Ledwie widoczny balon otaczający to stopione jądro zaczął wydzielać czerwony dym, który snując się pełnymi gracji spiralami utworzył coś na kształt pierścienia. Wiedziałem od razu co to jest i do czego to jest, odrzuciłem w tył głowę i krzyknąłem, włączając w panicznym odruchu ucieczki wszystkie swoje silniczki.
Piąć krzyków odpowiedziało echem mojemu.
Zemdlałem.
Rozdział 4
Leżałem na plecach z podciągniętymi kolanami i byłem o wiele za ciężki — ważyłem prawie dwadzieścia kilo. Żebra usiłowały mi rozsadzić klatkę piersiową. Miałem zły sen…
Sponad mnie dobiegały glosy przypominające brzmieniem nagrzewający się wzmacniacz lampowy, z początku urywane i zniekształcone, w końcu nabierające pewnej wyrazistości. Były blisko, ale zdawały się dochodzić z daleka, jak to zwykle bywa w zmniejszonym ciśnieniu powietrza — ta pseudograwitacja też je męczyła.
— Towarzyszu, pytam po raz ostatni. Dlaczego wasi koledzy znajdują się w stanie Datatonii? Dlaczego wy funkcjonujecie? Co się tam zdarzyło?!
— Daj mu spokój, Ludmiło. On cię nie słyszy.
— Musi mi odpowiedzieć!
— Zastrzelisz go? Jeśli nawet tak, to za co? Ten człowiek jest bohaterem. Jeśli nie przestaniesz go nękać, sporządzę notatkę, na ten temat i dołączę ją do naszego wspólnego raportu oraz do mego własnego. Daj mu spokój! — Głos Chen Ten Li był całkowicie opanowany i obojętny aż do tego ostatniego, rzuconego z wściekłością rozkazu. Zaskoczyło mnie to i otworzyłem oczy, z czym ociągałem się od chwili, gdy zaczęły docierać do mnie te głosy.
Znajdowaliśmy się w Limuzynie. Wszyscy dziesięcioro — cztery skafandry Sił Kosmicznych i sześć jaskrawo barwionych skafandrów Gwiezdnych Tancerzy — kworum kręgli przypasanych dwójkami w pionowym kanale. Norrey i ja zajmowaliśmy miejsca w ostatnim, czyli dolnym rzędzie. Najwyraźniej wracaliśmy na pełnym ciągu na „Siegfrieda”, z przyspieszeniem co najmniej 1/4 g. Odwróciłem od razu głowę i spojrzałem na siedzącą obok mnie Norrey. Zdawała się spać spokojnie. Gwiazdy, które ujrzałem przez okno za nią powiedziały mi, że wykonaliśmy już zwrot i wyhamowujemy.
Musiałem długo być nieprzytomny.
We śnie wszystko mi się w jakiś sposób poukładało. Moja podświadomość utrzymywała mnie bez przytomności, aż stałem się gotów do stawienia czoła faktom i ani chwili dłużej. Cząstka mego umysłu wrzała z podniecenia, ale teraz panowałem nad nią i utrzymywałem ją na dystans. Większa cześć była spokojna. Miałem teraz odpowiedź na wszystkie niemal pytania i strach skurczył się do rozmiarów, które można już było znieść. Wiedziałem na pewno, że z Norrey wszystko jest dobrze, że w swoim czasie dojdą do siebie wszyscy z nas. Nie była to wiedza bezpośrednia; wieź telepatyczna uległa przerwaniu. Ale znałem swoją rodzinę. Nasze losy uległy nieodwracalnej zmianie; jakiej, jeszcze nie wiedzieliśmy — ale odkryjemy to wspólnymi siłami.
Teraz, jeden za drugim, nadejdą przynajmniej dwa kryzysy i będą one naszym udziałem.
Najpierw sprawy nie cierpiące zwłoki.
— Harry — zawołałem — odwaliłeś kawał dobrej roboty. Odpocznij sobie teraz.
Odwrócił swoją wielką, krótko przystrzyżoną głowę, i popatrzył na mnie zza swego podgłówka na wysokości dwóch rzędów. Uśmiechnął się zadowolony.
— O mało nie — zgubiłem jego grającej skrzynki — powiedział przyciszonym głosem. — Wymknęła mi się, gdy pojawiło się ciążenie — i zaraz odwrócił głowę i zasnął pochrapując.
Uśmiechnąłem się pobłażliwe sam do siebie. Powinienem się był tego spodziewać, powinienem wiedzieć, że to Harry, barczysty, wielkiego serca Harry okaże się najsilniejszy z nas. Że to Harry — inżynier budownictwa dowiedzie swej niezłomnej wytrzymałości. Szerokość jego ramion równała się wielkości jego serca, a wciąż nie było wiadomo ile straszliwego wysiłku kosztowały go ostatnie wypadki. Obudzi się po godzinie jak odmłodzony gigant.
Dyplomaci wrzeszczeli coś do mnie od chwili, gdy odezwałem się do Hanyego. Teraz zwróciłem na nich uwagę.
— Pojedynczo, proszę.
Na Boga, nie zamilkło żadne z tej czwórki. Chociaż wiedzieli, że robią głupio mówiąc wszyscy naraz. Nie mogli się po prostu powstrzymać.
— ZAMKNĄĆ SIĘ! — buchnął z głośnika głos Billa przekrzykując te kakofonie. Zamknęli się i odwrócili głowy, by spojrzeć na ekran wypełniony jego twarzą.
— Charlie — ciągnął Bili z naciskiem w głosie, szukając mej twarzy na swoim ekranie — czy nadal jesteś człowiekiem?
Wiedziałem, o co pyta. Czy obcy w jakiś telepatyczny sposób nie przejęli nade mną kontroli? Czy nadal byłem panem samego siebie, czy też mą czaszkę zamieszkiwał agresywny umysł — rój sterujący mymi przełącznikami i organami? Omawialiśmy te możliwość od początku podróży i wiedziałem, że jeśli moja odpowiedź wzbudzi w nim jakąkolwiek wątpliwość, bez wahania zniszczy nas i wykurzy z kosmosu. Najmniejsza moc siły ognia, jaką dysponował, w mgnieniu oka zamieniłaby Limuzynę w parę.
Uśmiechnąłem się.
— Dopiero od dwóch czy trzech lat, Bili. Przedtem byłem półkrwi sukinsynem. Potem się odpręży, teraz był zbyt zajęty.
— Mam ich rozwalić?
— Nie! Wstrzymaj ogień! Bili, posłuchaj mnie uważnie: jeśli strzelisz do nich, a oni kiedykolwiek się o tym dowiedzą, mogą przystąpić do ofensywy. Wiem, że masz Rozwalacz Planet — zapomnij o nim: „oni potrafią zgasić stąd Słońce”.
Pobladł, a dyplomaci trwali w zaszokowanym milczeniu odwracając się z wyraźnym wysiłkiem, by wlepić we mnie rozszerzone przerażeniem oczy.
— Jesteśmy prawie w domu — ciągnąłem stanowczym tonem. — Konferencja odbędzie się w sali gimnastycznej, gdy tylko wszyscy doprowadzimy się do porządku. Zwołaj ją za dwie godziny. Obecność wszystkich obowiązkowa. Odpowiemy wtedy na wszystkie wasze pytania — ale do tego czasu musicie po prostu zaczekać. Przeżyliśmy cholerny szok; potrzebujemy czasu, żeby przyjść do siebie. — Siedząca obok mnie Norrey zaczęła się poruszać, a Linda zdawała się już patrzeć przytomnie. Tom, z wielką ostrożnością, kiwał głową na boki. — Teraz muszę się zająć swoją żoną i naszą ciężarną. Ściągnijcie nas do domu i zaprowadźcie do naszych kajut. Spotkamy się z wami za dwie godziny.
Billowi nie przypadło to do gustu, ale znikł z ekranu i zajął się sprowadzeniem nas do domu. Dyplomaci, nawet Dmirow i Silverman, milczeli, trochę się nas bojąc.
Do czasu dokowania wszyscy czuli się już dobrze, oprócz Harry’ego i Raoula, którzy drzemali obok siebie. Odnotowaliśmy obu do ich kajuty, obmyliśmy delikatnie, przypasaliśmy do hamaka, żeby nie dodryfowali do siateczki kanału wentylacyjnego i nie utonęli w dwutlenku węgla, po czym zgasiliśmy światło. Objęli się automatycznie przez sen, oddychając tym samym rytmem. Musicmastera Raoula zostawiliśmy przy drzwiach, na wypadek, gdyby go do czegoś potrzebował, potem wypłynęliśmy na korytarz.
Później wróciliśmy do swoich kajut, wzięliśmy prysznic i kochaliśmy się przez dwie godziny.
Sala gimnastyczna była jedynym pomieszczeniem na „Siegfriedzie”, mogącym pomieścić wygodnie wszystkich pasażerów statku. Ewentualnie mogliśmy stłoczyć się w messie; często robiliśmy to w porze obiadowej. Jednak teraz potrzebne mi było pomieszczenie przestronne. Sala gimnastyczna była sześcianem o boku jakichś trzydziestu metrów. Jedna ze ścian była usiana różnego rodzaju przyrządami do ćwiczeń w stanie nieważkości. Na wspornikach zainstalowanych w drugiej ścianie wisiały kręgle, koła hola — hoop i piłki. Dwie przeciwległe ściany były trampolinami. Ta sala zapewniała przestronność, dobrą widoczność i możliwość manewru.