Prilicla przebiegł po suficie ku wyjściu. Naydrad mruknęła coś, czego autotranslator nie przetłumaczył, i ruszyła za empatą, a Danalta wciągnął oko, zmienił się w miękką, zieloną kulę i potoczył za nimi. Murchison zaczęła odłączać zbyteczne czujniki i gasić niektóre monitory. Robiła to tak starannie, jakby bardzo zależało jej na znalezieniu jakiegoś zajęcia. I cały czas milczała.
— Co się stało? — powtórzył cicho Conway. Nie usłyszał odpowiedzi. — Pamiętam, że dostałem dwie dawki jadu, od których mięśnie związały mi się w supły. Chciałem, żeby Wainright wstrzyknął mi środek na zmniejszenie napięcia mięśni, ale porucznika nie było na miejscu. Potem zobaczyłem jeszcze chyba, jak światło przygasło na chwilę w sposób, który towarzyszy zwykle pracy nadajników nadprzestrzennych. Nie oczekiwałem jednak, że obudzę się na Rhabwarze…
Ani że w ogóle się jeszcze obudzę, dokończył w duchu.
Nie spoglądając na Conwaya, Murchison wyjaśniła, że statek szpitalny testował akurat nowe wyposażenie. Byli ledwie jeden skok od Szpitala i z całym personelem na pokładzie. Znali koordynaty Goglesk, gdy więc nadszedł sygnał od porucznika, mogli natychmiast ruszyć ku planecie i wyjść bardzo blisko jej orbity, od razu z gotowym do wystrzelenia ładownikiem. Dotarli do Conwaya już po czterech godzinach od wypadku.
Nadal leżał powykręcany, chociaż potężna dawka DM82 osłabiła nieco skurcze, tak że nie doszło do złamań kości ani pozrywania ścięgien czy mięśni. Miał wiele szczęścia.
Z powagą pokiwał głową.
— Więc porucznik zdołał podać mi środek na czas. Chyba w ostatniej sekundzie.
Murchison pokręciła głową.
— To tubylec imieniem Khone zrobił ci zastrzyk. Po tym, jak omal cię nie zabił, uratował ci życie. Gdy cię zabieraliśmy, ciągle pytał, czy nic ci nie będzie. Wołał za nami aż do chwili, gdy zamknęliśmy właz. Zyskałeś tam szczególnego przyjaciela, doktorze.
— Zrobienie tego zastrzyku musiało kosztować go mnóstwo wysiłku — mruknął Conway. — Chyba nie potrafiłbym zrobić aż tyle na jego miejscu. Jak blisko podchodził, gdy przenosiliście mnie do lądownika?
Murchison zastanowiła się chwilę.
— Gdy wysiadłam z Haslamem i podeszłam do Wainrighta, tkwił jakieś dwadzieścia metrów od nas. Po wyjściu Naydrad, Prilicli i Danalty z noszami oddalił się nerwowo na drugie tyle. Porucznik opowiedział nam, co robiliście i do czego doszło, ale nie wykonaliśmy żadnego gestu, który mógłby zostać zinterpretowany jako wrogi, chociaż ja miałam ochotę kopnąć tego włochatego w jego odpowiednik gluteus maximus. Może wyczuł to i obawiał się naszej reakcji.
— Na ile go znam, przyjąłby ją ze zrozumieniem — rzekł z powagą Conway.
Murchison znowu westchnęła i usiadła na brzegu noszy. Obróciła się lekko i wsparła dłonie na poduszce obok Conwaya. Przestała wreszcie patrzeć na niego chłodno, jak na pacjenta.
— Cholera jasna, doktorze — powiedziała lekko drżącym głosem. — Mało brakowało…
Nagle objęła go i przytuliła. Conway instynktownie odsunął głowę. Wyprostowała się i spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Chyba… nie czuję się dzisiaj do końca sobą stwierdził, odruchowo sięgając po wytłumaczenie stosowane w Szpitalu za każdym razem, gdy komuś zdarzyło się zachować nietypowo.
— Chcesz powiedzieć, że O’Mara wysłał cię na Goglesk, nie wymazawszy ostatniego zapisu z hipnotaśmy? — spytała ze złością. — Jaką nosisz? Tralthańską czy melfiańską? Wiem, że obie te rasy uważają kobiece ciało za co najmniej nieciekawe. A może sam chciałeś urozmaicenia podczas urlopu?
Pokręcił głową.
— Nie chodzi o taśmę i O’Mara nie ma z tym nic wspólnego. Doszło do bardzo bliskiego i intensywnego kontaktu telepatycznego między mną a Khone’em. Było to całkiem nieoczekiwane i zdarzyło się zupełnie przypadkowo, ale w rezultacie przeszły na mnie niektóre typowe dla FOKTów cechy zachowania, które…
Zanim się opamiętał, opisał całą osobliwą sytuację na Goglesk, problem związany z odruchowymi niszczycielskimi połączeniami oraz własne doświadczenia z kontaktów z Khone’em. Dla Murchison, która uchodziła w Szpitalu za drugiego — zaraz po wielkim Thornnastorze — patologa, był to fascynujący materiał. Miał przyciągnąć jej uwagę, ale jeszcze nie teraz. Na razie myślała tylko o tym, w jak godnym pożałowania stanie znalazła Conwaya kilka godzin wcześniej.
— Chwilowo najważniejsze wydaje się to, że nie chcesz w pobliżu nikogo, kto nie będzie przypominał kolorowego stogu siana — powiedziała, siląc się na uśmiech. — To nawet ciekawsza wymówka niż ból głowy.
Conway też się uśmiechnął.
— Niezupełnie. Bezpieczny kontakt, który nie doprowadzi do połączenia, jest możliwy cały czas, wszelako pod warunkiem, że będzie to świadome zbliżenie płciowe. — Położył łagodnie dłoń na jej szyi i przyciągnął ku sobie. — Sprawdzimy?
— Naprawdę jesteś jeszcze słaby — powiedziała, a mimo to wyraźnie jej ulżyło. Próbowała wywinąć się spod jego dłoni, ale jakoś bez przekonania. Conway zagłębił palce w jej włosy i nie puszczał, aż ich twarze dzieliło tylko kilka cali. — Zburzysz mi fryzurę.
Objął ją drugą ręką w pasie.
— Tym lepiej. Bardziej będziesz przypominać stóg siana…
Nie był wcale aż tak osłabiony, ale nagle zaczął się trząść. To wróciły wspomnienia z wypadku z Khone’em, a wraz z nimi pamięć tych strasznych skurczów i świadomość, jak bliski był śmierci. Murchison przytuliła go mocno, aż drgawki ustały, i nie wypuszczała z objęć jeszcze długo później.
Oboje wiedzieli, że łagodny i pełen zrozumienia Prilicla świetnie wyczuwa ich emocje nawet ze swojej odległej o dwa pokłady kabiny, i byli pewni, że dopilnuje, aby nikt nie przeszkodził im w dokończeniu tej najlepszej z możliwych terapii.
Nie było potrzeby, aby Rhabwar bił rekord szybkości w drodze powrotnej, przy izbie przyjęć na poziomie sto trzecim zacumowali więc dopiero po dziesięciu godzinach. Siostra Naydrad, która bywała skłonna do fanatycznej wręcz wierności przepisom, nalegała, aby przetransportować Conwaya na oddział obserwacyjny na noszach. Conwayowi z kolei zależało bardzo na tym, aby odsunąć okrywę noszy i siedzieć podczas jazdy. Chciał, żeby czekający przed śluzą, zaniepokojeni współpracownicy na własne oczy przekonali się, że nie jest z nim tak źle. Murchison oddaliła się, aby zdać raport Thornnastorowi, a Prilicla pobiegł przodem. Wolał uniknąć silnego nagromadzenia emocji wywołanych powrotem Conwaya.
Same badania nie trwały nawet godziny. Lekarz dyżurny zgodził się w pełni z Conwayem, że w zasadzie temu nic już nie dolega.
Po kolejnej godzinie siedział w gabinecie O’Mary, którego interesowały inne niż czysto medyczne aspekty przeżyć Conwaya.
— To jednak było coś innego niż zwykłe skutki przyjęcia zapisu — powiedział naczelny psycholog, gdy Ziemianin opisał całe zdarzenie. — Taśma zawiera normalnie kompletny obraz osobowości dawcy, ale mimo różnych dziwnych wrażeń i złudzeń, które można wtedy odczuwać, ta druga osobowość jest odróżnialna, no i nie zmienia się w żaden sposób. Dlatego można ją potem bezkarnie wymazać. Pan jednak, doktorze, doświadczył pełnego, dwustronnego kontaktu z żywą, dynamiczną osobowością, co oznacza, że przejął pan sporo jej wspomnień, odczuć i wzorów myślenia, Khone zaś został obdarzony analogicznym przekazem od pana. Trudno stwierdzić, jak odbije się to na jego zdrowiu psychicznym, ale na pewno można powiedzieć, że obie uczestniczące w wymianie osobowości zostały w jakimś stopniu odmienione. Nie widzę wskutek tego sposobu, aby selektywnie usunąć z pańskiej pamięci to, co przyswoił pan na Goglesk. Groziłoby to uszkodzeniem struktury osobowości. Można powiedzieć, że w tym przypadku doszło do sprzężenia zwrotnego. Chociaż gdyby Khone zgodził się przybyć do Szpitala i został dawcą materiału na hipnotaśmę swojego gatunku, może wówczas coś dałoby się zrobić…