Szedł na grób Elisabeth i bełkotał.
– Wybacz mi. Wybacz mi. Nie mogę sobie darować! Powinienem był cię posłuchać, ale kiedy czegoś chcesz, Elisabeth, masz klapki na oczach. Należało grzeczniej poprosić, żebyś mogła być na górze, zamiast próbować wymóc wszystko siłą.
Opadał na grób, zaciskał palce na małej jabłonce, która zdążyła się już przebić przez grubą warstwę gleby, i leżał tam, jakby chciał znów poczuć dotyk ciała nieodżałowanej dziewczyny.
Po przeprowadzeniu rozmowy z samym sobą i obsztorcowaniu swojej towarzyszki postanowił wymyślić dialog z twórcą projektu, Yves’em-1.
– Tak mi przykro, że zepsułem twój piękny pomysł, ale trzeba przyznać, że Elith nie była łatwa we współżyciu! Szkoda, że nie widziałeś, jak bez przerwy robiła mi wymówki.
Niekiedy przy polowaniu zdarzało mu się także zawołać: „Yves, pomóż mi złapać to zwierzę” albo: „Yves, powiedz mi, którą drogą powinienem iść, żeby wrócić. Zgubiłem się”.
Uważał za całkiem logiczne, że umysł człowieka, który wysłał go tak daleko, ciągle jest tutaj i pragnie mu pomóc w realizacji projektu.
Pewnego wieczoru, przed położeniem się spać, krzyknął jak zwykle zupełnie pijany:
– Ej, tam! Słyszysz mnie, Yves? Nie chcę zdechnąć, rozwalając twój projekt! Nie chcę. Być może na starej Ziemi wszyscy już dawno nie żyją. Być może jestem ostatnią ludzką istotą, jedyną ludzką istotą, ale i tak nie zamierzam zostać alkoholikiem albo zdechnąć w taki sposób! Jestem ostatnim przedstawicielem najinteligentniejszej formy życia we wszechświecie! Jestem ostatnim człowiekiem! Nie chcę zdechnąć w taki sposób! Jestem twoim plemnikiem wyrzuconym w kosmos! Jestem ostatnim przedstawicielem najinteligentniejszej formy życia we wszechświecie! Jestem ostatnim człowiekiem! Nie chcę zdechnąć, Yves, słyszysz mnie? Nie chcę zdechnąć! Powiedz mi, co mam zrobić, żeby się z tego wyplątać, do pioruna! Skoro mnie tu zaciągnąłeś, nie zostawiaj mnie teraz! Pomoc to twój obowiązek. Albo to znaczy, że jesteś już do niczego i że się ciebie wypieram!
Złapał ze złości książkę Nowa planeta: instrukcja obsługi i wyrzucił przez okno. Opanowawszy się jednak, zszedł po nią na dół.
Przez zwykłą ciekawość chciał się przekonać, na której stronie się otworzyła, i natknął się na rozdział Humor i porady. Było w nim napisane, że jeśli człowiek ma jakieś pytanie, wystarczy, żeby wypowiedział je na głos tuż przed zaśnięciem, a rano otrzyma odpowiedź.
73. ROZWIĄZANIE
O świcie uzyskał odpowiedź. To było takie proste.
Miał do siebie żal, że nie wpadł na to wcześniej.
Zajrzawszy do chłodni pełnej opatrzonych etykietami probówek, znalazł wreszcie naczynie, na którym widniały drobne litery składające się na napis: HOMO SAPIENS.
Tylko że o ile w wypadku większości zwierząt proces „zapłodnione jajo, macica, inkubator” był względnie prosty, stworzenie istoty podobnej do niego wydawało się skomplikowane.
Zapłodnione ludzkie jajeczko nie chciało się zagnieździć w macicy. W końcu po przeczytaniu po raz kolejny rozdziału Inżynieria genetyczna odkrył, że proces rozmnażania komórek można przyspieszyć, dodając komórki macierzyste świeżego szpiku kostnego pochodzącego od przedstawiciela tego samego gatunku.
„Ludzkiego szpiku kostnego?”
W pewnej chwili wpadł mu do głowy pomysł, żeby odkopać ciało Elisabeth i przeszukać jej kości. Jednak słowa „świeży ludzki szpik kostny” brzmiały dostatecznie jasno, by z tego zrezygnował. Na tej planecie wyłącznie on był nosicielem „świeżego ludzkiego szpiku kostnego”. Zoperowanie samego siebie w celu uzyskania szpiku kostnego wydawało mu się trudne, stawką była jednak nie tylko przyszłość jego gatunku.
Chodziło tu o przyszłość najbardziej złożonej formy świadomości we wszechświecie. Jeśli zaś on był ostatni, stanowił zarazem ostatnią szansę.
To zasługiwało na odrobinę wysiłku.
Dylemat techniczny: żeby nie cierpieć, powinien być uśpiony, ale skoro ma odegrać rolę własnego chirurga, będzie musiał pozostać przytomny. Wreszcie w torbie z apteczką na Muszce 2 znalazł fiolkę ze środkiem znieczulającym miejscowo.
Zdecydował się na cięcie w jedynej części ciała, w której miał nadzieję nie spowodować kłopotów: żebrze.
Żeby nie wrzeszczeć, musiał włożyć do ust kawałek szmaty.
Następnie przeciął skórę i połamał młotkiem żebro. Operacja przypominała rzeź. Za to jego mózg funkcjonował sprawnie.
Zaciskając zęby tak długo, jak tylko się dało, doprowadził zabieg do końca, po czym pozwolił sobie wreszcie na omdlenie.
Gdy się obudził, znalazł dość siły, żeby umieścić żebro w sterylnym pudełku i schować w lodówce przenośnego laboratorium, na szczęście zasilanej baterią chemiczną, następnie przyłożył do rany kompres i znów zemdlał. Tym razem na długo.
Nazajutrz minęły całe wieki, zanim wreszcie odzyskał zmysły. Zmienił opatrunek, kiedy zaś w końcu był w stanie działać, wydobył pudełko z kawałkiem żebra.
Posłużywszy się laboratoryjnym mikroskopem, wyselekcjonował zdrowe komórki, następnie zaś, postępując ściśle według wskazówek zawartych w książce Yves’a, przystąpił do tworzenia kompletnego jajeczka ludzkiego, powstałego z jądra zapłodnionego jajeczka i z błony cytoplazmatycznej świeżej komórki jego żebra.
Potem umieścił jajeczko w sztucznej macicy. I wreszcie zaaplikował mu drobne wstrząsy elektryczne, aby uruchomić proces życiowy.
Po licznych próbach rozmnażanie komórkowe w końcu się rozpoczęło. Kiedy jajeczko urosło, trafiło do inkubatora, skąpane w ciepłej cieczy, której składu nie znał.
Po dziewięciu miesiącach uzyskał żywe ludzkie dziecko.
Ponieważ była to dziewczynka, postanowił dać jej na imię Eya, złożone z trzech pierwszych liter imion założycieli Nowej Ludzkości.
„E” jak Elisabeth, kobieta, którą kochał.
„Y” jak Yves, wynalazca Gwiezdnego Motyla.
„A” jak on sam, Adrien, pierwszy nowy człowiek z obcej planety.
Przyglądał się wzruszony noworodkowi, szczęśliwy jak nigdy dotąd. Dzięki własnemu poświęceniu i przezwyciężonemu cierpieniu już nigdy nie będzie sam.
– Witaj na tej Nowej Ziemi, Eya. Nie wiem, ile genów w tobie jest moich, maleńka, pewnie jedna trzecia. Proszę cię tylko o jedno: nigdy nie mów do mnie „tato”.
74. GWIEZDNE DZIECKO
Eya dorastała w domu Adriena i okazała się dzieckiem obdarzonym wybitną inteligencją. Szybko nauczyła się czytać, pisać i liczyć, ale także polować, gotować, tkać, oporządzać zwierzęta hodowlane i prowadzić dom.
Brała udział w misjach badawczych nad nową planetą u boku ojca, szczególnie zaś pasjonowały ją dzieje starej Ziemi.
Przede wszystkim uwielbiała pisać.
Jej prawdopodobnie jedyny problem polegał na tym, że niedosłyszała i z początku błędnie wymawiała słowa, szczególnie imiona, co drażniło Adriena.
Mijały lata.
Eya świętowała dziewiętnaste urodziny na szczycie góry, podczas polowania. Rozpalili ognisko i rozbili obóz.
Wokół nich ciągle leżały szkielety dinozaurów, które były niegdyś jedynymi zwierzętami na planecie.
Adrien wyciągnął z sakwy królika, którego upiekli na zaimprowizowanym ruszcie. Wokół rozlegało się charakterystyczne cykanie świerszczy pochodzenia ziemskiego.
– Wszystkiego najlepszego, Eya.
Podał jej pochodnię i zaproponował, żeby ją zdmuchnęła. Nie pojmowała dlaczego.
– Przypomniałem sobie, że taki był zwyczaj Ziemian, którzy sprawdzali w ten sposób, czy mają w sobie jeszcze tchnienie. Kiedy się zestarzeją i nie będą już w stanie zdmuchnąć tej pochodni, będzie to znaczyło, że niedługo umrą.