Выбрать главу

Fakt, że ośrodek leżał na uboczu, jego istnienie zaś trzymano przez długi czas w sekrecie, dodawał całemu wydarzeniu pikanterii.

Aby utrzymać z daleka paparazzich, którzy zlecieli się na pustynię, Gabriel Mac Namarra zdecydował się zatrudnić ochronę liczącą prawie sto osób. Sam ośrodek zaś otoczono podwójnym płotem.

Napięcie stale rosło, toteż Gabriel Mac Namarra postanowił złożyć oświadczenie dla tych, których określał prywatnie mianem „przedstawicieli starego świata”.

24. FAZA WAPNIENIA

Z tej okazji skropił się perfumami o zapachu drzewa sandałowego.

Znalazłszy się sam na podium, mały człowiek w skórzanych spodniach i modnej marynarce wypił szklankę wody i odchrząknął, gotów do odczytania napisanego przez siebie tekstu. Chociaż siedząca wokół setka przedstawicieli narodów przyglądała mu się z surowością, i tak był zdecydowany wygłosić to, co miał do powiedzenia.

Odwróciwszy się ku mikrofonom, stanął twarzą do kamer, na których świeciły się czerwone lampki sygnalizujące, że są gotowe do nagrywania.

– Bycie inteligentnym oznacza niepowtarzanie tych samych błędów. – Odkaszlnął. – To tytuł mojego przemówienia – uściślił.

Gabriel Mac Namarra rozwijał ten temat przez bitą godzinę.

Wyjaśnił, że powielanie tych samych zachowań prowadzi do tych samych ślepych zaułków.

Należy zatem spróbować czegoś innego, w inny sposób i gdzie indziej. Na żądanie, by na statku znaleźli się reprezentanci wszystkich narodów, odpowiedział, że dla niego nie istnieją kraje, narody, granice czy religie, tylko po prostu istoty ludzkie, gatunek rojący się na skorupie ziemskiej.

Nie ma zamiaru zmuszać się do zabierania na pokład miernot tylko po to, by przypodobać się takiej lub innej grupie nacisku rządzącej jednostkami słabszymi i bardziej łatwowiernymi.

Odpowiedziały mu gwizdy.

Miliarder czytał jednak dalej.

Osobiście uważa, że wszędzie, we wszystkich ludach, we wszystkich religiach, we wszystkich narodach istnieją geniusze i kretyni, podobnie też nie może się powstrzymać od stwierdzenia, że pewne kultury zachęcają do rasizmu i fanatyzmu i zniechęcają do kreatywności, szlachetności i empatii. I wcale nie zamierza umieścić próbek tych kultur w swoim projekcie tylko dlatego, że stanowią one często większość i mają spore wpływy.

Kolejna wroga reakcja.

Gabriel Mac Namarra oświadczył, że jego zdaniem ma pełne prawo do swobodnego wyboru swoich „pracowników”, tym bardziej że w pełni sfinansował „Ostatnią Nadzieję” z własnych pieniędzy, nie otrzymując żadnej subwencji od państwa.

Miliarder odczekał po raz kolejny, aż na sali powróci spokój. Teraz jednak porzucił czytanie tekstu.

– Nie mówię tu o szacunku wobec waszych przywilejów, które zdobyliście, wykorzystując ludzki strach, podejrzliwość i głupotę. Nie mówię o waszych tradycjach, polegających na powtarzaniu nieefektywnych, szkodliwych czy niebezpiecznych zachowań pod pretekstem, że wasi ojcowie postępowali tak samo. Mówię tu o przetrwaniu ludzkiego gatunku. Bycie inteligentnym oznacza niepowtarzanie tych samych błędów. Bycie świadomym oznacza nieuleganie naciskom, aby przypodobać się większości, w której siłą rzeczy panuje nietrwała zgoda. Myślicie, że „Ostatnia Nadzieja” w ogóle by powstała, gdybyśmy musieli pytać wszystkich o zdanie, technokratów i polityków? Tym, którzy mają krótką pamięć, przypominam, że projekt ten został wymyślony przez inżyniera o nazwisku Yves Kramer i z miejsca odrzucony przez jego zwierzchników z Agencji Kosmicznej. Cechą naprawdę nowatorskich projektów jest to, że nie interesują one skostniałych umysłów. Obudziliście się dopiero teraz?! Kiedy zdążyliśmy odwalić całą robotę?! To zbyt łatwe!

Tym razem spotkał się z jeszcze bardziej wrogą reakcją, szczególnie ze strony przedstawicieli własnego rządu.

– Przykro mi, ale nie wezmę na mój statek kosmiczny żadnych dupków tylko dlatego, że stanowią oni większość wśród ludzkości i że dzięki temu zyskalibyście poklask wśród waszych stad beczących baranów!

Ogólne wzburzenie.

Mac Namarra odczekał, aż burza ucichnie, zanim dodał, dalej w tym samym tonie:

– Mówię tu o przyszłości ludzkości, a nie o waszych sondażach, popularności ani wyborcach. Nie mówię o waszych przywilejach ani łapówkach. Mówię o waszych horyzontach. Czy choć przez minutę jesteście w stanie spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa? Jeśli już nie dla was, to przynajmniej dla waszych dzieci.

Gabriel Mac Namarra skulił ramiona niczym bokser, który zamierza ruszyć na przeciwnika ze spuszczoną głową. Ściskał obiema dłońmi stojak mikrofonu, jakby to był miecz.

– Tylko czy wy w ogóle kochacie swoje dzieci? Widzę tu przedstawicieli państw, które przyklaskiwały, kiedy ich synowie samobójcy wysadzali się w autobusach pełnych cywili! Widzę tu przedstawicieli państw, które przyklaskiwały, kiedy w metrze wybuchały bomby! Widzę tu przedstawicieli państw, które zamierzają zbudować bomby atomowe, żeby unicestwić jak najwięcej ludzi! I to oni chcą mi dawać lekcje moralności!

Pomruki i groźby.

– Gdybyście kochali swoje dzieci, gdybyście mieli jakiś projekt dla przyszłych pokoleń, czy zanieczyszczalibyście tak łatwo powietrze i wodę? Żeby mogło kiedyś nadejść lepsze jutro, trzeba je sobie wyobrazić już dziś. Yves Kramer je sobie wyobraził. A ja go wspieram! Skoro więc sami nie potraficie czynić dobra, pozwólcie, żeby inni zrobili to za was! Odwalcie się od nas! Pozwólcie mi dokonać choćby drobnej konstruktywnej rzeczy na moim własnym podwórku, podczas gdy sami siejecie najgorsze zło na oczach wszystkich.

Kiedy zewsząd posypały się obelgi i poleciały papierowe kulki oraz plastikowe butelki, Mac Namarra wpadł we wściekłość.

– Widzę, że większość tego zgromadzenia stanowią jak zawsze umysły zacofane, sądzę więc, że w tym wypadku żadna…

Tym razem podniósł się taki wrzask, że Mac Namarra nie mógł ani dokończyć zdania, ani ponownie zabrać głosu.

Nagle zaczęły padać wokół niego szklane pociski, rozbijając się z trzaskiem.

Jego przemówienie zostało jednak zamieszczone we wszystkich gazetach i transmitowane przez wszystkie stacje.

„Sądzę więc, że w tym wypadku żadna… „ – brzmiało ostatnie zdanie.

25. ELIKSIR ŻYCIA

Napięcie sięgnęło zenitu.

Wielu szefów państw zażądało ni mniej, ni więcej tylko przerwania „Ostatniej Nadziei”, o ile nie domagali się uwięzienia groźnego maniaka megalomana, który był jej inicjatorem. Prawo do własności prywatnej nie pozwalało jednak zmusić miliardera, żeby porzucił swój projekt.

Prace nad nim posuwały się dalej mimo szpiegów i paparazzich, którzy wdrapawszy się na dźwig, fotografowali wnętrze ośrodka.

W strefie budowlanej pojawiły się wkrótce szeregi reaktorów w kształcie stożka o kolosalnych wymiarach. Każdy reaktor wznosił się na dwadzieścia metrów, co pozwalało się domyślać, jak wielki będzie przyszły Gwiezdny Motyl V.

Właśnie wtedy w głównym hangarze wybuchła bomba zapalająca.

Wystarczyła jedna minuta, żeby całe tygodnie pracy poszły na marne.

Zrodziła się nieufność. Yves Kramer musiał zastąpić kilku podejrzanych inżynierów innymi. Nawet pracownicy ochrony okazali się niegodni zaufania. Wszędzie zapanowała podejrzliwość.

W ośrodku „Ostatnia Nadzieja” miejsce początkowego entuzjazmu zajęło ogromne napięcie.

Druga bomba zapalająca, podłożona tym razem w Mieście – Motylu, zniszczyła kafeterię, na szczęście pustą w środku nocy. Przesłanie było jasne: ich wrogowie zamierzali zaatakować maszyny, a jeśli to nie poskutkuje, zaatakują ludzi.