Ale kiedy dotarli do drzwi, te nie rozsunęły się przed nimi. Norrey sprawdziła wskaźnik rejestrujący ciśnienie po ich drugiej stronie, zmarszczyła brwi, uderzyła w przycisk otwierania ręcznego i znowu zmarszyła brwi, bo drzwi nadal nie ustępowały.
— Bardzo mi przykro, pani Armstead — odezwał się Chen ze szczerym ubolewaniem. — Poinstruowałem komputer, żeby odciął te sale od reszty statku. Nikt stąd nie wyjdzie. — Wydobył zza terminala przenośny laser. — To broń bezodrzutowa. Mogę nią zabić was wszystkich za jezdnym pociągnięciem. Jeśli ktoś mi zagrozi, użyje jej bez wahania,
— Czemu ktoś miałby ci grozić, Li? — spytałem łagodnie.
— Przebyłem całą te drogę, żeby wynegocjować układ z obcymi. Jeszcze tego nie uczyniłem. — Popatrzył mi prosto w oczy.
DeLaTorre wyglądał na wstrząśniętego.
— Mądre de Dies, z obcymi — co oni robią, gdy my walczymy miedzy sobą?
— Nie o to mi chodziło, Ezequielu — powiedział Chen. — Sądzę, że pan Armstead skłamał, gdy komandor Cox spytał go, czy nadal jest człowiekiem. Musimy jeszcze wynegocjować zasady stosunków wzajemnych miedzy tymi nowymi istotami a nami. Obie strony roszczą sobie prawa do tego samego terytorium.
— Jak to? — spytał Raoul. — Nie prowadzimy żadnych wspólnych interesów. — I wy i my proponujemy ewentualną kolonizacje obszarów znanych pod nazwą przestrzeni kosmicznej znajdującej się w zasięgu człowieka.
— Ależ może pan swobodnie korzystać ze wszystkiego, co się w niej znajduje, co posiada jakąś dającą się określić wartość dla człowieka — powiedział Tom. — Planety są dla nas bezużyteczne, asteroidy są dla nas bezużyteczne — wszystko, czego potrzebujemy to kawałek próżni i światła słonecznego. Nie żałuje nam pan kawałka próżni, prawda? Nasze wymagania nie są wcale takie wielkie.
— Jeśli kiedykolwiek cromagnończyk i neandertalczyk żyli w pokoju w tej samej dolinie, to zostali do tego zmuszeni przez jakąś nadzwyczajną umowę społeczną — upierał się Chen. — Właśnie dlatego, że nie będziecie potrzebowali niczego z tego, czego my potrzebujemy, będziecie trudni do współżycia. Mówiąc to zdaje sobie właśnie sprawę, że współżycie z wami będzie w ogóle niemożliwe. Spoglądający z góry jak bogowie na naszą oszalałą krzątaninę, rozbawieni naszym strasznym zaabsorbowaniem — jakże już was nienawidzę! Samo wasze istnienie czyni nieporozumieniem życie niemal każdego człowieka. Tylko ci ze szczególnym darem do akrobatycznego funkcjonowania sferycznego — i środkami na dostanie się na Tytana! — mogą mieć nadzieje na sukces. Jeśli nie wy jesteście ślepą uliczką ewolucji, to jest nią większa cześć rasy ludzkiej. O nie, Gwiezdni Tancerze: nie wierze, że kiedykolwiek będziemy dzielić z wami ten sam rejon kosmosu.
Mówiąc to zaczął po omacku, nie spuszczając z nas wzroku programować komputer.
— Świat, który za sobą zostawiliśmy chwiał się na ostrzu noża. Przez dłuższy czas truizmem było twierdzenie, że jeśli do roku 2010 nie wysadzimy się w powietrze, świat minie punkt krytyczny i nastąpi era dobrobytu. Ale w momencie, gdy opuszczaliśmy Ziemie szansę przetrwania do tego czasu były mizerne. Myślę, że się ze mną zgodzicie.
— Nasza planeta jest rozdęta trudnościami do ostatnich granic — powiedział smutno. — Nic bardziej skutecznie nie popchnie jej na krawędź zagłady do rozkładu planetarnego morale, wyzwolonego, czy przyspieszonego waszym istnieniem, od świadomości, że istnieją bogowie, dla których człowiek znaczy nie więcej niż miliardy i tryliony tych plemników i jajeczek, którym nie udało się zostać gametami dla człowieka, że ocalenie i życie wieczne są tylko dla nielicznych.
Ezeguiel patrzył groźnie spod zmarszczonych brwi, tak samo Dmirow, która właśnie skończyła opatrywać Billa. Chciałem mu odpowiedzieć, ale Chen mnie uprzedził.
— Proszę cię, Charles, wiem, że musisz działać, by ocalić swój gatunek. Na pewno potrafisz zrozumieć, że ja muszę, chronić swój.
W tej chwili był on najniebezpieczniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałem. I najszlachetniejszym. Z podziwem i największym szacunkiem pochyliłem głowę.
— Li — powiedziałem — uznaje i podziwiam twoją logikę. Ale jesteś w błędzie.
— Być może — zgodził się — ale teraz jestem pewien swych racji.
— A jakie są twoje zamiary? — już je znałem; chciałem je tylko usłyszeć z jego ust. Wskazał ruchem głowy terminal komputera.
— Ten statek wyposażony został w najdoskonalszy komputer z dotychczas wykonanych na Ziemi. Wyprodukowano go w Pekinie. Załadowałem właśnie do niego program przygotowany specjalnie dla mnie przez jego konstruktorów. Kiedy dotknę klawisza „WYKONUJ”, zacznie on patroszyć banki pamięci komputera i zakończy ich wymazywanie w zaledwie piętnaście minut.
— Nie zabijesz chyba nas wszystkich, jak chciał to uczynić Silverman? — zapytał DeLaTorre.
— Nie jak Silverman! — wybuchnął Chen, czerwieniejąc ze złości. Opanował się momentalnie i niemal uśmiechnął. — Przynajmniej bardziej skutecznie. I z innych powodów. On chciał powiadomić o zaistniałych wydarzeniach tylko swój kraj. Ja nie chce, aby te informacje dotarły do kogokolwiek. Mam zamiar zablokować lasery komunikacyjne dalekiego zasięgu tego statku, wymazać jego banki pamięci i pozostawić go wrakiem. Potem zabije was wszystkich, szybko i bezboleśnie. Bomba, którą nazywacie Rozwalaczem Planet ma swój własny system naprowadzania; luk komory bombowej mogę otworzyć ręcznie. Nie włożę mego skafandra próżniowego. — Jego głos był straszliwie spokojny. — Być może za cztery, pięć lat następny statek z Ziemi zastanie tu jeszcze obcych. Ale Saturn będzie miał wtedy osiem księżyców i dwa Pierścienie.
Linda potrząsnęła głową.
— Jaka szkoda. Li, jaka szkoda, że jesteś konfucyjskim formalistą, zapatrzonym w Tao…
— Jestem częścią zagrożonego łona — odparł stanowczo Chen — i według mojej oceny te narodziny zabiłyby teraz matkę. Postanowiłem, że to łono musi ponownie wchłonąć płód Homo caelestis. Być może u szczytu następnego cyklu rasa ludzka będzie już na tyle dojrzała, by przetrwać poród — teraz jeszcze nie jest. Muszę wziąć na siebie odpowiedzialność za to łono — bo jest ono całym światem, jaki znam jaki mogę znać.
To zaczęło się w chwili, gdy znając je już, spytałem go o zamiary.
To zdarzyło się już wcześniej, trwało krótko i przyszło za późno, w chwili odkrycia kart przez Silvermana. Zbladło znowu, niezauważone przez obecnych. Nie było to coś rzucającego się w oczy, co można dostrzec; naszym jedynym ratunkiem było zaciemnienie sali. Wtedy się baliśmy i zginęła jedna osoba.
Ale to nie była obawa przed utratą wolności, To była obawa o nasze istnienie jako gatunku. Po raz drugi w ciągu ostatnich piętnastu minut moja rodzina stała się jednym.
Czas rozciągnął się jak guma. Sześć punktów widzenia zlało się w jeden. Ponad sześć kątów widzenia: trzystusześćdziesieciostopniowa integracja wizualna nie była tu wystarczająca. Sześć punktów widzenia połączyło się, percepcje, opinie, umiejętności i intuicje sześciu istnień zderzyły się i zlały jak krople rtęci w pojedynczą świadomość. Ponieważ cząstka nas, będąca Lindą znała Li najlepiej, wykorzystaliśmy jej oczy i uszy do skontrolowania jego słów i stanu emocjonalnego w czasie rzeczywistym, podczas gdy my zastanawialiśmy się, jak sprowadzić spokój na naszego kuzyna. Gdy tylko zrobił przerwę na zaczerpniecie oddechu, wykorzystaliśmy słowa Lindy, próbując odwrócić jego uwagę, ale nie byliśmy zdziwieni, gdy nam się nie powiodło. Był zbyt zaślepiony bólem. Do czasu, gdy kontrolowany fragment jego świadomości zdradził, że jego palce się naprężają, by sięgnąć do klawisza „WYKONUJ”, całość nas miała już opracowany plan.