— Podoba mi się ten pomysł — przyznał Silverman. — Wydaje mi się, że nagi człowiek — symbiont uszedłby uwagi większości urządzeń wykrywających. Żadnego metalu, niskie albedo — no i jest to idealna symbioza, to nie traci on ciepła. Co za sabotażysta! Niepotrzebne mu żadne wsparcie ani zaopatrzenie… na Boga, moglibyśmy użyć piechoty do zajęcia Tytana.
— Silverman — powiedziałem uprzejmie — jesteś imbecylem. Załóżmy na chwile, że udało ci się zmusić pałką amerykańską żołnierza, by ten bez protestu przyglądał się, jak to, co nazywasz grzybem, wpełza mu do nosa i spływa gardłem. Świetnie. Masz już niezwykle mobilnego piechura. Nie ma żadnych potrzeb ani pragnień, nic. Wie, że jeśli nie da się zabić, będzie nieśmiertelny. Co go powstrzyma od dezercji? Lojalność względem kraju, którego już nigdy nie ujrzy? Krewni w Hoboken, żyjący w polu grawitacyjnym, które by go zabiło?
— Promienie lasera, jeśli zajdzie potrzebą — zaczął.
— Pamiętasz, jak szybko tańczyliśmy tam, pod koniec? Idź, zapytaj komputera, czy potrafilibyśmy tańczyć wokół wiązki laserowej — nawet sterowanej komputerowo. Sam mówiłeś, że trudno było nadążyć za nami wzrokiem.
— Twoja tajemnica wojskowa jest bezwartościowa, Silverman — odezwał się Tom.
— Szczegóły praktycznego wykorzystania rozpracują umysły tęższe od mojego — upierał się Silverman. — Komandorze Cox — powiedział nagle — pan jest Amerykaninem. Czy stoi pan po mojej stronie?
— Na pokładzie znajduje się jeszcze trzech Amerykanów — odparł wymijająco Cox. Tom, Harry i Raoul zesztywnieli.
— Tak tak. Jeden ma ciężarną żonę Kanadyjkę, dwaj są zboczeni, a wszyscy trzej znajdują się pod wpływem tych obcych stworzeń. Jest pan po mojej stronie?
Bili zdawał się myśleć intensywnie.
— Tak. Ma pan rację. Diabli mnie biorą, gdy muszę to przyznać, ale taka potęga będzie bezpieczna tylko w rękach Stanów Zjednoczonych.
Silverman przyglądał mu się bacznie.
— Nie — zdecydował w końcu — nie, komandorze, przykro mi, ale nie wierze panu. Przysięgę na wierność składał pan przed ONZ. Gdyby powiedział pan „nie” albo odpowiedział dwuznacznie, to za parę dni mógłbym uwierzyć. Ale pan kłamie — potrząsnął z żalem głową. — W porządku, panie i panowie, zrobimy tak. Nikt nie wykona ruchu, aż na to zezwolę. Potem, na komendę, będziecie przeskakiwać pojedynczo pod te ścianę, pod którą stoją tancerze, te najdalszą od drzwi frontowych. Potem wycofam się tymi drzwiami i..:
— Panie Silverman — przerwał mu grzecznie Chen — jest jeszcze coś, o czym najpierw powinni się dowiedzieć wszyscy tu obecni.
— No, mów pan.
— Instalacje, które założył pan w Kanałach Kablowych 364 — B i 1117 — A oraz w centralnej pamięci ferrytowej zostały zdemontowane i wyrzucone za śluzę powietrzną w jakieś dwadzieścia minut po ich założeniu. Jest pan niezdarnym głupcem, Silverman i to głupcem, którego można od razu rozszyfrować. Pański nadajnik do niczego się panu nie przyda.
— Kłamiesz — warknął Silverman, ale Chen nie raczył mu odpowiedzieć. Wystarczającą odpowiedzią był jego kpiący uśmiech.
I tutaj Silverman dowiódł, że naprawdę jest durniem. Gdyby był wystarczająco bystry, by zablefować, powiedzieć, że istnieją jeszcze inne instalacje, o których Chen nie wie, mógłby jeszcze coś uratować. Jestem pewien, że nawet nie przyszło mu to do głowy.
Bili i pułkownik Song podjęli decyzje w tym samym momencie i skoczyli.
Silverman nacisnął przycisk nadajnika, ale ani światła, ani klimatyzacja się nie wyłączyły. Płacząc z wściekłości poderwał swój idiotyczny pistolet i wypalił.
W przeciwieństwie do tego, co twierdzi pan Fleming mała Beretta jest marną bronią, nadającą się do użytku na odległość nie większą niż szerokość biurka. Ale Prawo Chaosu działało na korzyść Silvermana: pocisk przeznaczony dla Billa rozerwał gładko arterie szyjną pułkownik Song, odbił się za nią rykoszetem od ściany — ściany naprzeciw Silvermana i zawróciwszy uderzył Billa w plecy, popychając go do przodu i dodając przyspieszenia.
Silverman nie był zupełnym idiotą — spodziewał się silniejszego kopnięcia broni przy wystrzale w stanie nieważkości i na tę okazje, zaparł się mocniej. Ale nie spodziewał się, że wystrzelony przez niego pocisk spowoduje, iż Bili szybciej od niego dotrze — zanim zdąży ponownie wycelować. Bili wpadł nań z całym impetem. Silverman wciąż ściskał w dłoni pistolet i wszyscy rozproszyli się na boki w poszukiwaniu schronienia.
Ale do tego czasu byłem już po drugiej stronie sali. Walnąłem otwartą dłonią w wyłączniki, gasząc, światła i wyłączając klimatyzacje.
Teraz pozostawało tylko czekać.
Pierwszy zaczął krzyczeć Silverman, wkrótce zawtórowali mu Dmirow i DeLaTorre. Większość ludzi popada w lekkie szaleństwo w całkowitych ciemnościach, a stan nieważkości potęguje je niepomiernie. Bez lokalnego pionu, o czym przekonał się Chen Ten Li, gdy w jego sypialni zepsuło się światło człowiek zupełnie traci orientacje. Przerażenie jest pierwotne i bardzo trudno je opanować.
Silverman niewiele nauczył się o stanie nieważkości — albo tylko nie zwrócił uwagi, że ucichł szum urządzeń klimatyzacyjnych. Był jedynym w pomieszczeniu, który wciąż przywierał do ściany, zbyt przerażony, by się poruszać. Po chwili jego krzyki ścichły, przeszły w ciężkie sapanie, potem rozległ się jeszcze jeden, ostatni krzyk i zapadła cisza. Dla pewności odczekałem jeszcze chwilę — Song na pewno już nie żyła, ale stan Billa był wielką niewiadomą — po czym podpłynąłem z powrotem do wyłączników i ponownie włączyłem światła i klimatyzacje. Silverman, przyklejony jak mucha do ściany, umierał z braku tlenu w pełnym powietrza pomieszczeniu. Głową otaczał mu niewidzialny bąbel jego własnych wyziewów. Pistolet dryfował w odległości pół metra od jego wyciągniętej ręki.
Wskazałem go palcem Harry’emu i ten zabrał broń.
— Zwiąż go zanim się ocknie — powiedziałem i podpłynąłem do Billa. Raoul i Linda byli już przy nim i oglądali ranę. W drugim końcu sali dryfowała bezwładnie Susan Pha Song. z jej gardła przestała już tryskać krew. Przez ponad rok mieszkałem z tą lady pod jednym dachem i wcale jej nie znałem; i chociaż przynajmniej w połowie było tak z jej winy, czułem się zawstydzony. Gdy tak patrzyłem, osiem czy dziesięć czerwonych kulek natknęło się na kratkę kanału wentylacyjnego i zostało wessanych z cichym mlaśnięciem.
— Co z nim?
— Nie sądzę, żeby to była groźna rana — zameldowała Linda. Pocisk drasnął kość i wyszedł z ciała. Ma najwyżej pęknięte żebro.
— Mam za sobą przeszkolenie medyczne — powiedziała Dmirow. — Nigdy nie praktykowałam w stanie nieważkości, ale miałam już do czynienia z ranami postrzałowymi.
Linda odholowała Billa do apteczki pierwszej pomocy, zamontowanej na ścianie z przyrządami gimnastycznymi. Bili ciągnął za sobą szereg czerwonych kropelek, dryfujących leniwym łukiem w kierunku kratki kanału wentylacyjnego. Dmirow trzęsąc się z wściekłości, zdenerwowania albo i jednego i drugiego, podążyła za Linda.
Harry z Tomem pewnie skrępowali Silvermana skakanką. Okazało się to zbyteczne — człowiek w jego wieku ciężko znosi niedotlenienie — spał, dysząc ciężko. Chen unosił się nad konsolą terminala komputera i coś programował, a Norrey i DeLaTorre przygotowywali się do odholowania ciała Song do ambulatorium, gdzie jakiś ponury zapobiegliwiec umieścił zapasy płynu balsamującego.