Kapitan Hirm Gordell był dość niskim i krępym mężczyzną. Na widok wchodzącego do gabinetu Birona uprzejmie podniósł się z krzesła i uścisnął rękę gościa.
— Bardzo mi przykro, że sprawiliśmy panu kłopot, panie Malaine.
Miał prostokątną twarz, stalowoszare włosy, krótkie, dobrze utrzymane wąsy w nieco ciemniejszym odcieniu i przylepiony do warg uśmiech.
— Mnie także — odpowiedział Biron. — Miałem zarezerwowaną kabinę, do której już się wprowadziłem i sądzę, że nikt, nawet pan, nie ma prawa przenosić mnie bez mojej zgody.
— Słusznie, panie Malaine. Ale proszę zrozumieć, to była wyższa konieczność. Przybyły w ostatniej chwili przed startem pasażer, ważna osobistość, nalegał, aby go przenieść do kabiny położonej bliżej centrum grawitacyjnego statku. Ma kłopoty z sercem i dlatego powinien przebywać w strefie jak najniższej grawitacji. Nie mieliśmy wyboru.
— No dobrze, ale dlaczego wybraliście akurat mnie?
— Kogoś musieliśmy przenieść. Pan podróżuje samotnie; jest pan młody i nieco wyższa grawitacja nie powinna być dla pana uciążliwa. — Kapitan odruchowo taksował wzrokiem muskularną sylwetkę Birona. — Poza tym przekona się pan, że nowa kabina jest bardziej luksusowa. Z pewnością nic pan nie stracił na tej zamianie.
Kapitan wyszedł zza biurka.
— Czy mogę osobiście pokazać panu nowy pokój?
Biron stwierdził, że trudno mu zapanować nad swoimi uczuciami. Cała sprawa wyglądała zupełnie racjonalnie, z drugiej zaś strony wydaje się, że nie ma za grosz sensu.
Kiedy wychodzili, kapitan spytał:
— Czy mogę zaprosić pana do mojego stołu na jutrzejszą kolację? Na tę porę wypada nasz pierwszy skok.
Biron usłyszał swoją odpowiedź:
— Dziękuję panu. To dla mnie zaszczyt.
Uznał jednak to zaproszenie za dziwne. Zgoda, kapitan starał się załagodzić sytuację, Biron uważał jednak, iż zastosowane środki znacznie wykraczały poza konieczność.
Kapitański stół był bardzo długi. Biron nieoczekiwanie znalazł się blisko środka, między najznakomitszymi gośćmi. Przed nakryciem leżał bilet wizytowy z jego nazwiskiem, nie było więc mowy o pomyłce. Steward zresztą potwierdził to uprzejmie, acz stanowczo.
Biron nie należał do przesadnie skromnych. Jako syn rządcy Widemos, nigdy nie musiał rozwijać tej cechy charakteru. Ale jako Biron Malaine był zupełnie zwyczajnym obywatelem, a zwyczajnym ludziom nie przytrafiają się podobne rzeczy.
Po pierwsze, kapitan miał całkowitą rację co do jego nowej kabiny. Niewątpliwie była bardziej luksusowa. Pierwsza dokładnie odpowiadała rezerwacji: pojedyncza, drugiej klasy, teraz dostał podwójną, pierwszej. Nowa kabina miała też oddzielną łazienkę, z prysznicem i powietrznym suszeniem.
Położona była w pobliżu „terytorium oficerskiego” i liczba mundurów w okolicy znacznie przewyższała średnią. Lunch podano mu w kabinie na srebrnej zastawie. Tuż przed kolacją nieoczekiwanie pojawił się fryzjer. Można spodziewać się takich rzeczy podróżując pierwszą klasą luksusowego liniowca, ale dla Birona Malaine’a było tego zbyt wiele.
Stanowczo zbyt wiele. Kiedy przyszedł fryzjer, Biron właśnie wrócił z popołudniowej przechadzki, która wiodła go korytarzami statku w chytrze opracowanej trasie. Wszędzie po drodze spotykał personel — uprzejmy i nadskakujący. Pozbył się ich i odnalazł kabinę 140 D, tę pierwszą, w której nigdy nie nocował.
Zatrzymał się, żeby zapalić papierosa. Wykorzystał ten moment, aby widoczny w perspektywie korytarza pasażer skręcił za róg. Biron dotknął dzwonka, nikt jednak nie odpowiedział.
W porządku, nie zabrano mu jeszcze starego klucza. Bez wątpienia przez przeoczenie. Wsunął cienki podłużny kawałek metalu w otwór, a wtedy niepowtarzalny wzór drobin ołowiu w aluminiowej osłonie uruchomił małą fotokomórkę. Drzwi otworzyły się i Biron zrobił jeden krok do środka.
To mu wystarczyło. Wszedł i drzwi automatycznie zamknęły się za nim. Natychmiast zauważył, że jego stara kabina nie jest zajęta, ani przez ważnego osobnika chorego na serce, ani przez nikogo innego. Łóżko i inne sprzęty były we wzorowym porządku, żadnych bagaży ani drobiazgów w zasięgu wzroku, nawet atmosfera panująca w kabinie sugerowała opuszczenie.
A zatem luksusowe warunki, jakie mu stworzono. miały powstrzymać jego dalsze działania w celu odzyskania pierwotnej kwatery. Dlaczego? Ktoś interesował się jego kabiną czy nim samym?
Teraz siedział przy kapitańskim stole, a pytania kłębiły mu się w głowie. Wraz z pozostałymi gośćmi wstał uprzejmie, gdy wszedł kapitan, wkroczył na stopnie podium, na którym stał długi stół, i zajął swoje miejsce.
Dlaczego go przeniesiono?
Na statku rozbrzmiewała muzyka, a ściany oddzielające salon od sali widokowej zostały rozsunięte. Przygaszone światła jarzyły się pomarańczowoczerwonym blaskiem. Większość pasażerów miała już za sobą najgorsze mdłości wywołane pierwszym etapem przyspieszania i różnicami w strefach grawitacji i salon był pełen. Kapitan wychylił się lekko i powiedział do Birona:
— Dobry wieczór, panie Malaine. Jak się panu podoba nowa kabina?
— Bardziej, niż mogłem oczekiwać. Trochę za luksusowa jak na mój styl życia — odparł beznamiętnie i wydało mu się, że po twarzy kapitana przemknął lekki grymas konsternacji.
Po deserze pokrywy sali widokowej odsunęły się na boki, a światła przygasły prawie całkowicie. Z wielkiego czarnego ekranu zniknęły już Słońce. Ziemia i inne planety. Mieli przed sobą Drogę Mleczną, rozległy widok na płaszczyznę Galaktyki, która tworzyła lśniący ukośny szlak wśród zimnych, błyszczących gwiazd.
Fala rozmów zamarła. Krzesła ustawiono przodem do gwiazd. Jadalnia zamieniła się w widownię, muzyka zamilkła w cichym westchnieniu.
W ciszy, która zapadła, dochodzący z głośników głos zabrzmiał czysto i dźwięcznie.
— Panie, panowie! Jesteśmy gotowi do naszego pierwszego skoku. Większość z państwa, jak przypuszczam, wie raczej teoretycznie, czym jest skok. Wielu z was, z reguły więcej niż Połowa, nigdy go nie doświadczyło. Dlatego chciałbym to państwu wyjaśnić.
Skok jest dokładnie tym, co wynika z jego nazwy. W kosmicznej czasoprzestrzeni niemożliwa jest podróż z prędkością większą niż szybkość światła. To prawo natury, odkryte przez jednego ze starożytnych, może legendarnego Einsteina, któremu zresztą tak różnych odkryć się przypisuje. Oczywiście przy prędkości światła trzeba wielu lat, żeby dotrzeć do gwiazd.
A żalem musimy opuścić naszą przestrzeń i wejść w mało znaną nadprzestrzeń, gdzie czas i odległość nie mają znaczenia. To jak przepłynąć przez wąski przesmyk z jednego oceanu na drugi, zamiast okrążać kontynent, aby pokonać tę samą odległość.
Żeby wejść w ten „kosmos w kosmosie”, jak go niektórzy nazywają, potrzebne są oczywiście wielkie wydatki energii, ponowne zaś wyjście w normalną przestrzeń w odpowiednim miejscu wymaga wielu obliczeń. Wynikiem wydatkowanej energii i wiedzy jest pokonanie tych ogromnych odległości w zero czasie. To skok umożliwia podróże międzygwiezdne.
Skok. który mamy wykonać, nastąpi za dziesięć minut. Zostaną państwo uprzedzeni. Towarzyszy mu tylko chwilowa drobna niedogodność: mam zatem nadzieję, iż wszyscy państwo zachowacie spokój. Dziękuję.
Światła zgasły i pozostały tylko gwiazdy.
Wydawało się, że minęło dużo czasu, nim ciszę przerwał krótki komunikat:
— Skok rozpocznie się dokładnie za jedną minutę. Po chwili ten sam głos zaczął odliczać: — Pięćdziesiąt… czterdzieści… trzydzieści… dwadzieścia… dziesięć… pięć… trzy… dwa… jeden…