylądowaliśmy tam, obserwując i czekając. Myśleliśmy, że warto poczekać, i mieliśmy rację. Pokłóciłeś się z autarchą i obaj nadawaliście jak rozgłośnie radiowe. To było zorganizowane dla ciebie, ale przydało się również nam. Nawet z nawiązką.

Autarcha powiedział, że została wam tylko jedna, ostatnia planeta i to właśnie może być świat rebelii. To interesujące. Świat rebelii. Moja ciekawość została pobudzona. Gdzie leży ta piąta, ostatnia planeta?

Aratap zamilkł. Wziął sobie krzesło i przyglądał im się beznamiętnie — jednemu po drugim.

— Nie ma żadnego świata rebelii — odezwał się Biron.

— Szukaliście więc czegoś, co nie istnieje?

— Tak. Szukaliśmy czegoś, co nie istnieje.

— Nie bądź śmieszny.

— To pan jest śmieszny — wzruszył ramionami Biron — jeśli spodziewa się czegoś więcej.

— Zważcie, że planeta rebelii musi być sercem tej hydry — powiedział Aratap. — Odnalezienie jej jest jedyną przyczyną, dla której trzymam was przy życiu. Każde z was ma coś do zyskania. Panią mogę uwolnić od małżeństwa. Panu, książę, możemy urządzić laboratorium, gdzie mógłbyś bez przeszkód pracować. Tak, wiemy o panu więcej, niż się panu wydawało.

Aratap odwrócił się szybko, bo twarz Gillbreta wskazywała, że jest bliski płaczu, a to byłoby niemiłe.

— Pułkowniku Rizzett, mógłby pan uniknąć upokorzenia sądu wojennego i pewnego wyroku oraz utraty dobrego imienia, która się z tym wiąże. A ty, Bironie Farrillu, znów byłbyś rządcą Widemos. W twoim przypadku możemy nawet cofnąć wyrok wydany na twojego ojca.

— I przywrócić go do życia?

— Przywrócić mu honor.

— Jego honor — uniósł się Biron — ma źródło w jego czynach, które doprowadziły do skazania go i do śmierci. Nie ma pan takiej władzy, żeby mu go odebrać.

— Jedno z was czworga powie mi. gdzie szukać tego świata. Jedno z was będzie rozsądne. I dostanie to, co obiecywałem. Pozostali pójdą do ołtarza lub do wiezienia, lub na śmierć, co dla kogo najgorsze. Ostrzegam was, jeśli muszę, potrafię być bezwzględny.

Odczekał chwilę.

— Więc które? Skoro nic nie mówicie, ktoś inny to zrobi. Stracicie wszystko, a ja i tak zdobędę informację, na której mi zależy.

— To na nic — odezwał się Biron. — Bardzo zgrabnie sobie to wszystko obmyśliłeś, panie, ale to nic nie da. Nie ma planety rebelii.

— Autarcha twierdził, że jest.

— Zadaj więc swoje pytanie autarsze.

Aratap zmarszczył brwi. Młody człowiek posuwał się za daleko.

— Moim zamiarem jest dogadać się z jednym z was.

— Dogadał się pan z autarchą kiedyś. Zrób to, panie, i teraz. Nic nie możesz nam sprzedać, a my nie zamierzamy nic od ciebie kupić — Biron rozejrzał się wokół. — Prawda?

Artemizja przysunęła się do niego i powoli ujęła jego łokieć. Rizzett skinął głową, a Gillbret mruknął prawie niedosłyszalnie:

— Słusznie!

— Sami zadecydowaliście — Aratap położył palec na odpowiednim guziku.

Prawy nadgarstek autarchy był unieruchomiony metalowym opatrunkiem, magnetycznie przytwierdzonym do metalowego pasa na jego tułowiu. Lewą stronę twarzy miał spuchniętą i siną, z wyjątkiem nierównej, świeżo zagojonej blizny, która była czerwona. Stał przed nimi bez ruchu, od chwili gdy szarpnięciem uwolnił zdrową rękę z uchwytu uzbrojonego strażnika.

— Czego chcesz?

— Za chwilę się dowiesz — powiedział Aratap. — Po pierwsze, chcę żebyś się przyjrzał audytorium. Spójrz, kogo tutaj mamy. Oto na przykład, młody człowiek, którego planowałeś zabić, ale przeżył wystarczająco długo, aby cię unieszkodliwić i udaremnić twoje plany, chociaż ty byłeś autarchą, a on banitą.

Trudno było powiedzieć, czy na pokaleczonej twarzy autarchy pojawił się rumieniec. Nie poruszył się ani jeden mięsień.

Aratap nie patrzył na niego. Ciągnął dalej spokojnie, niemal obojętnie:

— Oto Gillbret oth Hinriad, który ocalił życie młodemu człowiekowi i przywiózł go do ciebie. Oto pani Artemizja, którą jak mi mówiono, czarowałeś swymi wdziękami, a która zdradziła cię z miłości do młokosa. Oto pułkownik Rizzett, twój najbardziej zaufany pomocnik, który również skończył jako zdrajca. Cóż im jesteś winien, autarcho?

— Czego chcesz? — powtórzył pytanie autarchą.

— Informacji. Daj mi ją, a znów będziesz autarchą. Oczywiście twoja wcześniejsza współpraca z nami zostałaby ci policzona na korzyść. W przeciwnym razie…

— W przeciwnym razie co?

— W przeciwnym razie zabiorę ich stąd. Oni ocaleją, a ty zostaniesz stracony. Dlatego uświadomiłem ci, że nie jesteś im nic winien. Dlatego też nie powinieneś dawać im możliwości ocalenia życia za cenę własnego uporu.