Выбрать главу

Zastanawiałem się, dlaczego Carrington zadał sobie tyle trudu, żeby oszczędzić nam badań medycznych przed lotem. Teraz wszystko stawało się jasne.

— Ależ ja muszę mieć co najmniej cztery miesiące. Cztery miesiące wytężonej pracy dzień w dzień. Muszę.

Była przerażona, ale za wszelką cenę starała się nad sobą zapanować.

McGillicuddy wykonał taki ruch, jakby zamierzał pokręcić głową a potem się rozmyślił. Jego ciepłe oczy badały twarz Shary. Odgadywałem jego myśli i poczułem do niego sympatie.

Myślał: Jak powiedzieć tej uroczej dziewczynie, że jej największe marzenie nie ma szans ziszczenia?

Nie wiedział nawet połowy. Ja natomiast uświadamiałem sobie, jak wiele Shara już, nieodwołalnie, zainwestowała w swe marzenie i coś we mnie krzyczało.

I wtedy dostrzegłem skurcz, przebiegający jej przez szczękę i odważyłem się mieć nadzieje.

* * *

Doktor Panzella był żylastym staruszkiem o brwiach jak dwie kędzierzawe gąsienice. Nosił dopasowany kombinezon, który nie stwarzał zagrożenia dla uszczelek skafandra, gdyby doktor musiał wskoczyć weń w pośpiechu. Jego długie do ramion włosy zamiast tworzyć na wielkiej czaszce bujną grzywę były dla bezpieczeństwa, na wypadek nagłego zaniku ciążenia, spięte z tyłu. Ostrożny człowiek. Używając starej metafory, był facetem noszącym jednocześnie pasek i szelki. Obejrzał sobie Sharę, przeprowadził na miejscu niezbędne testy i dał jej zezwolenie na niecałe półtora miesiąca. Shara powiedziała parę słów. Ja powiedziałem parę słów. McGillicuddy powiedział parę słów. Panzella wzruszył ramionami, przeprowadził dalsze, dokładniejsze testy i z ociąganiem odpiął szelki. Dwa miesiące. Ani dnia więcej. Może mniej, zależnie od wyników późniejszej reakcji jej ciała na przedłużający się pobyt w warunkach nieważkości. Potem rok na Ziemi przed ponownym podjęciem ryzyka. Shara wydawała się usatysfakcjonowana.

Nie wyobrażałem sobie, jak możemy uwinąć się w tak krótkim czasie.

McGillicuddy zapewnił nas, że sama nauka sprawnego poruszania się przy zerowym ciążeniu zajmie Sharze co najmniej miesiąc, nie mówiąc już o tańcu w tych warunkach. Według niego, jej zażyłość z ciążeniem równym jednej szóstej ziemskiego będzie raczej przeszkodą niż pomocą. Potem, załóżmy, trzy tygodnie choreografii i prób, tydzień zdjęć i może przed upływem terminu powrotu Shary na Ziemie zdołamy jeszcze wyemitować jeden program telewizyjny z jej tańcem. Niezbyt zachęcająca perspektywa. Wyliczyliśmy z Shara, że potrzeba nam trzech pomyślnych występów przed kamerami. Każdy musi zostać życzliwie przyjęty przez widzów i krytykę, żeby wyrąbać w otaczającym świat tańca murze wyłom wystarczająco duży, by Shara zdołała się przezeń przecisnąć. Rok to o wiele za długa przerwa, aby przynieść coś dobrego — i kto wie, kiedy Carrington znudzi się Shara? Huknąłem więc na Panzelle z góry.

— Panie Armstead — odparł ostro. — Specjalnie polecono mi, abym nie dopuścił do popełnienia przez te młodą lady samobójstwa. — Uśmiechnął się kwaśno. — Powiedziano mi, że to zrobiłoby fatalną reklamę.

— W porządku, Charlie — nalegała Shara. — Zdążę przygotować przez ten czas trzy tańce. Możemy stracić trochę snu, ale zdążymy.

— Powiedziałem kiedyś komuś, że nie ma rzeczy niemożliwych. Spytał mnie, czy potrafię przejechać na nartach przez obrotowe drzwi. Nie masz …

Mój umysł wrzucił z trzaskiem hiperbieg, rozważył najrozmaitsze warianty, kopnął się kilka razy piętami w tyłek i powrócił do czasu rzeczywistego w samą porę, by usłyszeć, jak moje usta, które przez cały czas nie przestawały mówić, kończą:

— … dużego wyboru, jak mi się wydaje. Okay, Tom, każ wysprzątać te cholerną Salę Klubową Pierścienia Dwa. Chce mieć ją pustą i nienagannie czystą i każ komuś zamalować te piekielną wideościanę; tym samym odcieniem, co pozostałe trzy ściany i ma to być naprawdę ten sam odcień. Shara, wyskakuj z tych ciuchów i zakładaj trykot. Doktorze, zobaczymy się za dwanaście godzin, przestań się gapić, Tom i rusz się — udamy się tam od razu; gdzie są, u diabła, moje kamery?

McGillicuddy coś wybełkotał.

— Daj mi ludzi z palnikami — chce mieć wycięte w ścianach otwory, za nimi kamery, szyby ze szklą spolaryzowanego, sześć stanowisk, obok Sali Klubowej pomieszczenie wielkości kabiny pilotów odrzutowca pasażerskiego na konsole mikserską, a obok krzesła ekspres do kawy. Będę też potrzebował drugiego pomieszczenia na montaż taśm, zupełne odosobnienie i całkowita ciemność, wielkości sporej kuchni, drugi ekspres do kawy.

McGillicuddy wpadł mi wreszcie w słowo.

— Panie Armstead, to jest Główny Pierścień kompleksu „Skyfac l”. Mieszczą się w nim biura administracji jednej z najbogatszych korporacji. Jeśli sądzi pan, że cały Pierścień stanie dla pana na głowie…

Poszliśmy więc z tym do Carringtona. Powiedział McGillicuddy’emu, że odtąd Pierścień Dwa jest nasz i należy udzielić nam wszelkiej pomocy, jakiej zażądamy. Sprawiał wrażenie wyrwanego z zadumy. McGillicuddy zaczął mu tłumaczyć o ile tygodni odwlecze to ukończenie kompleksu „Skyfac l”. Carrington odparł na to bardzo spokojnie, że potrafi doskonale dodawać oraz odejmować i że mu dziękuje. McGillicuddy zbladł i zamilkł.

Muszę Carringtonowi oddać sprawiedliwość. Dał nam wolną rękę.

Na „Skyfac 2” poleciał z nami Panzella. Wieźli nas długoszczęcy astronauci na pojazdach dokładnie przypominających ciężarne kije od mioteł. Dobrze się stało, że był z nami doktor — pod koniec podróży Shara zemdlała. Ja prawie też i jestem pewien, że ten kij od miotły, na którym leciałem, miał na dyszach odciski moich ud. Spadanie w otwartym kosmosie jest za pierwszym razem straszliwym przeżyciem. Niektórzy nigdy nie mogą się z tym oswoić. Większość. Gdy znowu wtaczaliśmy Sharę na pokład stacji orbitalnej, zareagowała wspaniale i mdłości, na szczęście, nie powróciły. Nudności mogą być przykrą rzeczą w stanie nieważkości, ale w skafandrze są katastrofą. Do czasu przybycia moich kamer oraz sprzętu mikserskiego była już na nogach i odczuwała senność. A kiedy ja poganiałem wypożyczoną brygadę spoconych montażystów do pracy szybszej, niż to leży w ludzkiej mocy, Shara rozpoczęła naukę poruszania się w warunkach zerowego ciążenia.

Po trzech tygodniach byliśmy gotowi do pierwszych zdjęć.

Rozdział 3

Kwatery prywatne i minimalne środki podtrzymywania życia przygotowano dla nas w Pierścieniu Dwa tak, że jeśli chcieliśmy, mogliśmy pracować całą dobę na okrągło. Jednak niemal połowę naszego czasu wolnego spędzaliśmy na „Skyfac l”. Shara musiała poświęcać połowę z trzech dni w tygodniu Carringtonowi, a znaczną cześć swego nominalnego czasu wolnego spędzała na zewnątrz, w kosmosie, ubrana w skafander. Najpierw była to świadoma próba przezwyciężenia naturalnego leku przed próżnią, lecz szybko stało się to pretekstem do medytacji, do ucieczki, do artystycznej zadumy — stało się próbą czerpania z kontemplacji zimnych, czarnych głębin wystarczającego wejrzenia w istotę pozaziemskiego bytu, by potem móc w nim tańczyć.

Ja wykorzystywałem swój czas na droczenie się z inżynierami, technikami, elektrykami i cholernie głupim delegatem związku zawodowego, który obstawał przy tym, aby druga Sala Klubowa, ukończona czy nie, stała się własnością hipotetycznej przyszłej załogi i personelu administracyjnego. Uzyskanie jego zgody na prowadzenie tam prac kosztowało mnie zdarcie gardła i izolacji z nerwów. Zbyt dużo nocy spędzałem zaharowując się, miast spać. Drobny przykład: każda ściana wewnętrzna w całym tym cholernym Drugim Pierścieniu była pomalowana identycznym odcieniem turkusu — i nie potrafili go dobrać, żeby zamalować te przeklętą wideościane w Sali Klubowej. Dopiero Mc Gillicuddy uchronił mnie przed atakiem apopleksji — za jego sugestią zmyłem trzecią już warstwę latexu, zdemontowałem zainstalowaną na zewnątrz kamerę, która przekazywała obraz na ścianę — ekran, przeniosłem ją do wnętrza i wycelowałem w ścianę przyległego do Sali pomieszczenia. To znowu uczyniło nas przyjaciółmi.