Zapadła chwila ciszy przerywanej jedynie stłumionymi odgłosami pracy systemu podtrzymywania życia oraz razów wymierzanych pracowicie przez Hudlarian dbających o dobre samopoczucie pacjenta.
— Pytałem już o to wcześniej, ale odpowiedź była trudna do przyjęcia — odezwał się porucznik kierujący zespołem technicznym. — Czy naprawdę musimy nieustannie bić pacjenta? Nawet w czasie porodu?
Tak, poruczniku. I przed, i w trakcie, i po — odparł Conway. — Jedynym sygnałem uprzedzającym o zbliżaniu się porodu będzie wzrost aktywności pacjenta. Wystąpi jakieś pół godziny przed rozwiązaniem. Na jego planecie służy to oczyszczeniu najbliższej okolicy z drapieżników, tak aby potomek miał jak największe szansę przetrwania. Niemniej przyjdzie on na świat, walcząc, i będzie potrzebował takiej samej stymulacji jak rodzic, tyle że na mniejszą skalę, gdyż sam będzie mniejszy.
Kilka istot na galerii wydało odgłosy niedowierzania. Thornnastor uznał, że pora poprzeć Conwaya własnym niebagatelnym autorytetem.
— Musicie uznać za pewnik, że przemoc jest naturalnym żywiołem tego stworzenia — powiedział z naciskiem. — FSOJ musi być nieustannie pod wpływem silnego stresu, w przeciwnym razie jego złożony system wydzielania wewnętrznego przestaje odpowiednio funkcjonować. Organizm Obrońcy wymaga nieprzerwanego dopływu związku będącego odpowiednikiem kelgiańskiego thullis czy ziemskiej adrenaliny. Jeśli z jakiegoś powodu zabraknie permanentnej groźby zranienia albo śmierci, ustanie wydzielania tego związku prowadzi najpierw do ospałości, a potem utraty przytomności. Jeśli stan ten się przedłuża, u obu istot następują nieodwracalne uszkodzenia systemu endokrynologicznego, które po jakimś czasie powodują ich śmierć.
Tym razem na galerii zapadła pełna skupienia cisza.
— Teraz zabierzemy was tak blisko pacjenta, jak to tylko będzie bezpieczne — powiedział Conway, wskazując salę w dole. — Obejrzycie szczegółowo system podtrzymywania życia i jego drugą, mniejszą wersję, którą przygotowaliśmy dla potomka. Oba przypominają do złudzenia narzędzia tortur stosowane niegdyś w ciemnych wiekach historii Ziemi. Nowi członkowie zespołu będą mogli zaznajomić się z ich budową i dowiedzą się, jakie czekają ich obowiązki. Pytajcie, o co tylko chcecie. Zależy nam, abyście jak najlepiej zrozumieli, na czym polegać będzie wasza praca. W żadnym razie jednak nie próbujcie traktować pacjenta łagodnie i ze zrozumieniem. W niczym mu to nie pomoże.
Rozległy się szelesty, skrobanie i postukiwanie rozmaitych rodzajów kończyn, gdy zgromadzeni skierowali się do wyjścia z galerii. Conway uniósł rękę.
— Raz jeszcze przypomnę — powiedział głośno i wyraźnie. — Celem operacji nie jest ułatwienie porodu. Nie ma takiej potrzeby. Chcemy natomiast zadbać, aby nowy Obrońca zachował te same możliwości umysłu, które ma obecny Nie Narodzony. Żeby nie stracił ani inteligencji, ani zdolności telepatycznych.
Thornnastor wydał odgłos będący odpowiednikiem ziemskiego westchnienia. Conway wiedział, co ma na myśli. Też był pełen obaw i podchodził do sprawy raczej pesymistycznie. Mimo dwóch dni wytężonych konsultacji nie zdołali jeszcze dopracować wszystkich szczegółów. Jednak udając całkiem pewnego siebie, zaprezentował zespołowi i ramę maszynerii, i klatkę na zawieszeniu kardanowym, potem zaś zabrał wszystkich obok, do pomieszczenia dla potomka.
Technicy nazwali je Mordownią. Z górą połowę powierzchni zajmowała pusta cylindryczna konstrukcja o szerokości pozwalającej na swobodne przejście młodocianego FSOJ. Skręcała się i zawijała tak, aby było w niej jak najwięcej przestrzeni. Wejście zagrodzono ciężkimi litymi drzwiami, osadzonymi w bocznej ścianie konstrukcji, którą wykonano z drobnej, ale mocnej metalowej kratownicy. Podłoga odtwarzała nierówności i przeszkody napotykane na rodzimej planecie Obrońców. Był nawet mechaniczny odpowiednik rosnących tam ruchomych drapieżnych korzeni. Wkoło rozstawiono monitory pokazujące nieustannie trójwymiarowe obrazy roślin i zwierząt, które istota normalnie widziałaby w swoim środowisku.
Kratownica nie tylko pozwalała lokatorowi widzieć te ekrany, ale umożliwiała również personelowi stosowanie systemu podtrzymywania życia, którego budzący grozę mechanizm, zaprojektowany, aby uderzać, rwać i kłuć, stał między ekranami.
Zrobiono, co tylko się dało, aby młodociany przybysz czuł się jak u siebie.
— Jak już wiecie, Nie Narodzony świadom jest wszystkich wydarzeń, które zachodzą wokół niego — powiedział Conway. — Zawdzięcza to swojej telepatycznej więzi z rodzicem. My nie jesteśmy telepatami, możemy więc nie odebrać jego myśli, i to nawet w czasie szczególnego napięcia, które poprzedza poród. Perspektywa bliskiego wymazania świadomości powoduje wtedy silny stres i znaczne wzmocnienie sygnału. W Federacji jest kilka ras telepatycznych — dodał, wracając pamięcią do swojego jedynego kontaktu myślowego z Nie Narodzonym. — Zwykle chodzi o mechanizmy wytworzone ewolucyjnie, przez co narządy odbiorcze i nadawcze są niejako w naturalny sposób nastrojone. Z tego powodu kontakty telepatyczne między przedstawicielami różnych gatunków telepatycznych nie zawsze są możliwe. Gdy zaś dochodzi do kontaktu z przedstawicielem rasy, która nie wykorzystuje telepatii, zwykle oznacza to, że mamy do czynienia ze zdolnościami, które albo pozostają w stanie uśpienia, albo uległy atrofii. Podobne doświadczenie może być trudne do zniesienia, ale nie powoduje żadnych trwałych zmian w mózgu ani nie zostawia istotnych śladów w psychice.
Puścił nagranie zrobione podczas tamtego pierwszego porodu, który przebiegł w bardzo gwałtownych okolicznościach. Doskonale pamiętał odczucia, które targały nim wtedy, w trakcie trwającego kilka minut kontaktu.
Patrząc na ekran, zacisnął odruchowo pięści, a stojąca obok Murchison pobladła wyraźnie. Raz jeszcze szalejący Obrońca próbował sforsować przymknięte drzwi śluzy, żeby się do nich dobrać. Przez kilkucalową szparę widzieli dobrze, co się dzieje, i wszystko nagrywali. Jednak sytuacja Murchison, rannego kapitana Rhabwara i Conwaya była nie do pozazdroszczenia. Ostro zakończone odnóża Obrońcy wydarły już kilka metalowych płyt przy włazie i coraz bardziej osłabiały konstrukcję nośną, ściana zaś nie była wcale taka gruba.
Jedyna nadzieja wiązała się z tym, że w przedsionku śluzy panował stan nieważkości i Obrońca częściej odbijał się od przeszkód, niż je niszczył. Zwiększało to zresztą jego wściekłość, a przy tym utrudniało obserwację porodu, który już się zaczął. Jednak w pewnej chwili częstotliwość ataków zmalała. Był to skutek osłabienia Obrońcy obrażeniami, które zadała mu przed śmiercią załoga statku, doznań towarzyszących nieważkości oraz wcześniejszej awarii pokładowego systemu podtrzymywania życia. No i zbliżającego się porodu, który pochłonął wszystkie pozostałe jeszcze siły stworzenia. Gdy Obrońca obrócił się wreszcie tak, że mogli coś zobaczyć, potomek był już prawie na zewnątrz.
Nagranie nie potrafiło przekazać tego, co w tamtej chwili było dla Conwaya najważniejsze: ostatnich sekund telepatycznego kontaktu z opuszczającym ciało rodzica płodem, który szykował się już do mimowolnej przemiany w dziką i całkiem bezrozumną bestię. Jednak tkwiło to w jego pamięci wystarczająco mocno, aby na moment coś ścisnęło go w gardle.
Thornnastor musiał wyczuć stan Conwaya, bo sięgnął, zatrzymał projektor i wskazując na nieruchomy obraz, podjął wykład: