Gdy Carrington uprzejmym tonem ciągnął. — A co pan o tym sądzi, majorze? — ten człowiek milczał przez chwile, zbierając myśli i dobierając słów. Kiedy się odezwał, nie zwracał się do Carringtona.
— Panno Drummond — powiedział spokojnie — jestem major William Cox, dowódca SC „Champion” i czuje się, zaszczycony tym, że poznałem panią. To był najgłębiej poruszający film, jaki w życiu widziałem.
Shara podziękowała poważnym tonem.
— To jest Charles Armstead, majorze Cox. On to nakręcił.
Cox spojrzał na mnie z nowym zainteresowaniem.
— Wspaniała robota, panie Armstead.
Wyciągnął rękę, a ja ją uścisnąłem.
Carrington zaczynał zdawać sobie sprawę, że my troje dzielimy miedzy sobą coś, co dla niego jest nieosiągalne.
— Cieszę, się, że się panu podobało, majorze — powiedział nie siląc się na szczerość. — Jutro wieczorem może pan to obejrzeć ponownie w swoim telewizorze, jeżeli nie będzie miał pan służby. I oczywiście będzie dostępne na kasetach. A teraz może przeszlibyśmy do sprawy, która wymaga załatwienia.
— Twarz Coxa zamknęła się, jakby zapiął się na zamek błyskawiczny, stała się sztywno formalna.
— Jak pan sobie życzy, sir.
Zaintrygowany, zacząłem od tego, co ja uważałem za sprawą do załatwienia.
— Chciałbym, żeby tym razem nad emisją czuwał pański szef łączności, panie Carrington. Shara i ja będziemy zbyt zajęci, żeby…
— Nad tą emisją będzie czuwał mój szef łączności, Armstead — przerwał mi Carrington — ale nie sądzę, aby pan był w tym czasie szczególnie zajęty.
Byłem otumaniony z braku snu; moja zdolność kojarzenia uległa spowolnieniu.
Carrington dotknął delikatnie swojego biurka.
— McGillicuddy zamelduje się u mnie natychmiast — powiedział i odsunął rękę. — Widzisz, Armstead. Ty i Shara wracacie natychmiast na Ziemią.
— Co takiego?
— Bryce, nie możesz — krzyknęła Shara. — Obiecałeś.
— Obiecałem? Moja droga, ostatniej nocy nie było przy nas żadnych świadków. No i dobrze się stało, czyż nie mam racji?
Zaniemówiłem z wściekłości. Wszedł McGillicuddy.
— Cześć, Tom — powiedział sympatycznie Carrington. — Jesteś wylany. Wracasz na Ziemie razem z panną Drummond i panem Armsteadem na pokładzie statku majora Coxa. Start za godziną. Nie zapomnij czegoś: — Przeniósł wzrok z McGillicuddy”ego na mnie. — Z biurka Toma można się podłączyć dyskretnie do każdego wideofonu na „Skyfac”. Z mojego biurka można się podłączyć do biurka Toma.
— Bryce, dwa dni — głos Shary był niski. — Bądź człowiekiem, wymień cenę..
— Przepraszam, kochanie — uśmiechnął się lekko. — Doktor Panzella powiadomiony o twoim upadku zajął wyraźne stanowisko. Nawet jednego dnia. Żywa, robisz doskonałą reklamę — jesteś moim darem dla świata. Martwa, będziesz kamieniem u mej szyi. Nie mogą ci pozwolić umrzeć na moim terenie. Spodziewałem się, że możesz stawiać opór, porozumiałem się wiać z przyjacielem — tu spojrzał na Coxa — z wyższego szczebla Dowództwa Sił Kosmicznych, który był na tyle uprzejmy, żeby przysłać tu majora z poleceniem eskortowania cię w drodze do domu. Nie jesteś aresztowana w sensie prawnym — ale zapewniam cię, że nie masz wyboru. Wchodzi tu w grę coś w rodzaju troski o twoje zdrowie. Do widzenia, Sharo — sięgnął po piętrzący się na biurku stos meldunków, a ja zadziwiłem nawet samego siebie.
Zmiotłem z biurka dosłownie wszystko i pochyliwszy głowę wyrżnąłem go bykiem prosto w mostek. Krzesło, na którym siedział, przytwierdzone było do podłogi sworzniami, a więc pękło z trzaskiem. Odzyskałem równowagę na tyle szybko, żeby wyprowadzić jeszcze jeden przepiękny prawy prosty. Wiecie, jak podczas kozłowania odbija się od parkietu piłka do koszykówki? Tak właśnie, w zwolnionym tempie, charakterystycznym dla zmniejszonego ciążenia, odbiła się od podłogi jego głowa.
Cox podniósł mnie potem na nogi i popychając przed sobą wtłoczył w przeciwległy kąt gabinetu.
— Nie — powiedział do mnie, a jego głos musiał mieć w sobie dużo z „nawyku wydawania rozkazów”, ponieważ ochłonąłem od razu. Stałem, dysząc ciężko, podczas gdy Cox pomagał wstać Carringtonowi.
Multimiliarder pomacał swój rozkwaszony nos, popatrzył na powalane krwią palce i rzucił mi pełne nienawiści spojrzenie.
— Nie będziesz już pracował w wideo, Armstead. Jesteś skończony. Bezrobotny, zrozumiałeś?
Cox poklepał go po ramieniu i Carrington odwrócił się gwałtownie.
— Czego pan chce, u diabła? — warknął.
Cox uśmiechnął się.
— Carrington, mój świętej pamięci ojciec powiedział kiedyś: „Bili, wrogów rób sobie z wyboru, nie z przypadku”. Z upływem lat przekonałem się, że była to świetna rada. Zapamiętaj ją sobie.
Shara uśmiechnęła się ironicznie.
Carrington zamrugał oczyma. Potem jego absurdalnie szerokie ramiona poszerzyły się jeszcze bardziej i ryknął:
— Wynoście się stąd wszyscy! Precz z moich oczu!
Milczące porozumienie kazało nam czekać aż i Tom wygłosi swoją kwestie:
— Panie Carrington — powiedział — to rzadki przywilej i wielki zaszczyt być przez pana osobiście wylanym z pracy. Powinienem to sobie zapamiętać na zawsze jako pyrrusową kieskę. — I zgięty w pół wycofał się za nami z gabinetu. Każde z nas podtrzymywane było na duchu przez młodzieńcze poczucie tryumfu, które musiało nam starczyć na pełne dziesięć sekund.
Rozdział 4
Uczucie spadania, które towarzyszy każdemu, kto po raz pierwszy znalazł się w stanie nieważkości, nie jest wcale złudzeniem — ale zanika gwałtownie, gdy ciało nauczy się traktować je jako złudzenie. Teraz, przeżywając ostatnie pół godziny, zanim ponownie znajdę się w polu grawitacyjnym Ziemi, czułem się, jakbym spadał.
„Champion” był trzy razy większy od wahadłowca Carringtona. Ucieszyło mnie to z początku jak dzieciaka, ale później uświadomiłem sobie, że wzywając go, Carrington nie ponosił kosztów paliwa ani utrzymania załogi. Wartownik przy śluzie powietrznej zasalutował nam, gdy wchodziliśmy. Cox zaprowadził nas na rufę, do pomieszczenia, w którym zostaliśmy zakwaterowani. Po drodze zauważył, że do podciągania używałem tylko lewej ręki i gdy się zatrzymaliśmy, powiedział:
— Panie Armstead, mój świętej pamięci ojciec mawiał tak: „Gołą ręką wal w miękkie partie. W twarde wal przyrządami”. Poza tym nie dostrzegam braków w pańskiej technice. Chciałbym uścisnąć pańską dłoń.
Spróbowałem się uśmiechnąć, ale bezskutecznie.
— Podziwiam pański gust w dobieraniu sobie nieprzyjaciół, majorze.
— Mężczyzna nie może żądać lepszej pochwały. Przykro mi, że dopóki nie wylądujemy, nie mogę rozkazać lekarzowi, by obejrzał pańską rękę.
— Niech się pan nią nie przejmuje. Proszę tylko o zwiezienie Shary na dół w sposób szybki i bezbolesny.
Skłonił się Sharze, powiedział, jak bardzo jest mu, itd. i życzył nam wszystkim przyjemnej podróży. Przypięliśmy się pasami do foteli, żeby oczekiwać na odpalenie silników. Zapadło długie i ciężkie milczenie, wypełnione ogólnym przygnębieniem. Nie patrzyliśmy na siebie, jakby obawiając się, iż przez spojrzenia nasz smutek się połączy i osiągnie jakiś rodzaj masy krytycznej. Żal zamknął nam usta i wierzyłem, że było w tym nadzwyczaj mało rozczulania się nad sobą.