Na trzecim miejscu, po mrówkach i motylach, przyszła kolej na szczury, które również musiały zdobyć nowe terytorium.
– Trzeba będzie pomyśleć o tym, żeby zapewnić tej trójce partnerów seksualnych, inaczej nie zajdą daleko – zauważył Adrien.
Następnie pojawiły się dwa kurczaki, samiec i samica, potem dwie myszy i dwa króliki.
Po upływie kilku miesięcy mieli dwie kozy, dwie owce, dwie krowy. Po czym, postępując zgodnie z poradami zawartymi w książce, wprowadzili owady ze starej Ziemi… Termity, chrabąszcze, ale także komary, muchy itd.
Rozwinęły się jeszcze szybciej, rozprzestrzeniając się na całej powierzchni nowej planety. Następnie pod domem wśród gałęzi założyli ogródek. Zdołali w ten sposób uzyskać zbiór marchwi dla wykarmienia królików, a nawet zboża, żeby upiec chleb, oraz winorośli do produkcji wina.
Podczas wypraw myśliwskich każdego dnia Adrien znajdował coraz więcej trupów dinozaurów obsiadłych przez muchy. Zupełnie jakby jedna forma życia stopniowo zastępowała inną.
Zżerały je owady ze starej Ziemi. Wyglądało na to, że tylko najmniejsze dinozaury, jaszczurki, odkryły w swoich organizmach sposób na zwalczenie ziemskiej plagi.
Idąc za radami z książki Yves’a-1, po bydle i roślinach służących jako pokarm dwójka Ziemian wyhodowała mniej sympatyczne zwierzęta, za to zgodnie z ich wiedzą niezbędne w ekosystemie: lisy, wilki, niedźwiedzie, lwy, gepardy, koty, psy, a nawet węże, pająki, krety, dżdżownice. Zadaniem tych ostatnich było spulchnianie gleby.
W kolejnej fazie zajęli się dużymi ssakami: słoniami, hipopotamami, żyrafami. Po czym uzupełnili swoje prywatne zoo o zebry, antylopy gnu, wiewiórki, pawie, skarabeusze, małpy.
I wiele, wiele innych zwierząt.
Mieszkając w położonym wśród drzew domu, Adrien i Elith stopniowo przywykli jedno do drugiego i wiedli dość spokojne życie na łonie natury, wprawdzie na obcej planecie, ale za to wygodne.
Spali w jednym łóżku… aż do wieczoru dwa lata po swoim przybyciu, kiedy wybuchła między nimi kłótnia.
– Musimy sobie coś wyjaśnić! Mam tego dość! – denerwowała się Elisabeth.
– Co znowu?!
– Kiedy się kochamy, zawsze jestem na dole!
– Ależ, kochanie, czego ty właściwie chcesz?
– Być na górze. Kiedy leżysz na mnie, duszę się. Naciskasz mi na piersi i nie mogę oddychać.
– Jeśli ty będziesz na mnie, nie dam rady – wyznał Adrien.
– I dobrze, od tej chwili cię uprzedzam: ja jestem na górze, inaczej koniec z tym.
– Nie rozumiem: chcesz, żebyśmy przestali się kochać, jeżeli nie spełnię twoich żądań?
– Zgadza się. Dobrze zrozumiałeś.
– Gwiżdżę na to, czego ty chcesz! Będziemy dalej robić tak jak zawsze: ja na górze, ty na dole. Tylko tak mogę przeżywać rozkosz.
– A moja rozkosz cię nie obchodzi?
– Och, nie zaczynaj!
– Powiedziałam to, co miałam do powiedzenia: albo coś zmienimy, albo koniec.
– Po moim trupie! – Spojrzał na nią z okrutnym błyskiem w oku. – Wiem, dlaczego robisz mi te wymówki – oświadczył. – To nie dlatego, że jesteś na dole, tylko dlatego, że nie możemy mieć dziecka. Dajemy życie zwierzętom, ale ty nie potrafisz dać życia istocie ludzkiej!
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
– Jak śmiesz!
– Jesteś bezpłodna, moja biedna Elith! Od dwóch lat kochamy się, tworzymy wszelkie rodzaje owadów, ptaków, ssaków, ale ty nie możesz mi dać nawet syna ani córki. Musisz mieć jakiś… defekt.
– Ty…
Po kilku minutach zaczęli się obrzucać wyzwiskami, po czym doszło do rękoczynów. Ona spoliczkowała jego. On spoliczkował ją.
Ona podrapała go po twarzy. On przewrócił ją na ziemię. Kiedy wstała z zakrwawionymi wargami, oznajmiła, że woli odejść.
– Żartujesz? Dokąd pójdziesz? Nie zapominaj, że jesteśmy jedynymi istotami ludzkimi na tej planecie!
– Lepiej żyć w samotności niż z facetem tak nieuczciwym jak ty! W dniu kiedy cię wybrałam, lepiej bym zrobiła, decydując się na któregokolwiek z czwórki pozostałych. Wyobraź sobie, że byliby lepsi od ciebie! Zwłaszcza że wcale nie jest powiedziane, że to ja jestem bezpłodna! Zdaje się, że to raczej ty i te twoje nieruchome plemniki.
Po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Adrien zaś stał przybity.
Po kilku minutach wróciła zabrać swoje rzeczy. Nie zamienili ze sobą ani słowa. Chłopak zajął się popijaniem sfermentowanego soku owocowego, burcząc coś pod nosem.
Elisabeth ulokowała się znacznie dalej, w górze rzeki.
72. POZOSTAWIĆ DO WYSCHNIĘCIA
Mijały dni. Dom wśród drzew stopniowo porastał bluszcz. Ziemianin leżał w łóżku, dopóki słońce nie stanęło wysoko na niebie, po czym wyruszał na polowanie i wracał wieczorem, żeby zjeść w samotności kolację i pić na umór, aż padnie nieprzytomny.
Najczęściej zadowalał się podnoszeniem dogorywających ciał dinozaurów. W gruncie rzeczy przypominało to raczej zbieranie niż łowy.
Kiedy znudziło mu się jaszczurze mięso, polował na jednego lub dwa króliki, o ile miał pewność, że nie doprowadzi w ten sposób do wyginięcia całej populacji. Wiedział bowiem, że gatunkom ziemskim należy dać czas, aby zdążyły się rozmnożyć.
Mimo że Adrien nie miał pojęcia, gdzie Elisabeth postawiła swój dom, niekiedy natrafiał na odciski jej stóp. Pewnego dnia poszedł po jej śladach, aż natknął się na jaskinię, z której ulatniał się dym. Znalazła zatem naturalne schronienie.
Zaskoczyło go to tylko w połowie, podejrzewał bowiem, że dziewczyna nie potrafi zbudować solidnego domu. Nie złożył jej jednak wizyty. Była to kwestia dumy.
Żywił przekonanie, że jej fochy miną. I że Elisabeth wróci.
„Ona mnie potrzebuje. Pewnie się śmiertelnie nudzi.
W końcu pęknie”.
Ona jednak nie wróciła.
Gdy po trzech miesiącach przyszedł z kwiatami, żeby się z nią rozmówić, zamierzając się zgodzić, by była na górze podczas stosunku, po raz pierwszy ogarnął go niepokój: z jaskini nie ulatniał się już dym.
Kiedy wpadł do środka, ku swojemu przerażeniu ujrzał ją leżącą na ziemi bez czucia – w nocy została ukąszona przez jednego z węży ze starej Ziemi.
Wąż ten z początku jednak nie był jadowity – wyglądało na to, że zmutował na obcej planecie. Ciało dziewczyny przybrało ciemną barwę wskazującą na to, że cała krew została zatruta.
A już szczytem potworności było to, że Elisabeth miała duży brzuch. Była w ciąży co najmniej od czterech miesięcy.
Pochowawszy Elisabeth na skraju ogrodu warzywnego, zgodnie ze zwyczajem panującym w cylindrze Adrien zasadził nad jej zwłokami drzewo. Jabłoń.
Ziemianin długo nie mógł się pozbierać po tej stracie. Bardziej niż dziewczynę opłakiwał własną samotność, zdawał sobie bowiem sprawę, że nie będzie już mógł widywać innych istot ludzkich i że od tej pory jego życie stanie się jedynie niekończącym się ciągiem spotkań z trupami pozaziemskich jaszczurek, które zostały rozszarpane, oraz z ziemskimi zwierzakami, które zdołały się lepiej lub gorzej przystosować do nowego środowiska.
Doszło do tego, że zazdrościł tym, którzy zostali w wygodnym Gwiezdnym Motylu.
„Przynajmniej Gabi, Ele, Joss i Nico mogą sobie pogadać, pograć w coś albo coś razem zbudować. Tymczasem ja z powodu głupiej kłótni małżeńskiej jestem skazany na życie do końca moich dni sam jak palec, nie mając do kogo ust otworzyć”.
Adrien zaczął pić i produkować coraz więcej alkoholu z owoców… żeby się odurzyć.
Wstawał coraz później i polował coraz rzadziej. Niekiedy inne zwierzęta widziały, jak zwala się na ziemię, nie mogąc się utrzymać na nogach. Po roku zaczął mówić sam do siebie.