Выбрать главу

– Jest tylko jedna – odpowiada Lurie. – Nie mam jak się bronić.

Hakim gładko interweniuje.

– Przyjaciele, nie pora tu ani miejsce na wnikanie w istotę sprawy. Powinniśmy natomiast – tu rzuca okiem na obie kobiety – wyjaśnić kwestie proceduralne. Nie muszę panu mówić, David, że sprawa będzie rozpatrywana w sposób jak najściślej poufny. Ręczę za to. Pańskie nazwisko nie zostanie ujawnione, podobnie zresztą jak nazwisko pani Isaacs. Powoła się komisję celem ustalenia, czy istnieją podstawy do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Będzie pan mógł zakwestionować jej skład, osobiście albo za pośrednictwem swojego prawnego zastępcy. Obrady będą miały przebieg niejawny. Tymczasem, póki komisja nie przedłoży swojej opinii rektorowi, a on nie podejmie odpowiednich kroków, wszystko toczy się dotychczasowym trybem. Pani Isaacs oficjalnie zrezygnowała z udziału w pańskich zajęciach, a pan ma się powstrzymać od jakichkolwiek z nią kontaktów. Czy coś pominąłem? Farodia? Elaine?

Doktor Rassool zacisnęła usta, kręci głową.

– Sprawy o molestowanie zawsze są skomplikowane, David. Skomplikowane i godne ubolewania, ale wierzymy, że nasza procedura jest słuszna i sprawiedliwa, więc będziemy się do niej stosować krok za krokiem, ściśle według przepisów. Proponuję tylko, żeby pan z nią się zapoznał i może postarał o pomoc prawną.

Lurie chce odpowiedzieć, ale Hakim podnosi rękę w ostrzegawczym geście.

– Proszę się z tym przespać, David – radzi.

Luriemu kończy się cierpliwość.

– Niech mi pan nie mówi, co mam robić, nie jestem dzieckiem.

Wychodzi wściekły. Ale budynek jest zamknięty, a odźwierny poszedł już do domu. Tylne drzwi też są zamknięte na klucz. Hakim musi go wypuścić. Pada deszcz.

– Proszę się schować pod mój parasol – zaprasza Hakim, a zanim wsiądzie do swojego auta, doda:

– Prywatnie, David, z całego serca panu współczuję. Naprawdę. Taka sprawa to może być istne piekło.

Lurie zna Hakima od lat, grywał z nim w tenisa, zanim dał sobie spokój z tym sportem, ale nie ma w tej chwili nastroju na męskie kumpelstwo. Z irytacją wzrusza ramionami i wsiada do swojego samochodu. Sprawa ma być rzekomo prowadzona w sposób tajny, lecz oczywiście nie jest, ludzie oczywiście gadają. Bo niby dlaczego milkną nagle wszystkie pogaduszki, kiedy Lurie wchodzi do pokoju wykładowców? Czemu młodsza koleżanka, z którą był dotąd w najserdeczniejszych stosunkach, odstawia filiżankę i wychodzi, a mijając go, patrzy przez niego jak przez szybę? Czemu na pierwszych ćwiczeniach z Baudelaire’a zjawia się tylko dwoje studentów?

Plotkarski młyn, myśli Lurie, obraca się dniem i nocą, mieląc ludzkie reputacje. Społeczność poczciwców rajcuje po kątach, przez telefon, za zamkniętymi drzwiami. Rozradowane szepty. Schadenfreude. Najpierw wyrok, potem proces. Po korytarzach Wydziału Komunikacji Społecznej chodzi z ostentacyjnie podniesioną głową.

Rozmawia z adwokatem, który prowadził jego sprawę rozwodową.

– Jedno sobie od razu wyjaśnijmy – mówi adwokat. – Ile prawdy jest w tych zarzutach?

– Sporo. Rzeczywiście miałem z tą dziewczyną romans.

– Poważny?

– A jeżeli poważny, to dla mnie lepiej czy gorzej? Począwszy od pewnego wieku, wszystkie romanse są poważne. Tak samo jak zawały.

– Ze względów strategicznych radziłbym jako adwokata zaangażować kobietę. – Wymienia dwa nazwiska. – Starać się o rozstrzygnięcie polubowne. Podejmie pan pewne zobowiązania, może na jakiś czas weźmie urlop, w zamian za co uniwersytet przekona dziewczynę albo jej rodzinę, żeby wycofała pozew. To najlepsze, na co pan może liczyć. Położyć uszy po sobie. Ograniczyć straty do minimum, poczekać, aż skandal ucichnie.

– Jakie by to miały być zobowiązania?

– Trening wrażliwości. Praca społeczna. Psychoterapia. Cokolwiek uda się panu wynegocjować.

– Psychoterapia? Potrzebna mi jest psychoterapia?

– Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja tylko mówię, że jedną z możliwości, jakie dostanie pan do wyboru, może być psychoterapia.

– Żeby mnie wykastrować? Wyleczyć? Uwolnić od niestosownych skłonności?

Adwokat wzrusza ramionami.

– Wszystko jedno.

Na uniwersytecie trwa Tydzień Walki z Gwałtem. Kobiety Przeciwko Gwałtowi, KoP-Go, oznajmia transparent nad głowami pikiety, która czuwa przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, solidaryzując się z „najnowszymi ofiarami”. W szparę pod drzwiami Luriego ktoś wsunął ulotkę: „KOBIETY MÓWIĄ BEZ OGRÓDEK”. U dołu nagryzmolony ołówkiem dopisek: „TWÓJ CZAS JUŻ MINĄŁ, CASANOVO”. Je kolację z Rosalind, swoją byłą żoną. Rozstali się przed ośmioma laty; pomału, ostrożnie z powrotem się zaprzyjaźniają, tak jakby weterani wojenni. Świadomość, że Rosalind wciąż mieszka w pobliżu, dodaje mu otuchy; ona być może czuje to samo. Ktoś, na kogo będzie można liczyć, kiedy wreszcie zdarzy się najgorsze: upadek w łazience, krew w kale. Rozmawiają o Lucy, jedynaczce z jego pierwszego małżeństwa, która mieszka teraz na farmie na Wschodnim Przylądku.

– Niewykluczone, że niedługo z nią się zobaczę – mówi Lurie. – Mam zamiar na trochę wyjechać.

– W trakcie semestru?

– Semestr już się kończy. Trzeba wytrzymać jeszcze tylko dwa tygodnie, nie więcej.

– Czy ten wyjazd jakoś się wiąże z twoimi problemami? Bo słyszałam, że je masz.

– Gdzie słyszałaś?

– Ludzie gadają, David. Wszyscy wiedzą o twoim najnowszym romansie, łącznie z najbardziej soczystymi szczegółami. Nikt nic ma interesu w tym, żeby spraw wyciszyć, nikt oprócz ciebie. Mogę ci powiedzieć, jakie idiotyczne to sprawia wrażenie?

– Nie, nie możesz.

– Ale i tak ci powiem. Idiotyczne i wstrętne. Nie wiem, jak wygląda twoje życie seksualne, i nie chcę wiedzieć, ale tak się tego nie robi. Ile ty właściwie masz lat… pięćdziesiąt dwa? Wydaje ci się, że młodej dziewczynie sprawia jakąkolwiek przyjemność łóżko z mężczyzną w twoim wieku? Myślisz, że miło jej patrzeć na ciebie, kiedy dostajesz…? Zastanawiałeś się nad tym? Lurie milczy.

– Nie oczekuj współczucia, David, ode mnie ani od nikogo. Nie spodziewaj się współczucia ani litości. To nie te czasy. Wszyscy zwrócą się przeciwko tobie, bo i czemu nie? Naprawdę, jak mogłeś?!

W rozmowie pojawił się dawny ton, ton ostatnich lat ich małżeństwa: namiętnie oskarżycielski. Nawet sama Rosalind musi zdawać sobie z tego sprawę. Ale może ma słuszność. Może młodym rzeczywiście przysługuje prawo do tego, aby oszczędzano im widoku starszych, gdy ci dostają się w szpony namiętności. Właśnie po to są przecież kurwy, żeby cierpliwie znosić ekstazy nieurodziwych.

– W każdym razie – ciągnie Rosalind – mówisz, że zobaczysz się z Lucy.

– Tak, pomyślałem, że kiedy skończy się dochodzenie, pojadę i trochę z nią pobędę.

– Dochodzenie?

– W przyszłym tygodniu komisja dochodzeniowa zbierze się na naradę.

– Bardzo szybko. A kiedy już zobaczysz się z Lucy, to co?

– Nie wiem. Nie jestem pewien, czy pozwolą mi wrócić na uniwersytet. Nie jestem pewien, czy sam będę chciał.

Rosalind kręci głową.

– Niezbyt chwalebny koniec kariery, nie sądzisz? Nie spytam cię, czy to, co dostałeś od tej dziewczyny, było warte aż takiej ceny. Jak zamierzasz wypełnić sobie czas? Co z twoją emeryturą?

– Jakoś się z nimi dogadam. Nie mogą mnie wyrzucić i zostawić bez grosza.

– Nie mogą? Nie bądź taki pewny. Ile lat ma ta twoja ukochana?

– Dwadzieścia. Pełnoletnia. Wystarczająco dorosła, żeby wiedzieć, czego chce.