Conway starał się jak mógł, ale myśli pacjentki i tak błądziły gdzie indziej.
— A co z moim towarzyszem? — spytała, gdy Ziemianin umilkł.
Przed oczami stanęło mu natychmiast zmasakrowane ciało osiemnastki, wróciły podsycane hudlariańską wiedzą emocje. Odchrząknął z zakłopotaniem.
— Bardzo mi przykro, ale odniósł tak poważne obrażenia, że nie udało nam się utrzymać go przy życiu, o operacji nawet nie mówiąc.
— Próbował osłonić nas swoim ciałem. Wiedzieliście o tym?
Conway pokiwał głową ze współczuciem, a potem zdał sobie sprawę, że ten gest nic dla obcego nie znaczy. Gdy znów się odezwał, jeszcze staranniej dobierał słowa. Był pewien, że osłabiona operacją, bliską rozwiązania ciążą i podwyższonym poziomem hormonów pacjentka może się okazać bardziej podatna na emocjonalną argumentację. Wprawdzie zdaniem hudlariańskiego alter ego historia ta groziła jej co najwyżej przejściowym zachwianiem równowagi, jednak jego doświadczenie oraz doświadczenie innych istot nabyte w podobnych sytuacjach sugerowało, że dobrze będzie spróbować jak najbardziej złagodzić cios. Niemniej w tak szczególnej sytuacji niczego nie mógł być do końca pewien.
Poza jednym — musiał powstrzymać pacjentkę przed nazbyt wnikliwym roztrząsaniem własnego położenia. Chciał, aby skupiła się raczej na dziecku, i miał nadzieję, że wtedy łatwiej stawi czoło własnym niewesołym perspektywom. Z drugiej strony wszakże sam pomysł, aby miał z rozmysłem manipulować czyimiś emocjami, napawał go obrzydzeniem.
Zastanowił się, dlaczego właściwie nie przedyskutował tego wcześniej z O’Marą. Sprawa była wystarczająco poważna, aby poprosić o konsultację. Możliwe nawet, że i tak będzie jeszcze musiał to zrobić.
— Wszyscy wiemy o poświęceniu twojego towarzysza — powiedział. — Ten rodzaj zachowania jest powszechny wśród bardziej inteligentnych gatunków, szczególnie gdy chodzi o próbę ocalenia kogoś bliskiego albo potomka. W tym przypadku udało mu się i jedno, i drugie, co więcej, pozwoliło to uratować też dwóch innych ciężko rannych i dać im szansę na lepsze życie. Jak zapewne wiesz, mówię również o tobie. Gdyby nie przeszczep, umarłabyś mimo jego wcześniejszej ofiary.
Zauważył, że pacjentka zaczęła naprawdę go słuchać.
— Otrzymałaś od swojego byłego towarzysza jego nie zniszczone kończyny, a widoczny na drugim końcu oddziału pacjent nosi w sobie jego organ absorpcyjny. Tak jak ty będzie żył i cieszył się zdrowiem, tyle że przyjdzie mu cierpieć pewne ograniczenia środowiskowe i nie będzie mógł rozwinąć pełnej aktywności właściwej waszemu gatunkowi. Twój towarzysz zaś nie tylko ochronił was podczas katastrofy, ale i w pewien sposób nadal będzie was wspierał, ponieważ musieliśmy przeszczepić ci także jedno z jego serc. Zostanie więc wprawdzie jedynie w pamięci, ale nie będzie można powiedzieć, że całkiem umarł — dodał cicho Conway.
Przyjrzał się uważnie czterdziestce trójce w poszukiwaniu efektu swojej przemowy, ale po gruboskórnych Hudlarianach rzadko było cokolwiek widać.
— Bardzo starał się was ocalić, zatem byłoby na miejscu uszanować jego ofiarę i samemu troszczyć się teraz o własne życie, chociaż niekiedy z pewnością nie będzie łatwo.
Pora na złe wieści, pomyślał Conway.
Spróbował oględnie opisać skutki uboczne neutralizowania systemu immunologicznego FROBów. Istota poddana takiemu zabiegowi wymagała szczególnego, aseptycznego środowiska, specjalnego pożywienia i nieustannej izolacji, aby nie zarazić się niczym od innego FROBa. Nawet dziecko miało zostać natychmiast zabrane i matka mogła je potem co najwyżej oglądać z daleka, gdyż było pod każdym względem normalne i mogło zagrozić zdrowiu rodzica.
Conway wiedział, że potomek zostanie troskliwie wychowany, gdyż system rodzinny Hudlarian był na tyle złożony i elastyczny, że nie znano w ich języku słowa „sierota”. Bez wątpienia nie będzie mu niczego brakowało.
— Gdybyś kiedyś chciała wrócić na swój świat, konieczne byłoby przedsięwzięcie tych samych środków ostrożności, chociaż na Hudlarze brakuje technicznych możliwości zapewnienia takiej samej opieki jak w Szpitalu, a musiałabyś pozostawać cały czas w swoim pomieszczeniu bez możliwości fizycznego kontakt z innymi Hudlarianami czy podjęcia jakiejkolwiek normalnej aktywności. Do tego dochodziłoby jeszcze nieustanne ryzyko przerwania skafandra ochronnego albo zakażenia pokarmu. Przy całkowitym braku odporności po jakimkolwiek wypadku musiałabyś umrzeć.
Ponieważ hudlariańska medycyna nie była wystarczająco zaawansowana, aby spełnić wszystkie te warunki, śmierć pacjentki byłaby więcej niż pewna.
Hudlarianka dłuższą chwilę patrzyła na niego w milczeniu i w końcu jej membrana znowu zadrżała.
— W takiej sytuacji śmierć zbytnio mnie nie przeraża — stwierdziła.
W pierwszym odruchu Conway miał ochotę przypomnieć pacjentce, ile wysiłku kosztowało utrzymanie jej przy życiu i że przykro jest, gdy ktoś zachowuje się równie niewdzięcznie. Jednak hudlariański pierwiastek w jego głowie pozwalał dokładnie porównać normalny styl życia FROBów i to, co ostało się pacjentce po wypadku. Z jej punktu widzenia jedyną dobrą rzeczą, której lekarzom udało się dokonać, było ocalenie jej dziecka. Conway westchnął.
— Jest jednak alternatywa — rzekł, próbując wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu. — Można zrobić i tak, abyś prowadziła całkiem aktywne życie, podróżowała niemal bez ograniczeń po Federacji, a nawet wróciła w pas asteroid, gdybyś tego akurat chciała. I w ogóle robiła to, co zechcesz, pod jednym wszakże warunkiem: nigdy nie wrócisz na Hudlar.
Membrana zadrżała krótko, lecz autotranslator się nie odezwał. Zapewne był to tylko okrzyk zdziwienia. Conway zużył kilka następnych minut na wyjaśnienie zasadniczych zagadnień ksenomedycyny, przede wszystkim faktu, że wszelkie choroby czy infekcje mogą się przenosić tylko wśród przedstawicieli tego samego środowiska ewolucyjnego. Ianin czy Melfianin byłby całkowicie bezpieczny w obecności Ziemianina cierpiącego na najgroźniejszą nawet z ludzkich chorób, gdyż dla jego patogenów tkanka obcych była czymś całkiem obojętnym.
— Po wyzdrowieniu i urodzeniu dziecka zostaniesz wypisana ze Szpitala — dodał szybko Conway. — Jak się już jednak domyślasz, zamiast dać się zamknąć w sterylnym więzieniu na ojczystej planecie, możesz polecieć wszędzie tam, gdzie twój brak odporności na hudlariańskie choroby będzie bez znaczenia, gdyż w ogóle się z nimi nie spotkasz, a miejscowe patogeny nie będą dla ciebie groźne. Pożywienie można zsyntetyzować na miejscu i też nie będzie groźne. Co pewien czas będziesz musiała przyjmować środek przedłużający wyłączenie twojego systemu odpornościowego, ale tym zajmie się lekarz z najbliższej placówki Korpusu, który otrzyma pełną dokumentację twojego przypadku. Będzie też strzegł cię przed kontaktami z innymi Hudlarianami. Gdyby jakiś znalazł się w okolicy, nie powinnaś się do niego zbliżać ani nawet mieszkać w tym samym budynku co on. A najlepiej w ogóle w innym mieście.
W odróżnieniu od pacjentów, których organizmy akceptowały przeszczepy po pewnym czasie stosowania supresorów, u Hudlarian konieczne było nieustanne ich podawanie. Ale Conway nie chciał rozwijać teraz za bardzo następnego przykrego wątku.