Conway musiał się pilnować, żeby nie wybuchnąć histerycznym śmiechem.
— Przyjacielu, czyżbyś chciał zostać pierwszym w historii mieszkańcem Cinrussa słynącym z sadystycznych skłonności? — spytał z uśmiechem niedowierzania. — Bo wygląda to tak, jakby… Dlaczego uciekasz?
Empata biegł slalomem między lampami, zmierzając wyraźnie w kierunku wyjścia.
— Obrońca budzi się gwałtownie. Jest bardzo zły. Jego emocje… nie są miłe w takim stanie… ani w żadnym innym.
Gdy tylko Obrońca się obudził, stosunkowo słaba rama operacyjna momentalnie rozpadła się pod ciosami wielkich łap, ogona i opancerzonej głowy. Szczęśliwie maszyneria systemu podtrzymywania życia przystosowana była do stawienia czoła takiemu naporowi i jeszcze skutecznie oddała razy. Przez kilka minut stali i patrzyli w milczeniu na bestię. W końcu Murchison roześmiała się z ulgą.
— Chyba możemy powiedzieć, że matka i dziecko czują się dobrze — stwierdziła.
— Nie byłbym taki pewien — rzekł Thornnastor, zerkając jednym okiem na Mordownię. — Młody prawie przestał się ruszać.
Pobiegli do pomieszczenia małego Obrońcy. Kilka minut wcześniej szczęśliwy ganiał po cylindrze, szarpiąc każdy ruchomy element, a teraz stał obok grubej, pionowej belki i próbował wyrwać ją dwiema łapami, podczas gdy dwie pozostałe zwisały nieruchomo. Nim przerażony Conway zdążył jednak coś powiedzieć, młody sam się odezwał:
— Dziękuję, przyjaciele. Uratowaliście mojego rodzica i udało się wam ze mną. Narodził się pierwszy inteligentny, telepatyczny Obrońca. Z wielkim trudem próbowałem dostroić się do umysłów kilku innych istot w tym wielkim szpitalu, ale nikt oprócz was mnie nie odbiera. Jednak niebawem pojawią się dzięki wam kolejne dwie istoty, z którymi będę mógł rozmawiać. W moim rodzicu powstaje już z wolna zarodek kolejnego Nie Narodzonego, inny dojrzewa we mnie. Widzę już przyszłość z rosnącą liczbą rozumnych Obrońców budujących własną kulturę, rozwijających technikę i filozofię… — Nagle pośród radości pojawił się cień lęku. — Mam nadzieję, że ta delikatna i trudna operacja jest do powtórzenia?
— Delikatna! — sapnął Thornnastor. — To była najbrutalniejsza operacja, w jakiej uczestniczyłem. Trudna, owszem, ale nie delikatna. Niemniej w przyszłości nie będę musiał zgadywać, który gruczoł jest który. Będziemy mieli gotową syntetyczną wydzielinę i ryzyko znacznie zmaleje. Obiecuję ci, będziesz miał podobne sobie towarzystwo.
Składanie telepatycznych obietnic nie było rzeczą łatwą, a jeszcze trudniej byłoby ich nie dotrzymać. Conway pomyślał, że należałoby ostrzec Thornnastora, ale po chwili doszedł do wniosku, iż Diagnostyk na pewno doskonale wie, co mówi.
— Dziękuję wszystkim, którzy byli zaangażowani w operację i którzy będą się jeszcze mną zajmować. Teraz jednak muszę przerwać kontakt, gdyż utrzymanie go kosztuje mnie wiele wysiłku. Raz jeszcze wam dziękuję.
— Czekaj — odezwał się Conway. — Dlaczego przestałeś się poruszać?
— Eksperymentuję. Zakładałem, że nie uda mi się opanować mojej instynktownej ruchliwości, ale się myliłem. W ciągu ostatnich kilku minut udało mi się skupić na tyle, że całą destruktywną energię wyładowywałem na tym jednym kawałku metalu, zamiast biegać po całym pomieszczeniu. Jednak na razie jest to dla mnie bardzo trudne i muszę pozwolić moim odruchom, aby znowu wzięły górę. Mimo to optymistycznie podchodzę do naszej przyszłości. Przy odpowiednim treningu będę mógł poniechać ataków na otoczenie całą godzinę. Niemniej opracowanie stymulacji zastępującej naturalną walkę nie jest łatwe i będę potrzebował pomocy…
— To wspaniale! — krzyknął Conway.
— Ale nie wypuszczajcie mnie na razie z zamknięcia. Nie ma co ryzykować, że ruszę w amoku przez Szpital. Moja samokontrola daleka jest jeszcze od doskonałości i rozumiem, że nie dojrzałem do socjalizacji.
Znowu poczuli znajome swędzenie, a potem zapadła cisza, w której Conway słyszał już tylko własne, dziwnie osamotnione myśli.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Drugie spotkanie Diagnostyków było inne o tyle, że Conway wiedział już, czego oczekiwać. Spodziewał się bezlitosnego przesłuchania w sprawie swoich niedawnych zachowań. Jednak tym razem obecne były aż dwie osoby z zewnątrz — naczelny psycholog oraz pułkownik Skempton, oficer Korpusu odpowiedzialny za utrzymanie i zaopatrzenie Szpitala. Oni też znaleźli się w centrum niekoniecznie życzliwej uwagi. W pewnej chwili Conwayowi aż zrobiło się żal obu Kontrolerów, chociaż zyskał dzięki nim czas, aby przygotować swoją obronę.
Diagnostyk Semlic zażądał gwarancji, że nowy syntetyzator, który zamontowano dwa poziomy nad mrocznymi i lodowatymi pomieszczeniami metanowców, będzie dobrze ekranowany i nie pojawi się ryzyko emanacji cieplnej ani promieniowania, które mogłyby zagrozić jego oddziałowi. Diagnostycy Suggrod i Kursedth chcieli wiedzieć, jakie postępy, jeśli jakiekolwiek, poczyniono dla przygotowania nowego pomieszczenia kelgiańskiego personelu medycznego. Ten wciąż pomieszkiwał po części w pokojach po Illensańczykach, gdzie mimo wszelkich starań ciągle zalatywało chlorem.
Podczas gdy pułkownik Skempton usiłował przekonać Kelgian, że cały ten zapach to tylko autosugestia, gdyż nawet najczulsze detektory niczego nie wykryły, Ergandhir przygotował się do przedstawienia listy usterek aparatury, które poważnie utrudniały życie pacjentom i personelowi na oddziale ELNT. Pułkownik odparł, że zamówiono już części zamienne, ale z powodu ich specyfiki należy oczekiwać opóźnienia. Nie skończył jeszcze, gdy Vosan, skrzelodyszny AMSL, zaczął wypytywać O’Marę, czy naprawdę istnieje jakaś wyraźna potrzeba, aby miniaturowi, podobni do ptaków Nallajimianie odbywali praktykę na oddziale pełnym trzydziestometrowych pancernych krokodyli, które mogły łatwo i przez czystą nieuwagę połknąć praktykantów.
Zanim naczelny psycholog zdążył odpowiedzieć, odezwał się uprzejmy PVSJ, Diagnostyk Lachlichi. Oznajmił, że i on ma podobne wątpliwości, jeśli chodzi o Melfian i Tralthańczyków pojawiających się w zastraszającej liczbie na poziomach dla chlorodysznych. Dodał, że dla oszczędzenia czasu O’Mara może odpowiedzieć hurtem na oba pytania.
— Słusznie, Lachlichi — przytaknął psycholog. — Oba są bardzo podobne i wiele je łączy. — Poczekał, aż na sali zapadnie cisza. — Wiele lat temu mój dział rozpoczął program mający umożliwić personelowi zebranie doświadczeń w kontaktach z jak największą liczbą gatunków, co moim zdaniem winno poprawić jego zdolność przystosowania się i zawodowe kompetencje. Miast specjalizować się w leczeniu własnego gatunku albo gatunków podobnych, każdy przydzielany jest do możliwie rozmaitych przypadków, i to niezależnie od tego, czy obecne stanowisko przewiduje taki czy inny poziom odpowiedzialności. O słuszności tego projektu może świadczyć fakt, że dwie osoby, które zostały nim kiedyś objęte, są dzisiaj na tej sali. — Spojrzał na Conwaya i kogoś jeszcze, kto krył się w kriogenicznej kuli na gąsienicach. — Pozostali też radzą sobie całkiem dobrze. Tamten sukces spowodował rozszerzenie programu, wszelako bez obniżania pierwotnych wymagań.
— O tym nie wiedziałem — rzekł Lachlichi, prostując spowite w żółtawą mgłę ciało.
Ergandhir zastukał dolną kończyną i dodał:
— Ja też nie, chociaż oczekiwałem, że coś takiego może się zdarzyć.
Obaj Diagnostycy spojrzeli na tkwiącego u szczytu stołu Thornnastora.
— Trudno utrzymać w Szpitalu coś w sekrecie — powiedział starszy Diagnostyk. — Szczególnie w moim przypadku. Wymagania są wyższe, niż wydawałoby się to konieczne czy wskazane, ale sprawdzają się tam, gdzie chodzi o wielką liczbę różnych istot inteligentnych. Postanowiono jednak, że ani wybrani do programu, ani ich bezpośredni przełożeni nie będą wiedzieć o naszych planach względem kandydatów, by nie urażać tych, którzy wykazawszy się nieco mniejszymi uzdolnieniami, osiągną kres swojej kariery jako szanowani i wzięci starsi lekarze. W wielu przypadkach chodzi o lekarzy, którzy na swoim miejscu sprawdzają się nawet lepiej niż ich roztargnieni, schizofreniczni przełożeni, i nie ma żadnego powodu, dla którego mieliby się czuć gorsi.