Выбрать главу

Przystanęli oczarowani.

– Drzewa!

– Skoro są drzewa, to znaczy, że jest i woda!

Kiedy podeszli bliżej, spostrzegli kolejne potwory, w większości poruszające się na czworakach.

– „Dinozaury” – wykrztusił Adrien.

– Co?

– Dinozaury, a przynajmniej zwierzęta podobne do czegoś, co zostało opisane w książce Yves’a pod nazwą „dinozaury”. To takie gigantyczne jaszczurki. Czasami nazywane także smokami. To zwierzęta mityczne. Tylko że tutaj istnieją naprawdę…

Wtem na niebie rozległ się krzyk. Podniósłszy wzrok, ujrzeli inne zwierzęta pozaziemskie szybujące w powietrzu, o wiele większe niż ptaki w cylindrze.

Dwójka Ziemian posuwała się naprzód przez wysokie trawy przylegające do lasu.

Szelest liści.

Jakaś istota mknęła przez zarośla z błyskawiczną szybkością. Zauważyli mniejsze ślady łap.

– Następne „dinozaury”, tylko mniejsze! Będziemy mogli polować… – zawołał z podekscytowaniem Adrien.

– Na nas też mogą polować… – szepnęła Elisabeth, wskazując na zbliżające się ku nim masywne olbrzymy.

Czworonogi zajęte skubaniem wysoko rosnących liści.

– To roślinożercy – uspokoił ją chłopak.

– Słyszę plusk. To rzeka!

Pognali w tamtą stronę, rzucili się do wody, po chwili wahania zaś Adrien odważył się jej spróbować.

Znajdujące się kilka metrów dalej zwierzę nagle przystanęło, po czym zaczęło się im przyglądać, rozdziawiwszy szeroko paszczę ze zdumienia.

– Przybyliśmy na planetę z dinozaurami – westchnęła Elisabeth.

Nabrawszy głęboko powietrza dla dodania sobie odwagi, nadal ściskając w dłoni nóż, Adrien podszedł do małego dwunożnego stwora, który dorównywał mu wzrostem.

Pozaziemski stwór od razu czmychnął.

Wszystkie zwierzęta identycznej lub mniejszej wielkości co Ziemianie natychmiast uciekały na ich widok.

– Dobra, jedno jest pewne. Nie potrafią ani mówić, ani się porozumiewać. Moim zdaniem poziom inteligencji tubylców nie przewyższa poziomu jaszczurek z cylindra, mimo że są oni więksi.

– A gdybyśmy ich jedli? – podsunął Adrien.

– Pierwszy oddychałeś tutejszym powietrzem, pierwszy wystawiłeś skórę na tutejsze słońce i piłeś tutejszą wodę, odstępuję ci więc radość spróbowania pierwszemu tutejszej fauny.

Adrien wrócił do Muszki 2 po łuk. Ze względów bezpieczeństwa Elisabeth wolała zaczekać na niego przed statkiem.

Wrócił po kilku minutach, niosąc małego metrowego dinozaura ze sporą strzałą w głowie. Rzucił towarzyszce przygód swoją zdobycz do stóp.

Dwójka Ziemian przyjrzała się martwemu zwierzęciu.

– Mamy sporo mięsa, jemy?

– Ty pierwszy. W końcu to ty jesteś eksperymentatorem.

Adrien-18 nie spuszczał oka z bestii wstrząsanej przedśmiertnymi drgawkami.

– Hm… Proponuję go upiec, dzięki temu powinien być smaczniejszy i bardziej higieniczny.

68. PIERWSZA DEGUSTACJA

Po godzinie pieczenia na rożnie zbudowanym naprędce z suchych gałęzi Adrien ugryzł ostrożnie mały kawałek uda pozaziemskiej jaszczurki.

Natychmiast skrzywił się z obrzydzeniem.

– Niedobre? – zapytała dziewczyna.

– Nie, nieszczególne. Zupełnie jak z powietrzem: z początku zaskakujące, ale myślę, że z czasem się przyzwyczaimy. I tak nie mamy wyboru.

Nie przestając się krzywić, przełknął trzy kęsy mięsa, podczas gdy jego towarzyszka przyglądała mu się z powątpiewaniem.

Mimo wszystko zgodziła się jednak skosztować kawałek, ponieważ zaś była głodna, zjadła i drugi.

– Nie powiedziałem ci tego – zaczął nieco zakłopotany – ale ten tam… – wskazał głową rożen – był w pewnym sensie „specjalny”.

– To znaczy?

– Wyglądał, jakby miał ochotę „negocjować”. Podszedł do mnie. Kiedy powiedziałem mu „dzień dobry”, odpowiedział kwiknięciem, które mogło oznaczać „dzień dobry” w jego języku. Kiedy pokazałem mu otwartą dłoń w międzynarodowym geście pokoju, zrobił to samo. Otwarta dłoń. Kiedy się uśmiechnąłem, zrobił inną minę, pokiwał głową, potem zbliżył się pełen ufności.

– I co dalej? – dopytywała się bardzo zaciekawiona.

– Cóż… – odparł zmieszany. – Ponieważ początek rozmowy sprawił, że polowanie stało się „kłopotliwe”, wydobyłem łuk i strzeliłem mu w głowę z bliskiej odległości. Zanim zdążył nawiązać dialog.

Znieruchomiała oszołomiona.

– Żartujesz!

– Niezupełnie. Na tym polega problem z istotami pozaziemskimi: jeżeli zaczniemy się z nimi kumplować, nie będziemy w stanie ich jeść.

Elisabeth, której zrobiło się niedobrze, nie mogła się powstrzymać, by nie oddalić się nieco i nie zwymiotować tego, co przedtem połknęła.

Adrien nie przewidział, że jego towarzyszka okaże się taka wrażliwa. Wahał się, jak powinien postąpić. Z początku chciał pobiec za nią, żeby się wytłumaczyć, po chwili wzruszył jednak ramionami, dochodząc do wniosku, że głód i tak zmusi ją do powrotu. I rzeczywiście po krótkim czasie pojawiła się z twarzą wykrzywioną od tłumionego gniewu.

– A jeżeli te istoty pozaziemskie są naprawdę inteligentne?

– Cóż, postaramy się znaleźć najgłupsze z nich i będziemy jeść wyłącznie, ale to wyłącznie takie. Na razie twoje szlachetne odruchy serca i tak nie przywrócą życia naszemu „obcemu przyjacielowi”.

Mówiąc to, pokazał nadziane na rożen zwłoki, które wydzielały haniebną woń zwęglonego mięsa.

– A jeśli oni będą mieli do nas o to pretensje? W końcu o ile dobrze zrozumiałam, „skosztowaliśmy” prawdopodobnie ambasadora ich planety.

– Przeprosimy.

Chociaż złość jej wcale nie minęła, usiadła, jakby była gotowa zabrać się z powrotem do jedzenia.

– A jeśli istnieje miasto dinozaurów, jeżeli one tworzą prawdziwą cywilizację, a ty zamordowałeś jakiegoś ich ważniaka, bo ja wiem, etnologa, który wyruszył nam na spotkanie, żeby nas dokładnie poznać, ponieważ w końcu… Dla nich… Jednym słowem, oni uważają, że to my jesteśmy istotami pozaziemskimi!

Żeby ją uspokoić, podał jej kawałek policzka, który wydał mu się upieczony ani za słabo, ani za mocno. Odmówiła z upartą miną.

– W gruncie rzeczy to prawda, to przecież my jesteśmy obcym gatunkiem na ich planecie!

Chciał pogładzić ją po włosach, lecz się wywinęła.

– Lubię, kiedy zadajesz sobie metafizyczne pytania, Elith, ale w tym wypadku naprawdę powinnaś poprzestać na odzyskaniu sił. To kwestia przetrwania. Wszystkie zwierzęta jedzą. Jesteśmy mięsożerni, potrzebujemy białka.

Rzuciwszy okiem na ruszt, dziewczyna pogryzła w końcu niechętnie kawałek mięsa, który podsunął jej chłopak.

– Jeśli to cię zdoła uspokoić, pochowamy jego resztki, na wypadek gdyby rodzina i przyjaciele wyruszyli na poszukiwanie – powiedział bez większego przekonania.

Dziewczyna zrobiła obrażoną minę i jadła bez przyjemności, zanim wreszcie przyznała, że to nie było takie złe i że chętnie wzięłaby jeszcze trochę pleców zwierzęcia, które sprawiały wrażenie bardziej miękkich.

Wieczorem Adrien powrócił do lektury dzieła Nowa planeta: instrukcja obsługi.

Elisabeth zaczęła śpiewać piosenkę, której nauczyła ją matka. Była to pieśń opowiadająca o „Ostatniej Nadziei”. Fałszowała.

– Ciągle nie mogę uwierzyć, że nam się udało – oznajmił Adrien.

– Ja też nie – przyznała Elisabeth. – Prawdę mówiąc, urodziwszy się w cylindrze, zawsze byłam przekonana, że w nim umrę. Nawet myśl, że pewnego dnia postawię stopę na prawdziwej planecie, która ma prawdziwą, naturalną grawitację, zawsze wydawała mi się nierealna.

– Tysiąc dwieście pięćdziesiąt jeden lat podróży…