— Taki sam jak twój.
— Hmmm?
— Ten człowiek miał przyjść we wtorek i naprawić telefon. Moja współlokatorka Karen i ja mieliśmy próby przez cały dzień. Zostawiliśmy w drzwiach kartkę: „Panie od telefonów, musieliśmy wyjść, a z pewnością nie mogliśmy do pana zadzwonić, che, che. Proszę wziąć sobie klucz od dozorcy i wejść; telefon jest w sypialni”. Człowiek od telefonów wcale się nie pokazał. Oni nigdy nie przychodzą. — Ręce zaczynały mi drżeć. — Weszliśmy do mieszkania kuchennymi schodami od strony alei. Telefon był nadal głuchy, a nie przyszło mi do głowy, żeby zdjąć kartkę z drzwi frontowych. Następnego ranka poczułem się źle. Skurcze. Wymioty. Karen i ja byliśmy tylko przyjaciółmi, ale została w domu, żeby się mną opiekować. Przypuszczam, że w nocy z piątku na sobotę kartka w drzwiach wyglądała na jeszcze bardziej wiarygodną. Odsunął zasuwę kawałkiem plastyku i rozłączał właśnie aparaturę, stereo, gdy Karen wyszła z kuchni. Był tym tak oburzony, że strzelił do niej. Dwa razy. Hałas go spłoszył: zanim tam dotarłem, był już jedną nogą za drzwiami. Miał jeszcze czas, żeby władować mi kule w staw biodrowy i już go nie było. Nigdy go nie złapali. Nigdy też nie przyszli naprawić telefonu. — Panowałem już nad dłońmi. — Karen była cholernie dobrą tancerką, ale ja byłem lepszy. W głowie nadal taki jestem.
Jej oczy okrąglały z wolna.
— Ty chyba nie jesteś Charlie… Charles Armstead?
Skinąłem głową.
— O mój Boże. A więc to tutaj wylądowałeś.
Byłem zaszokowany jej reakcją. Zawróciło mnie to z zimnej i wietrznej granicy litowania się, nad samym sobą. Znowu zrobiło mi się jej trochę żal. Powinienem się domyślić głębi jej empatii. No i w sposób, który naprawdę się liczył byliśmy tak cholernie do siebie podobni — dzieliliśmy ten sam okrutny żart. Zastanawiałem się, dlaczego pragnąłem nią wstrząsnąć.
— Nie potrafili naprawić ci stawu? — spytała cicho.
— Chodzę świetnie, tylko trochę asymetrycznie. Gdy mam wystarczająco silną motywacje, mogę nawet przebiec krótki dystans. Tańczyć nie mogę.
— Zostałeś więc wideooperatorem?
— Trzy lata temu. Ludzi, którzy równie dobrze znają się na tańcu, jak na technice wideo można dzisiaj policzyć na palcach jednej ręki. Zgoda, taniec rejestruje się na taśmie już od lat siedemdziesiątych — zwykle z wyobraźnią kamerzysty dziennika telewizyjnego. Jeżeli filmuje się sztukę sceniczną dwiema kamerami z kanału dla orkiestry, to czy jest to kino?
— Starasz się uczynić dla tańca to, co kamera filmowa zrobiła dla dramatu?
— Dość zgrabna analogia. Tylko załamuje się na tym, że taniec ma więcej wspólnego z muzyką niż z dramatem. Nie można go tak po prostu przerwać w dowolnym momencie, a potem kontynuować dalej od miejsca, w którym się go przerwało, ani też wracać i powtórnie kręcić scenę, która nie wyszła od razu tak jak trzeba, czy też odwracać chronologii, żeby zachować ciągłość harmonogramu zdjęć. Następują zdarzenia i rejestruje się je. Moja praca jest opłacana przez przemysł nagraniowy najwyższymi stawkami, na które zasługuje człowiek z wystarczającą ilością oleju w głowie, żeby wiedzieć, jakie ujęcie wykonać w danej chwili i robić to bez pudła. Jest jeszcze paru takich jak ja. Ja jestem ten najlepszy.
Przyjęła to tak, jak wcześniej komplement pod swym adresem — wzięła za dobrą monetę. Zwykle, gdy mówię takie rzeczy, nie daje złamanego szeląga za reakcje, jaką wywołam. Lub jestem akurat dowcipny i pragnę kogoś oburzyć. Ale pochlebił mi sposób, w jaki odebrała moje słowa, pochlebił wystarczająco, żeby mnie wprawić w lekkie zakłopotanie. To z kolei popchnęło mnie znowu do brutalności, chociaż wiedziałem z góry, że nie wywoła ona pożądanego skutku.
— A zmierzam do tego, że Norrey ma nadzieje, iż zasugeruje ci jakąś zbliżoną formę sublimacji, bo mam już w tym doświadczenie.
— Nie ma mowy, Charlie — upierała się. — Wiem, o czym mówisz, nie jestem taka głupia, ale wydaje mi się, że jakoś sobie poradzę.
— O, na pewno. Jesteś za duża, moja panno. Masz cycki jak dwie połówki melona, nagrodzonego na wystawie rolniczej i dupę, za którą każda aktorka z Hollywood sprzedałaby własnych rodziców, ale to dyskwalifikuje cię jako tancerkę nowej fali. Nie masz żadnych szans. I co, dasz sobie z tym radę? Najpierw puknij się w czoło. Jak mi idzie, Norrey?
— Na miłość boską, Charlie!
Zmiękłem, Nie mogę doprowadzić Norrey do rozpaczy — za bardzo ją lubię. Kiedyś przez to niemal zaczęliśmy razem mieszkać.
— Przepraszam, skarbie. To wszystko przez te nogę — doprowadza mnie do szału. Powinno się jej udać — ale się nie uda. Jest twoją siostrą i dlatego to cię smuci. No cóż, ja jestem obcy i mnie trafia szlag.
— A jak według ciebie, wpływa to na moje samopoczucie — wybuchnęła Shara, zaskakując nas oboje. Nie wiedziałem, że ma taki silny głos. — Żądasz ode mnie, żebym zwinęła żagle, a ty pożyczasz mi kamerę, co Charlie? A może mam handlować pod studio jabłkami? — Po jej szczęce przebiegał leciutki skurcz. — Dowiedz się, że niech mnie przeklną wszyscy bogowie południowej Kalifornii, jeśli zrezygnuje. Bóg obdarzył mnie obfitymi kształtami, ale nie ma w nich ani jednego zbędnego funta, pasują na mnie jak ulał, potrafię, wprawić je w taniec i zrobię to. Może masz rację. — może najpierw powinnam puknąć się w czoło, ale dopnę, swego. — Zaczerpnęła tchu. — Dziękuje ci teraz za dobre chęci, Char… panie Armst…, a mam to gdzieś! — Z jej oczu trysnęły łzy. Zerwała się z miejsca, wylewając na kolana Norrey ćwierć filiżanki zimnej kawy i wybiegła z restauracji.
— Charlie — wycedziła przez zaciśnięte zęby Norrey — za co ja cię tak lubię?
— Tancerze są tępi — podałem jej swą chusteczkę,
— Aha — klepała się przez chwile po kolanie — a jak to się dzieje, że ty mnie lubisz?
— Wideooperatorzy są inteligentni.
— Aha.
Popołudnie spędziłem w swoim mieszkaniu, przeglądając metry nakręconej dzisiejszego dnia taśmy i im dłużej patrzyłem, tym większa ogarniała mnie wściekłość.
Taniec wymaga silnej motywacji od nadzwyczaj wczesnego wieku — ślepego poświecenia, zawierzenia niewykształconym jeszcze potencjałom dziedziczności i odpowiedniego odżywiania się. W przypadku baletu, zwykle ryzyko było większe, ale pod koniec lat osiemdziesiątych tak samo ryzykowny stał się taniec nowoczesny. Naukę w szkole baletu klasycznego można zacząć, dajmy na to, w wieku sześciu lat…a kończąc lat czternaście stwierdzić, iż ma się za szerokie ramiona i straciło się bezpowrotnie lata wielkiego wysiłku. Shara pasjonowała się tańcem nowoczesnym od wczesnego dzieciństwa i za późno stwierdziła, że Bóg obdarzył ją ciałem kobiety.
Nie była potężna — widzieliście ją przecież. Była wysoka, o grubych kościach i na tym szkielecie było zbudowane bogate ciało dojrzałej kobiety. Gdy wciąż od nowa przeglądałem taśmę „Narodzin”, narastał we mnie ból i w końcu zapomniałem nawet o nieustępującym rwaniu w nodze. Przypominało to świetnie zapowiadającego się koszykarza, który mierzy zaledwie cztery stopy.
Dzisiaj podstawowym warunkiem uprawiania tańca nowoczesnego jest dostanie się do dużego zespołu. Nie można być zauważonym, o ile nie jest się widocznym, subsydia rządowe zaś udzielane są na zasadzie Duże Jest Lepsze — zespoły mniejsze i amatorskie muszą wciąż walczyć ze sobą na noże o każdego pensa, z tym, że od początku lat osiemdziesiątych nie zobaczyli nawet jednego.
”Jej taniec widział Merce Cunningham, Charlie. Tuż przed śmiercią jej taniec widziała Martha Graham. Oboje nie skąpili pochwał zarówno choreografii, jak i wykonaniu. Żadne nie wyszło z jakąkolwiek propozycją. Nie wiem nawet, czy mieć o to do nich żal — trochę ich, u diabła, rozumiem”.