Выбрать главу

Nie jestem lekarzem, nie znam się — mruknął Nidiańczyk. — Takie rzeczy powinno się robić w warsztacie albo przynajmniej w miejscu, gdzie mógłbym pomieścić łokcie. Praca w bezpośrednim sąsiedztwie żywej tkanki to dla mnie coś obrzydliwego. Niemniej na wypadek podobnych problemów zawsze sterylizujemy narzędzia.

— Ma pan mdłości? — spytał Conway, zaniepokojony wizją technika wymiotującego w hełmie.

— Nie. Jestem tylko zdegustowany.

Conway wycofał melfiańskie narzędzia, aby Nidiańczyk miał więcej miejsca. Siostra przymocowała tymczasem tuż obok tacę z ziemskimi instrumentami. Zanim Diagnostyk wybrał potrzebne, misiowaty odblokował zawór. Conway dziękował mu za szybką naprawę, gdy Hossantir wszedł mu w słowo.

— Uruchamiam ponownie sztuczne serce.

— Chwilę — wstrzymał go Conway. Patrzył na monitor i miał dziwne, chociaż słabe przeczucie, że każde opóźnienie będzie już teraz niebezpieczne. — Coś mi się tu nie podoba. Wydaje się, że wszystko jest w normie, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę, że dopływ krwi ze sztucznego serca został wstrzymany, najpierw przez przestawienie zaworu, a potem w czasie naprawy. Wiem, że jeśli za kilka minut aparatura nie wznowi pracy, dojdzie do nieodwracalnych zmian w mózgu, ale i tak sądzę, że nie powinniśmy jej włączać, tylko jak najszybciej dokończyć robotę przy przeszczepie.

Widział, że Hossantir chce zaproponować bezpieczniejsze rozwiązanie, czyli włączenie sztucznego serca i odczekanie, aż stan pacjenta się ustabilizuje. Normalnie nie sprzeciwiałby się temu, gdyż on również wolał unikać niepotrzebnego ryzyka, jednak tym razem było inaczej. Któraś z obcych osobowości podpowiadała mu, aby w przypadku ciężarnych istot ze światów o wysokiej grawitacji unikać za wszelką cenę przedłużającego się wstrząsu. Był to głos na tyle uparty, że nie potrafił go zignorować. Odblokował swoje instrumenty, aby bez ranienia uczuć starszego lekarza werbalnym sprzeciwem dać mu do zrozumienia, że nie będzie dyskusji nad tym punktem.

— Proszę zająć się podłączeniem naczyń do organu absorpcyjnego i mieć oko na monitor — powiedział.

Dzieląc niewielkie pole operacyjne z Tralthańczykiem, Conway pracował jednak szybko i ostrożnie. Zacisnął arterię połączoną ze sztucznym sercem, odczepił ją od przewodu i spoił z kikutem naczynia sterczącym z przeszczepianego serca. W odróżnieniu od niedawnych, straszliwie wlokących się sekund podczas nagłego wypływu krwi, teraz czas zdawał się gnać jak szalony. W dodatku jego cięższe znacznie dłonie i narzędzia poruszały się na pozór niewiarygodnie wolno i niezgrabnie. Kilka razy usłyszał delikatne stuknięcie, gdy jakiś instrument zetknął się z tym, czym operował starszy lekarz. Conway współczuł temu chirurgowi, który niechcący przestawił zawór, ale obecnie musiał się skoncentrować na tym, aby żaden z nich nie zrobił krzywdy drugiemu.

Nie patrzył w ogóle na to, co robi Hossantir. Raz, że tamten dobrze znał swój fach i nie trzeba go było nadzorować, a dwa, że nie było na to czasu.

Założył szwy mające utrzymać końce arterii w łączniku; ten był tak zaprojektowany, aby po przywróceniu krążenia nie dopuszczał do zetknięcia się macierzystej i wszczepionej tkanki, co zmniejszało pooperacyjne problemy z odrzutem przeszczepu. Przelotnie zastanowił się nad owym paradoksem, że niekiedy największym wrogiem organizmu jest jego własny system odpornościowy. Potem zaczął podłączać naczynie przekazujące do mięśnia sercowego substancje odżywcze.

Hossantir zrobił już najważniejsze i teraz pracował przy mniejszym naczyniu dostarczającym krew do części macicy, gdy nagle drugie, nie uszkodzone serce, które od początku operacji było podwójnie obciążone, zaczęło odmawiać posłuszeństwa.

— Mamy anomalie — powiedział Hossantir. — Raz na pięć… nie, raz na cztery uderzenia. Ciśnienie spada. Wszystko wskazuje na to, że serce wpadnie niebawem w migotanie, a potem się zatrzyma. Defibrylator w pogotowiu.

Conway zerknął kątem oka na monitor, gdzie co cztery wierzchołki wykresu pojawiał się jeden zniekształcony. Też był pewien, że zaburzenie przejdzie niebawem w gwałtowne migotanie przedsionków, a wraz ze spadkiem sprawności serca nastąpi ustanie jego akcji. Defibrylator niemal na pewno pobudzi je ponownie do pracy, ale nie można było go użyć, dopóki trwała operacja na drugim sercu. Zaczął jeszcze bardziej się spieszyć.

Korzystając z głębokiej koncentracji na jednym tylko zadaniu, jego alter ego znowu się uaktywniły. Wyrażały irytację z powodu dziwnych ziemskich kończyn, które prowadziły operację. Gdy uniósł głowę, ujrzał, że i on, i Hossantir w tym samym czasie podłączyli ostatnie naczynia. Niemniej kilka sekund później drugie serce wpadło w migotanie. Mieli już naprawdę bardzo niewiele czasu.

Zwolnili zaciski na naczyniach krwionośnych. Własna krew czterdziestego trzeciego zaczęła wypełniać nowe serce. Sprawdzili skanerami, czy w środku nie ma zatorów powietrznych. Nie było. Conway przytknął do mięśni cztery małe elektrody, aby zacząć akcję ożywiania przeszczepu. W tym przypadku impulsy nie musiały się przedzierać przez grubą skórę i wszystkie tkanki podskórne, nastawili więc urządzenie na stosunkowo mały ładunek.

Jednak nic z tego nie wyszło. Oba serca migotały przez chwilę i stanęły.

— Jeszcze raz.

— Serce płodu się zatrzymało — powiedział nagle Hossantir.

— Spodziewałem się tego — mruknął Conway tajemniczo, jednak nie było obecnie czasu na wyjaśnienia.

Nagle przypomniał sobie, co stało za mocną sugestią, aby jak najszybciej dokończyć operację bez ponownego włączania sztucznego serca. Nie chodziło o nabyte wraz z zapisami informacje, ale o jego wspomnienia jeszcze z czasów, gdy był całkiem młodym internistą.

Podczas pierwszego wykładu Thornnastora na temat FROBów Conway zauważył, że Hudlarianie mają szczęście, skoro w razie awarii jednego serca dysponują jeszcze zapasowym. Miał to być żart, ale Thornnastor naskoczył zaraz na niego, mówiąc, że to bardzo lekkomyślne stwierdzenie i nie należy wyciągać podobnych wniosków, jeśli nie zna się dobrze hudlariańskiej fizjologii. Zaraz też wyliczył wszystkie minusy posiadania dwóch serc, szczególnie w przypadku ciężarnych osobników rodzaju żeńskiego, kiedy to system nerwowy musi się sporo natrudzić, aby skoordynować pracę aż czterech serc — dwóch rodzica i dwóch płodu. Zaburzenia w pracy jednego tylko z nich prowadziły szybko do ustania akcji pozostałych.

— I jeszcze raz — powiedział Conway. Nie zapamiętał tego incydentu, gdyż w tamtych czasach uważano operacje na FROBach za niemożliwe. Zastanawiał się właśnie, czy nie jest już za późno, gdy oba serca zadrżały i po chwili zabiły mocnym, równym rytmem.

— Serca płodu podejmują akcję — powiedział Hossantir. — Puls w normie — dodał kilka chwil później.

Ekran czujników monitorujących funkcje mózgu pokazywał krzywe typowe dla głęboko nieprzytomnego Hudlarianina, co oznaczało, że mimo kilkuminutowej przerwy w cyrkulacji krwi nie doszło do żadnych uszkodzeń. Conway zaczął się uspokajać. Paradoksalnie, właśnie teraz lokatorzy jego umysłu znowu się uaktywnili. Całkiem jakby im też ulżyło i pragnęli dać temu wyraz. Conway potrząsnął nerwowo głową, powtarzając sobie po raz kolejny, że to tylko nagrania, czyste dane i doświadczenie, które według potrzeb może wykorzystywać. Jednak zaraz pomyślał, że jego osobowość też jest sumą wiedzy, wrażeń i doświadczeń zebranych podczas życia i dlaczego niby ona właśnie miałaby być jakościowo różna od tych wszczepionych.

Spróbował zagłuszyć strach refleksją, że on jednak jest żywy i nadal gromadzi materiał kształtujący jego osobę, podczas gdy zapisy trwają w takim stanie, w jakim je sporządzono, a ich dawcy albo już nie żyją, albo przebywają bardzo daleko od Szpitala. Niemniej po chwili ponownie zwątpił we własne argumenty i zaczął się poważnie obawiać o swoje zdrowie psychiczne.