– Chce pan prawdy czy woli, żebym zrobił panu przyjemność?
– Prawdy.
– Moim zdaniem nie ma innego rozwiązania. Przykro mi. Pański projekt nie trzyma się kupy. Nie ma najmniejszych szans, żeby to się udało. Lepiej dać sobie spokój, niż trawić czas na jakieś mrzonki. Chciał pan znać moją opinię, to proszę. Miło mi, że pana poznałem.
Wstał, włożył z powrotem marynarkę, kiedy zaś już miał ruszyć do drzwi, przystanął, jakby czegoś zapomniał.
– Chyba że…
– Chyba że co?
– Nie, to głupie.
– Mimo wszystko proszę mówić.
– Trzeba by zbudować naprawdę bardzo duży statek. – Sprawiał wrażenie, jakby toczył dialog sam ze sobą. – Jednak nie. To by nie wystarczyło. Chyba że… tak, dlaczego by nie… nie, to niemożliwe. Chyba że…
– Co?…
– W gruncie rzeczy to nie jest wyłącznie kwestia przestrzeni, trzeba by bowiem odtworzyć grawitację podobną do tej, która występuje na Ziemi. W ten sposób ludzie mogliby podróżować nie siedząc, ale stojąc! I mogliby raczej chodzić po statku, niż pływać po rakiecie.
Zabrał się do szkicowania kolejnego rysunku.
– Trzeba by zbudować ogromny cylinder i wprawić go w ruch. Za pomocą silnika. Wokół osi. Jak w pralce.
Rysunek przedstawiał cylinder połączony z silnikiem. Wewnątrz cylindra naszkicował małe spacerujące ludziki.
– To będzie pożerało mnóstwo energii, a Gwiezdny Motyl ma za mało prądu, żeby wprawić w ruch taki silnik – poskarżył się Yves.
Rozległo się pukanie do drzwi, po czym do pokoju weszła Satine Vanderbild, niosąc plik dokumentów. Kiedy inżynier zaczął je przeglądać, została wraz z nimi, zaintrygowana rysunkami rakiety i cylindra.
– Satine, moja asystentka. Adrien proponuje odtworzenie sztucznej grawitacji, żeby pasażerowie nie dostali obłędu.
Młoda kobieta pochyliła się nad szkicami.
– Powiedziałem mu, że to by wymagało mnóstwa energii.
– Chyba że statek byłby olbrzymi i że dysponowalibyśmy dużą liczbą ekranów słonecznych – podsunął Adrien Weiss. – Im więcej ekranów, tym lepiej. Wystarczy pokryć całą powierzchnię statku światłoczułymi ekranami.
Yves Kramer był pod wrażeniem pewności siebie młodego naukowca.
– Mimo wszystko nie będzie łatwo mieszkać na ścianie cylindra – zauważyła Satine.
– O ile mi wiadomo, nasza Ziemia jest okrągła – odparł Adrien Weiss.
– On ma rację. Rzeczywiście, im większe gabaryty, tym bardziej płaski horyzont. A kiedy grawitacja zacznie działać, wnętrze cylindra stanie się podobne do naszej Ziemi. Jedyna różnica będzie taka, że zamiast mieszkać „na” okrągłej płaszczyźnie, będą mieszkać „w” niej – oznajmił Yves, którego ogarniał coraz większy entuzjazm.
– Tak jakby się znajdowali „w” Ziemi od środka – dodał Adrien.
Tymczasem Satine ciągle nie była przekonana.
– W Ziemi od środka, mówi pan? W takim razie nie trzeba robić cylindra, tylko wklęsłą kulę…
– Cylindrem łatwiej obracać niż kulą – zwrócił jej uwagę Adrien Weiss.
Yves Kramer już spoglądał przez okno, jakby widział powstający nowy statek.
– Trzeba będzie ponownie przeanalizować wszystkie obliczenia – mruknął.
Satine, która już wielokrotnie słyszała to zdanie, poprzestała tylko na skinieniu głową, miała bowiem świadomość, że w ciągu najbliższych dni należy zatrudnić kolejny personel.
Natomiast Adrien Weiss pogrążył się w pracy nad nowymi schematami, tak jakby obok nie było nikogo.
19. FAZA KRYSTALIZACJI
Łyżeczka obracała się w kawie, rozbijając na jasne smugi plamę dodanego do niej mleka i tworząc fraktale.
Przyglądając się temu zjawisku, Yves Kramer pomyślał przez chwilę, że to mleko w kawie jest jak galaktyka we wszechświecie. Wszystko się kręci. Planeta. Uczucia. Problemy. To co znajduje się na dole, musi wznieść się do góry. To zaś co na górze, musi opaść.
Powiedział sobie również, że jeśliby obracać bardzo długo, istnieje być może szansa, żeby odnaleźć pierwszą plamę mleka.
Mleko, które zdążyło się już idealnie wymieszać z kawą, tworzyło teraz beżową kałużę. Inżynier włożył do środka kostkę cukru. Właśnie wylądowała na niej muszka, zmoczywszy sobie jednak skrzydła, nie zdołała już odlecieć.
Yves wyłowił ją czubkiem łyżeczki i umieścił w suchym miejscu, gdzie maleńki owad będzie mógł zaczekać, aż jego skrzydełka wyschną.
„Trzeba będzie zbudować dodatkowy mały pojazd do lądowania, bo wielki statek nie będzie mógł usiąść na ziemi” – pomyślał.
Tymczasem zbliżyło się do niego jajo ze światem w środku. Był to wisiorek psychobiologa.
– Niech pan zaraz przyjdzie, mam panu coś do pokazania.
Gdy znaleźli się w biurze badań futurologicznych, zdumionym oczom Yves’a Kramera i Gabriela Mac Namarry ukazała się makieta, którą Adrien sporządził w nocy. Całość tworzyło pięć sklejonych puszek po proszku do prania. Zostały one przecięte w poprzek na pół, aby było widać, co jest w środku. Adrien Weiss wyglądał na bardzo zadowolonego ze swojej makiety.
– Pomyślałem sobie, że lepiej nie tracić czasu.
Po czym pod zaciekawionymi spojrzeniami Yves’a Kramera, Satine i Mac Namarry zapalił neonową rurkę umieszczoną pośrodku długiego półcylindra.
Oświetlił pierwszą część, odsłaniając na jej powierzchni mnóstwo maleńkich figurek z plastiku.
– Ta neonowa rurka to oś obrotu, ale także „wewnętrzne słońce”.
– Statek będzie się obracał wokół tej świetlnej rurki? – zapytał Gabriel Mac Namarra.
– Właśnie. Odtworzy on sztuczną grawitację podobną do naszej. I to tak dobrze, że pasażerowie nie będą musieli się przytwierdzać do ścian ani do podłogi. Nic nie oderwie się od powierzchni, nic nie będzie pływało w przestrzeni wewnętrznej. Upuszczony kamyk spadnie na dół.
Podniósłszy jedną z figurek umieszczoną na dnie cylindra, przyglądał się, jak spada.
Zaintrygowany tym inżynier wyjął cygarnicę, poczęstował psychologa, po czym wybrał najbardziej perfumowane cygaro, jakby to był jakiś frykas, i przytknął do płomienia zapałki.
– Z kolei aby odtworzyć pełny ekosystem dla stu tysięcy osób na tysiąc lat, proponuję posunąć się w realizmie do tego stopnia, żeby pokryć ściany cylindra nie wykładziną czy jakimkolwiek innym sztucznym obiciem, ale… prawdziwą ziemią. Dzięki temu rośliny będą mogły normalnie rosnąć z ciężkością podobną do naszej.
Adrien Weiss włączył drugi neon położony na przedłużeniu pierwszego, odsłaniając nowy segment cylindra, gdzie znajdowały się imitacje porośniętej trawą równiny i lasu. Umieszczony między oboma segmentami pierścień, na który składały się duże przezroczyste otwory okienne, służył jako bulaj.
– Bardzo ciekawe… – szepnął Gabriel Mac Namarra.
– Przewidziałem nawet różnice poziomów: mały pagórek, las, pola, miejsce na wioskę, jezioro. Nasi kosmonauci będą mogli łowić ryby, pływać łódką, budować szałasy w lesie. A wszystko to w samym środku kosmicznej próżni.
Pokazał niewielką niebieską powierzchnię symbolizującą wodę.
– Jezioro? To sugeruje, że grawitacja jest zapewniona – zaniepokoił się Yves Kramer. – Tymczasem dotarcie światła słonecznego do ekranów zewnętrznych nigdy nie będzie mogło być pewne.
– Zastanawiam się nad baterią elektryczną, która będzie się stale ładować. Dzięki temu nigdy nie zabraknie nam energii.
Satine Vanderbild przyglądała się makiecie z ciekawością.
– A jak damy radę ustawić jezioro przy starcie? – zapytała.
– Napełnimy je wodą, kiedy zacznie działać grawitacja. A poza tym to nie będzie zbyt duże jezioro, ale będzie dysponowało naprawdę pełnym ekosystemem. W gruncie rzeczy chciałbym tam umieścić góry z ośnieżonymi szczytami, strumykami, chmurami, deszczem, wiatrem, słonym morzem…