Выбрать главу

— A co ja jutro powiem Westbrookowi? A Moriemu i Barbarze Frum, a UPI, a AP, a …

— Tom — przerwała mu łagodnie Norrey — wszystko będzie w porządku.

— W porządku? Jak to w porządku? Wytłumacz mi, jak wszystko może być w porządku?

Ja wiedziałem do czego Norrey zmierza.

— O, do diabła, jasne. Oczywiście nawet o tym nie pomyślałem, słoneczko. Przez te zgraje szakali wyleciało mi to po prostu z głowy. To im dobrze zrobi — zacząłem chichotać. — To im dobrze zrobi.

— Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, kochanie.

— Co? Och nie… nie, nie mam nic przeciwko — uśmiechnąłem się. — Zanosiło się na to od dosyć dawna. Zróbmy z rym porządek.

— Może ktoś mnie, z łaski swojej, poinformuje, o co tu, u diabła…

— Tom — powiedziałem wylewnie — o nic się nie martw. Powiem twoim pozostawionym na lodzie przyjaciołom to samo, co powiedziałem w wieku lat trzynastu memu ojcu, gdy ten przydybał mnie w piwnicy z córką listonosza.

— To znaczy co? — przerwał mi z zalążkiem mimowolnego uśmiechu, jeszcze niezupełnie wiedząc czemu chce się uśmiechnąć.

Objąłem Norrey ramieniem.

— Wszystko będzie okay, tatusiu. Jutro się pobierzemy.

Przez kilka sekund gapił się na nas tępo, uśmiech zbladł, a potem powrócił w pełnej krasie.

— To przerażające, to… wiecie, wydaje mi się, że to chwyci, wydaje mi się, że się uda — miał na tyle przyzwoitości, że się zarumienił. — To znaczy, do diabła z reporterami. Ja tylko… ja chciałem powiedzieć… Moje gratulacje!

— Zawsze — powiedziała ponuro Norrey — możesz na nas liczyć w takich sprawach.

* * *

Tak jak o to prosiłem, recepcja zatelefonowała do mnie, gdy tylko Linda wpisała się do rejestru gości hotelowych. Odchrząknąłem, zawiesiłem słuchawkę w powietrzu, zwlokłem się z łóżka i wlazłem w hotelowy kosz na śmieci, wpadłem na nocny stolik, niszcząc go wraz ze stojącą na nim lampką i skończyłem rozciągnięty jak długi na podłodze z policzkiem głęboko wtulonym w puszysty dywan, a nosem o parę centymetrów od jarzącego się cyferblatu zegara, który twierdził, że jest 4:42 rano.

Nieprawdopodobne, Norrey wciąż spała. Wstałem, ubrałem się po ciemku i wyszedłem, uprzątniecie rumowiska pozostawiając na rano. Na szczęście najbardziej ucierpiała zdrowa noga — mogłem chodzić, aczkolwiek z rodzajem podwójnego utykania.

— Linda? To ja; Charlie.

Otworzyła od razu.

— Charlie, przepraszam…

— Przestań. Dobrze postąpiłaś. Co z tą dziewczyną? — Wszedłem do środka.

Zamknęła za mną drzwi i skrzywiła się.

— Nic takiego. Jest teraz wśród swoich. Myślę, że wydobrzeje.

— To dobrze. Do dziś pamiętam jak wpadł na mnie jakiś ćpun.

Skinęła głową.

— Wiesz, że jej przejdzie za osiem godzin, ale co z tego, to się powtórzy.

— Tak. Słuchaj, co do Toma…

Znowu się skrzywiła.

— O rany, Charlie, co za bzik.

— Wy dwoje, hmm tego… pokłóciliście się?

— Próbowałam mu tylko powiedzieć, że jest za sztywny, a on zaczął się zachowywać tak, jakby nie rozumiał o czym mówię. No to mu powiedziałam, że nie jest takim głupcem, jakiego udaje i poprosiłam, żeby mnie traktował jak przyjaciółkę, a nie jak jakąś obcą — z tego, co mi o nim opowiadałeś, wydawało mi się, że postępuje dobrze. Odpowiada mi na to „Okay”, więc proszę go jak przyjaciela, żeby postarał się przytrzymać tych reporterów z dala od nas na dzień czy coś koło tego, a on do mnie z buzią. Zachowywał się tak asekurancko, Charlie.

— Posłuchaj, Lindo — zacząłem — to ten pieprznik tak…

— Charlie, naprawdę starałam się go uspokoić, starałam się mu okazać, że nie mam do niego pretensji. Ja… gładziłam go po karku i ramionach, żeby go rozluźnić, a on mnie odepchnął. Dosłownie odepchnął mnie, Charlie. Ty i Norrey mówiliście, że to taki miły facet, a tu co?

— Przykro mi Lindo, że ci się nie spodobał. Tom to miły gość. To tylko…

— Sądzę, że chciał po prostu, żebym zostawiła Sandrę, żebym pozwoliła zabrać ją Służbie Porządkowej i…

Zrezygnowałem.

— Zobaczymy się ra…. po południu, Lindo. Prześpij się trochę. O drugiej, w Sali ileś tam, odbędzie się konferencja prasowa.

— Jasne. Przepraszam, musi być już późno, co?

Gdy wchodziłem do pokoju, Norrey wciąż jeszcze spała jak zabita, ale gdy wsunąłem się pod kołdrę i przytuliłem do jej pleców parsknęła jak koń i wymamrotała:

— Wszystko w porządku?

— W porządku — wyszeptałem — ale wydaje mi się, że przez jakiś czas będziemy musieli trzymać tych dwoje w separacji.

Odwróciła się do mnie, otworzyła jedno oko i odszukała mnie nim.

— Kochanie — wymamrotała uśmiechając się jedną stroną twarzy — jeszcze będą z ciebie ludzie.

A potem odwróciła się plecami i znowu pogrążyła we śnie, pozostawiając mnie zadowolonego z siebie, głupio zarozumiałego i zastanawiającego się, o czym ona, u diabła, mówiła.

Rozdział 3

Te taśmy z pierwszego semestru sprzedawały się jednak jak ciepłe bułeczki, a krytycy byli w większości bardziej niż przychylni. W tym czasie wznowiliśmy też „Masa to tylko słowo” ze ścieżką dźwiękową Raoula i zakończyliśmy nasz pierwszy rok budżetowy na dobrym plusie.

Przez następny rok nasze Studio nabierało kształtu.

Ulokowaliśmy się na bardzo wydłużonej orbicie. Przechodząc przez perigeum, Studio zbliżało się do Ziemi na odległość 32000 kilometrów, a w apogeum oddalaliśmy się od niej na około 80 000 kilometrów. Wybierając taką orbitę unikaliśmy zasłaniania połowy nieba na każdej taśmie przez Ziemie; w apogeum Ziemia widziana z pokładu Studia była mniej więcej wielkości pięści i większość czasu spędzaliśmy daleko od niej.

Jak wyglądał sam kompleks Studia.

Największą pojedynczą strukturą było oczywiście Akwarium — ogromna kula do pracy we wnętrzu bez skafandrów próżniowych. Po prawidłowym oświetleniu była ona niemal zupełnie przezroczysta, ale jeżeli nie chcieliśmy mieć w tle całego wszechświata, mogliśmy ją obłożyć płytami z nieprzezroczystej folii. W różnych miejscach znajdowało się w niej sześć małych i bardzo dobrych gniazd kamerowych i istniała możliwość zainstalowania plastykowych płyt, które przeobrażały ją we wpisany w kule sześcian. Jednak korzystaliśmy z nich zaledwie kilka razy i prawdopodobnie więcej tego nie uczynimy.

Następny pod względem wielkości był Lamus Ciotki Grawitacji, długi, „stacjonarny” słup, usiany podporami i rolkami do naciągania lin, ale zawsze pokryty przywiązaną doń dla bezpieczeństwa rupieciarnią. Części dekoracji, moduły kamerowe i części zamienne, akcesoria oświetleniowe, konsole sterownicze i systemy pomocnicze, kanistry i bańki, pudła, tobołki, pętle, zwoje i poupychane bezładnie pakunki ze wszystkim, co według kogoś z nas mogło się przydać do tańca w stanie nieważkości i filmowania go, wszystko to było przyczepione do Lamusa Ciotki Grawitacji niczym międzyplanetarne pijawki.

Musieliśmy urządzić to w taki właśnie sposób, bo częste wchodzenie do pomieszczeń mieszkalnych i wychodzenie z nich wcale nie jest wygodne.

Wyobraźcie sobie teraz młot kowalski. Dużyr stary młot z wielką, baryłkowatą głową. Wyobraźcie sobie dużo mniejszą głowę przytwierdzoną na drugim końcu trzonka. To mój dom. Kiedy przebywam w kosmosie, tam właśnie mieszkam ze swą żoną — w trzech pokojach z kuchnią i łazienką. Spróbujcie zrównoważyć ten kowalski młot w poziomie na jednym palcu. Będziecie musieli podłożyć ten palec tuż przy drugim końcu, w pobliżu dużo masywniejszej głowy młota. Jest to punkt, wokół którego krąży mój dom i jego przeciwwaga. Czynią to po idealnie koncentrycznych kołach, aby zapewnić mi w domu efekt wypadkowy w postaci ciążenia równego jednej szóstej ciążenia ziemskiego. W przeciwwadze mieści się instalacja podtrzymania życia, magazyn żywności, stacja energetyczna, telemetryczna aparatura medyczna, pokładowy komputer, centralka telefoniczna oraz parę cholernie dużych żyroskopów.