Oni rozmawiają o nas! — pomyślał Conway i poczuł, że się czerwieni. Byli jednak nadal zbyt pochłonięci dyskusją, aby zauważyć go razem z jego zakłopotaniem.
— Chętnie skonsultuję to z innymi Diagnostykami — stwierdził Thornnastor. — Być może niektórzy natrafili na podobne problemy. Mnie to naturalnie nie dotyczy, gdyż Tralthańczycy sprawami płci interesują się tylko przez krótki fragment naszego roku i robią to na tyle żywiołowo, że nie przychodzi im do głowy, aby cokolwiek w trakcie analizować. — Na chwilę skierował wszystkie oczy gdzieś w przestrzeń. — Mój ziemski składnik sugeruje, abyś zrobiła to samo. Miast dzielić włos na czworo, ciesz się chwilą. Mimo różnic między naszymi gatunkami element radości jest chyba wspólny? O, witam, Conway. — Uniósł jedno oko znad talerza i zerknął na kolegę. — Właśnie o tobie rozmawiamy. Wydaje się, że świetnie się adaptujesz do nowej sytuacji, a Murchison powiedziała mi jeszcze, że…
— Tak — przerwał mu szybko Conway i spojrzał błagalnie w troje oczu: jedno tralthańskie i dwoje ludzkich. — Proszę, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyście nie rozprawiali o tym z nikim więcej.
— Zupełnie nie rozumiem dlaczego — mruknął Thornnastor, kierując na niego drugie oko. — Bez wątpienia chodzi o coś bardzo ważnego. Milczenie nie pomoże naszym kolegom, gdyby trafili na podobne problemy. Czasem naprawdę nie rozumiem twoich reakcji, Conway.
Conway spojrzał z wyrzutem na Murchison, która jego zdaniem nazbyt swobodnie dobierała tematy rozmów z szefem. Ona uśmiechnęła się jednak czarująco i zwróciła do Thornnastora.
— Musi mu pan wybaczyć. Sądzę, że jest bardzo głodny, a to oznacza niski poziom cukru we krwi. W takich sytuacjach zachowuje się niekiedy irracjonalnie.
— A, rozumiem — stwierdził Tralthańczyk i spojrzał z powrotem na talerz. — Ze mną bywa tak samo.
Murchison wybierała już na konsoli numer całkiem niekontrowersyjnej kanapki.
— Nie jedną, ale trzy proszę — rzekł Conway. Wgryzał się w pierwszą, gdy Thornnastor podjął temat. Mając cztery otwory gębowe, mógł mówić i nie przerywać jedzenia.
— Chyba należy ci się pochwała za to, jak radzisz sobie z opanowaniem obcych wiadomości z dziedziny chirurgii. Nie tylko potrafisz odszukać je bez opóźnienia, ale słyszałem, że wprowadzasz nawet nowe procedury łączące terapię różnych medycyn. Starsi lekarze z oddziału hudlariańskiego byli pod wrażeniem.
— To oni naprawdę operowali — rzucił Conway między kolejnymi kęsami.
— Hossantir i Edanelt przedstawili to trochę inaczej — powiedział Thornnastor. — Ale zwykle tak jest, że starsi wykonują większość roboty, a Diagnostycy zbierają laury. Albo dostają po głowie, gdy coś pójdzie nie tak. A skoro mowa o kłopotach, chciałbym usłyszeć, jakie masz plany co do Nie Narodzonego. Endokrynologia jego rodzica, Obrońcy, jest bardzo złożona i tym samym szalenie mnie interesuje, niemniej dostrzegam kilka czysto technicznych zagadnień, które…
Conway omal nie zakrztusił się z wrażenia kanapką i trwało chwilę, nim znowu mógł się odezwać.
— Że też musicie milknąć na czas jedzenia — sapnął Thornnastor ustami od strony Murchison. — Dlaczego nie wykształciliście w toku ewolucji przynajmniej jeszcze jednego otworu gębowego?
— Przepraszam — powiedział z uśmiechem Conway. — Bardzo chętnie przyjmę każdą pomoc i radę. Obrońcy Nie Narodzonych są najtrudniejszymi z punktu widzenia medycyny istotami, jakie napotkałem, i sądzę, że nie odkryliśmy jeszcze wszystkich problemów z nimi związanych, o rozwiązaniach nie wspominając. Prawdę mówiąc, będę szalenie wdzięczny, jeśli rozkład zajęć pozwoli panu być przy porodzie.
— Myślałem już, że nigdy tego nie powiesz — zahuczał Thornnastor.
— Na razie trafiliśmy na kilka trudności — powiedział Conway, masując żołądek i zastanawiając się, czy łapczywe jedzenie nie skończy się za chwilę dla niego fatalnie. — Obecnie jednak ciągle jestem najbardziej skoncentrowany na Hudlarianach i tym wszystkim, co wiąże się z niedawnymi operacjami oraz ich oddziałem geriatrycznym. Mam sporo dylematów zarówno psychologicznej, jak i fizjologicznej natury. Są na tyle frapujące, że trudno mi się od nich oderwać, aby zająć się przede wszystkim Obrońcą. Dość osobliwy to stan!
Ale zrozumiały — mruknął Thornnastor. — Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę twoje ostatnie zaangażowanie w operacje FROBów. Jeśli jednak gnębią cię liczne pytania bez odpowiedzi, najlepiej zrobisz, zadając sobie te pytania ponownie i wyszukując na każde tyle różnych odpowiedzi, ile tylko możliwe. Nawet jeśli będą niesatysfakcjonujące albo niekompletne, posuniesz nieco sprawę do przodu. Twój umysł zaakceptuje ten postęp i pozwoli ci skoncentrować się na czymś innym. W tym ciężarnym Obrońcy. Problem, o którym mówisz, nie jest wcale taki rzadki — dodał, wpadając w ton wykładowcy. — Musi istnieć jakiś bardzo ważny powód, dla którego nie możesz się rozstać z tym tematem. Możliwe, że nie wiedząc o tym, jesteś bardzo bliski znalezienia rozwiązania, które przepadłoby, gdybyś przedwcześnie odłożył to zagadnienie na półkę. Wiem, że zaczynam przemawiać jak psycholog, ale nie da się uprawiać medycyny bez wchodzenia i na to pole. Oczywiście, mogę pomóc ci w sprawach hudlariańskiej fizjologii, ale przypuszczam, że kluczowe są tu elementy czysto psychologiczne. A skoro tak, powinieneś, nie zwlekając, skonsultować to z naczelnym psychologiem.
— Mam teraz, zaraz zadzwonić do O’Mary? — spytał niepewnie Conway.
— Teoretycznie Diagnostyk ma prawo zażądać pomocy o dowolnej porze i od każdego. Wzajemnie zresztą.
Conway spojrzał na Murchison, a ta uśmiechnęła się współczująco.
— Zadzwoń do niego — powiedziała. — Przez interkom może ci najwyżej nawymyślać.
— Marna to zachęta — mruknął Conway, sięgając po komunikator.
Kilka sekund później gniewne oblicze O’Mary wypełniło niewielki ekran. Poza nim nie było widać nic więcej, zatem nie dało się powiedzieć, czy był ubrany.
— Po hałasach w tle i po tym, że jeszcze się pan oblizuje, wnoszę, że dzwoni pan z jadalni. Chciałbym jednak zaznaczyć, że dla mnie jest właśnie środek nocy. Czasem zdarza mi się sypiać, choćby po to, byście uwierzyli, że też jestem człowiekiem. Ale do rzeczy. Ma pan jakąś ważną sprawę czy tylko chce się poskarżyć, że zupa była za słona?
Conway otworzył usta, lecz połączenie zamętu panującego ciągle w jego głowie oraz wizji gniewnego oblicza O’Mary uniemożliwiło mu sformułowanie jakiegokolwiek zdania.
— Czego, u diabła, pan chce? — warknął psycholog.
— Informacji! — rzucił poirytowany Conway, ale zaraz się uspokoił. — Potrzebuję informacji, która pomogłaby mi uporać się z problemem na oddziale geriatrycznym. Diagnostyk Thornnastor, patolog Murchison i ja szukamy właśnie metody…
— I co? Sałatka was natchnęła?
— …leczenia starczych przypadłości. Niestety, przy obecnym stanie pacjentów nie możemy zbyt wiele dla nich zrobić, gdyż choroba posunęła się za daleko. Jednak gdyby mój pomysł okazał się dobry, dałoby się opracować metodę leczenia zapobiegawczego. Thornnastor i Murchison mogą powiedzieć mi wiele o hudlariańskiej fizjologii, ale ewentualny sukces zależeć będzie od zachowania pacjentów w warunkach stresu, ich zdolności adaptacyjnych i potencjalnej podatności na reorientację osobników wprawdzie jeszcze nie bardzo wiekowych, ale już starych. Nie omawiałem dotychczas klinicznych aspektów pomysłu, gdyż jeśli od strony psychologicznej okaże się on pozbawiony sensu, byłoby to marnowanie czasu.
— Słucham — powiedział O’Mara, któremu senność przeszła jak ręką odjął.