Выбрать главу

Nie zakłócił spokoju tego imienia wtopionego w każdy fragment góry. Powoli, z upływem godzin, których nie liczył, dotykał każdego poziomu góry, posuwając się wciąż wzwyż górniczymi sztolniami, granitem, pieczarami połyskującymi własnym pięknem niczym tajemne myśli Danana. Godziny rozciągnęły się w dni, których również nie liczył. Jego umysł, zakorzeniony w podstawie Isig, dopasowując się do jej wszystkich uskoków i kanałów, przebił się wreszcie do samego szczytu pogrzebanego pod pierwszym tej zimy śniegiem.

Uginał się pod ciężarem góry. Jego świadomość rozpływała się na nią całą. Głęboko, w jakimś maleńkim zakamarku ciemności, na podłodze leżało jak kawałek skały jego własne ciało. Patrzył na nie z góry i nie wiedział, jak wtłoczyć w nie z powrotem bezmiar swych myśli. W końcu zamknęło się w nim coś, jakby zmęczone wewnętrzne oko, i jego umysł wtopił się w ciemność.

Ocknął się znowu, kiedy z mroku wysunęły się czyjeś ręce i przekręciły go na plecy.

— Tak — powiedział, nie otwierając jeszcze oczu. — Poznałem prawo ziemi Isig. Jednym zwrotem myśli mógłbym zatrzymać dla siebie ziemwładztwo. Czy o to teraz mnie poprosisz?

— Morgonie.

Otworzył oczy. Myślał zrazu, że to świt zagląda do wnętrza góry, bo ściany wokół niego i zmęczona, ślepa twarz Yrtha zdawały się błyszczeć w ciemnościach.

— Widzę — wyszeptał.

— Połknąłeś górę. Dasz radę wstać? — Wielkie dłonie, nie czekając na odpowiedź, podźwignęły go z ziemi. — Spróbuj mi trochę zaufać. Wszystkiego innego już próbowałeś. Zrób jeden krok.

Morgon chciał coś powiedzieć, ale czarodziej przesłał do jego umysłu wizję małej, oświetlanej blaskiem ognia izdebki na wieży. Wszedł do niej i ujrzał wstającą Raederle, która ciągnąc za sobą ognisty ślad, ruszyła mu na spotkanie. Wyciągnął do niej ręce; szła ku niemu bez końca, a kiedy wreszcie ją dotknął, rozpłynęła się w ogień.

Obudził się i usłyszał, jak dziewczyna gra cicho na flecie, który dostała od jednego z rzemieślników. Kiedy na nią spojrzał, przerwała i uśmiechnęła się, ale twarz miała zmęczoną i bladą. Usiadł i zaczekał, aż góra przesunie się w jego głowie na swoje miejsce. Potem pocałował Raederle.

— Zmęczyło cię pewnie to czekanie na moje przebudzenie.

— Chętnie z tobą trochę dla odmiany porozmawiam — odparła przekornie. — Bo albo śpisz, albo znikasz. Yrth siedział tu przez prawie cały dzień. Czytałam mu stare księgi zaklęć.

— To miło z twojej strony.

— Morgonie, on sam mnie o to prosił. Tak bardzo chciałam go o wszystko wypytać, ale nie mogłam. Wszystkie pytania nie wiedzieć czemu wyleciały mi z głowy… Dopiero kiedy wyszedł, znowu miałam ich bez liku. Chyba zacznę się uczyć czarów. W tych księgach jest tyle dziwnych, przydatnych zaklęć. Czy wiesz, co robisz? Poza tym, że omal nie doprowadziłeś się do śmierci z wycieńczenia?

— Robię, co mi kazałaś. Rozwiązuję zagadki. — Morgon wstał. Był wściekle głodny, ale w izbie znalazł tylko wino. Wychylił duszkiem pełną czarkę, a tymczasem Raederle wyjrzała na korytarz i zamieniła kilka słów ze stojącym tam na straży górnikiem. Morgon nalał sobie jeszcze jedną czarkę wina i powiedział do dziewczyny, kiedy wróciła: — Mówiłem ci już kiedyś, że zrobię wszystko, co on mi każe. Zawsze tak było.

— Patrzyła na niego w milczeniu. — Sam nie wiem — dodał. — Może już przegrałem. Udam się teraz do Osterlandu i poproszę o to samo Hara. O udostępnienie mi wiedzy o jego prawie ziemi. A potem do Herun, jeśli będę jeszcze żył. A potem do Ymris…

— W Ymris roi się od Panów Ziemi.

— Do tego czasu zacznę już myśleć jak Pan Ziemi. I może do tego czasu Najwyższy przerwie wreszcie milczenie i albo ukarze mnie za przywłaszczanie sobie jego mocy, albo wyjaśni, jaka, na Hel, jest moja rola w tym wszystkim. — Dopił drugą czarkę wina i podjął: — Tylko zasadom sztuki rozwiązywania zagadek mogę jeszcze ufać. Mądry człowiek zna swoje imię. W moim imieniu jest moc. Sięgam więc po nią. Czy to coś złego? Przeraża mnie ta moc, ale mimo to sięgam po nią…

— Jeśli okaże się, że to coś złego, pierwsza ci powiem — odparła spokojnie, ale wyczuł, że nie mówi tego z całym przekonaniem.

Tego wieczoru, kiedy wszyscy położyli się już spać, Morgon odbył w królewskiej sali rozmowę z Dananem i Yrthem. Siedzieli we trójkę przy kominku; Morgon obserwował spod oka stare, zniszczone twarze króla i czarodzieja, oświetlane przez ogień, i wyczuwał w obu miłość do wielkiej góry. Na prośbę Yrtha ukształtował harfę. Czarodziej przebiegał palcami po strunach, wsłuchując się w ich tony. Ale nie zagrał.

— Wkrótce ruszam do Osterlandu — powiedział Morgon do Danana — żeby poprosić Hara o to samo, o co prosiłem ciebie.

Danan spojrzał na Yrtha.

— Idziesz z nim?

Czarodziej kiwnął głową. Spojrzenie jego jasnych oczu przesunęło się jakby przypadkiem po twarzy Morgona.

— Jak zamierzasz się tam dostać? — zapytał.

— Myślę, że polecimy. Potrafisz przyjmować postać kruka.

— Trzy kruki nad martwymi polami Osterlandu… — Yrth szarpnął lekko strunę. — Nun jest teraz na dworze króla-wilka w Yrye. Przybyła tam z wieściami, kiedy spałeś. Była w Trzech Prowincjach, pomagała szukać cię Taliesowi. Mathom z An formuje wielką armię z żywych i umarłych, by ruszyć z odsieczą siłom Ymris. Mówi, że nie zamierza czekać z założonymi rękami na to co nieuchronne.

Danan wyprostował się.

— Ma rację. — Pochylił się w przód i splótł wielkie dłonie. — Też myślę o uzbrojeniu swoich górników w miecze, topory, kilofy — w co się tylko da — i poprowadzeniu ich na południe. W Kyrth i Kraal stoją już statki załadowane bronią i pancerzami dla Ymris. Znalazłoby się jeszcze kilka do przetransportowania armii.

— Ty… — zaczął Morgon i urwał. — Przecież ty nie możesz opuścić Isig.

— Nigdy dotąd tego nie robiłem — przyznał król. — Ale nie pozwolę ci stanąć do bitwy samemu. Zresztą, jeśli padnie Ymris, to i Isig w końcu to czeka. Ymris to twierdza królestwa.

— Ależ, Dananie, nie jesteś wojownikiem.

— Ani ty — uciął Danan.

— I zamierzasz walczyć z Panami Ziemi kilofami?

— Mamy w tym pewne doświadczenie. Wykorzystamy je w Ymris. Wygląda na to, że tobie pozostaje tylko jedno do zrobienia. Odnaleźć Najwyższego, zanim oni go odnajdą.

— Cały czas próbuję. Naruszyłem każde zaklęcie związane z prawem ziemi Isig, a on nie zareagował. Zupełnie jakby tego właśnie ode mnie oczekiwał. — Własne słowa rozbrzmiały mu w głowie dziwnym echem. Ale Yrth przerwał mu tok myśli, sięgając niezdarnie po czarkę z winem. Morgon podał mu ją w obawie, że czarodziej rozleje trunek. — Nie korzystasz ze swoich oczu — powiedział.