Выбрать главу

— Daj temu spokój.

— Masz rację, cholera. Ja… Charlie, ja nie wiem. Myślałam nawet o rzuceniu wszystkiego w diabły, wyjeździe na wyspę Księcia Edwarda i zajęciu się farmą. Zawsze chciałam tak postąpić i nigdy tego nie zrealizowałam. Shara zostawiła tam po sobie porządek. Mogłabym… och, to wariactwo. Wcale nie chce uprawiać ziemi. Ja chce tylko czegoś nowego. Jakiejś odmiany. Dziewiczego terytorium, czegoś, co… Charlie Armstead, czemu się tak, u diabła, uśmiechasz?

— Dalej, mała, siadaj tu, na moich kolanach i mów czego chcesz.

Chichotała teraz. Nie wiedziała dlaczego, ale chichotała.

— Charlie…

— Wybierz numer od jednego do dwóch.

— Dwa.

— To bardzo dobry numer. Bardzo dobry numer. Wygrałaś właśnie jedno idealnie dobre, fabrycznie nowe marzenie ze wszystkimi akcesoriami i gwarancją. Ten towar jest niedostępny w sieci sprzedaży detalicznej. Bardzo dobry numer. Jak szybko możesz wyjechać z miasta?

— Wyjechać z miasta! Charlie… — Zaczynało jej coś świtać. — Nie zmierzasz chyba…

— Co byś powiedziała na połowę, udziału w wielkiej pustce, dziecko? Jesteś mile widziana. Porozmawiajmy o znalezieniu się na szczycie świata!

Chichot ucichł.

— Charlie, nie zmierzasz chyba do tego, o czym ja…

— Proponuje ci po prostu partnerską współprace w zespole kolektywnym — prawdziwym zespole kolektywnym. Chce. przez to powiedzieć, że wszyscy będziemy musieli mieszkać razem przynajmniej przez jeden sezon. Duży majątek, ale z początku trochę kłopotów lokalowych.

Pochyliła się nad stołem pakując jeden łokieć w kawę, a drugi w ciasto morelowe, złapała mnie za muszkę i potrząsnęła.

— Przestań bredzić i mów do rzeczy, cholera.

— Przecież mówię, kochanie, przecież mówię. Proponuje założenie zespołu choreografów, prawdziwej komuny. To musi być komuna. Członkowie zespołu będą mieszkać razem, dzielić się równo zyskami, a wszystkie wydatki pokrywam ja. Nawiasem mówiąc, będzie ich do diabła i trochę. O tak, jesteśmy bogaci, czyż ci już nie mówiłem? W każdym razie będziemy.

— Charlie…

— Mówię poważnie, wierz mi. Rozkręcam zespół. I szkołę. Proponuje ci połowę udziału i pełen etat przez okrągły rok. Mówię cholernie poważnie i chce, żebyś zaczęła od zaraz. Norrey, chce, żebyś zaczęła tańczyć w stanie nieważkości.

Jej twarz nie wyrażała nic.

— Że co?

— Chce zbudować studio na orbicie i zorganizować zespół. Będziemy prowadzić na przemian występy i szkołę: trzy miesiące nauki na Ziemi — zwłaszcza przeglądy i rekrutacje kandydatów — a potem przyjęci lecą na trzymiesięczny staż na orbicie. Jeżeli którykolwiek z nich rokuje jakieś nadzieje na przyszłość, poświęcamy następne trzy miesiące na filmowanie występów. Przez ten czas przebywamy długo w ciążeniu zmniejszonym, albo zerowym, nasze ciała zaczynają się adaptować, wracamy więc na trzymiesięczne wakacje na Ziemie, a potem rozpoczynamy cały cykl od nowa. Wakacje możemy wykorzystać na wyszukiwanie obiecujących kandydatów. Innymi słowy, prowadzimy konkurs młodych talentów. To będzie zabawne, Norrey. Zyskamy i rozgłos i pieniądze.

— Jakim cudem, Charlie? Jak zamierzasz uzyskać poparcie dla tego wszystkiego? Carrington nie żyje, a ja nie będę pracowała dla jego wspólników. Kto oprócz „Skyfac” i Sił Kosmicznych ma uprawnienia do przebywania w kosmosie?

— My.

— ?

— Ty i ja. Jesteśmy właścicielami taśmy z „Gwiezdnym tańcem”, Norrey. Później ci ją pokaże, mam w worku kopie. Do tej pory w całej okazałości widziało ją może sto osób na Ziemi i parę tuzinów w kosmosie. Jednym z nich był prezes firmy Sony. Zaproponował mi czek in blanco.

— In blanco…

— Dosłownie, Norrey. „Gwiezdny taniec” może być niepowtarzalną, najwspanialszą wypowiedzią artystyczną człowieka — bez względu na jego znaczenie historyczne i przyjęcie przez opinie publiczną. Przypuszczam, że za pięć lat będzie go znała każda obdarzona wzrokiem istota w układzie słonecznym. A my jesteśmy właścicielami tej taśmy. Poza tym, ja posiadam jedyne istniejące na Ziemi taśmy z innymi tańcami Shary. Ich wartość komercjalna jest nieoceniona. Bogaci? Do diabła, jesteśmy potężni! Skyfac Incorporated tak bardzo chce wyjść z tego z twarzą, że jeśli zatelefonuje na górę, na Pierścień Jeden i poproszę Tokugawę o spotkanie, zjedzie następnym wahadłowcem na dół i odda mi swój zegarek.

Puściła mój sweter. Wytarłem jej ciasto z jednego łokcia i osuszyłem z kawy drugi.

— Nie można mi zarzucić, że wyciągam korzyści ze śmierci Shary. Wspólnie zrealizowaliśmy „Gwiezdny taniec” — ona i ja; ja zapracowałem na swoją połowę, ona pozostawiła swoją tobie. Jedyne co w tym złego to to, że stałem się nieprzyzwoicie bogaty, a ja nie chce być bogaty — nie na tej planecie. Jedynym sposobem pozbycia się tego rodzaju pieniędzy i to sposobem, który pochwaliłaby Shara, jest założenie zespołu i szkoły. Będziemy się specjalizowali w nieprzystosowanych, takich, którzy z takiego, czy innego powodu nie pasują tu na Ziemi. Tak jak Shara. W nie całkiem klasycznie idealnych ciałach tancerzy. To kryterium jest po prostu bez znaczenia w kosmosie. Tam większe znaczenie ma zdolność do otwarcia się, do przyswojenia sobie całkiem nowego rodzaju tańca, do… nie wiem czy ma to jakiś sens, do obejmowania umysłem pełnych trzystu sześćdziesięciu stopni. Reguły wypracujemy w trakcie — i będziemy zatrudniać wielu tancerzy, którzy teraz nie pracują. Sądzę, że nasz kapitał inwestycyjny wystarczy nam na jakieś pięć lat. Do tego czasu, występujący zespół powinien przynosić dochody wystarczająco duże, żeby pokryć z nich bieżące wydatki, finansować szkołę i jeszcze przynosić zysk. Wszyscy członkowie zespołu mają równe działki. Wchodzisz?

Zamrugała powiekami, wyprostowała się na krześle i wzięła głęboki oddech.

— W co? Co masz?

— Zupełnie nic — odparłem czarująco — ale wiem, czego potrzebuje. Przygotowania zajmą nam co najmniej dwa lata. Będziemy potrzebowali kierownika administracyjnego, scenografa, trzech albo czterech innych tancerzy, którzy potrafią uczyć. Na początek, oczywiście, brygadę techniczną i operatora promu kosmicznego, ale to tylko personel pomocniczy. Moje kamery pracują automatycznie i ja sam będę sobie szefem. Zorganizuje to wszystko, jeżeli mi pomożesz, Norrey. No, dołącz do mojego .zespołu i zobacz świat — z przyzwoitej perspektywy.

— Charlie, ja… ja nawet nie wiem, czy potrafię sobie wyobrazić taniec w stanie nieważkości, to znaczy widziałam, oczywiście, kilka razy oba występy Shary i bardzo mi się podobały… ale nadal nie wiem, co można jeszcze w tej dziedzinie osiągnąć. Nie wyobrażam sobie tego.

— Oczywiście, że nie! Jesteś wciąż spętana „górą” i „dołem”, spaczona życiem wiedzionym w studni grawitacyjnej. Ale odrobisz zaległości, gdy tylko znajdziesz się tam, na górze, wierz mi. — Za rok moja pogodna pewność siebie miała mi się odbijać czkawką. — Potrafisz się nauczyć myśleć sferycznie, wiem że potrafisz, a reszta to tylko kwestia przekoordynowania, tak jak wprawienie się w chodzeniu po pokładzie rozkołysanego statku. Do diabła, jeśli ja, w moim wieku, potrafiłem, to potrafi to każdy. Będziesz dobrą partnerką do tańca.

Zrazu puściła to mimo uszu. Nagle jej oczy powiększyły się.

— Dobrym kim?

Chowałem te moją niespodziankę w zanadrzu jak dziecko, do końca, jak prezent od Świętego Mikołaja. Zamierzałem delektować się tą chwilą.

Ale wtedy zobaczyłem jej oczy i powiedziałem to po prostu zwyczajnie, jakoś płasko.