— Chodź ze mną na Wichrową Równinę. Książę puścił go.
— Pójdę — szepnął.
Morgon odwrócił się i znowu usiadł.
— Muszę ruszać — powiedział ze zmęczeniem w głosie.
— Jeszcze dziś?
— Tak. Prześpię się trochę i w drogę. Muszę poznać odpowiedzi… — Spojrzał na wtuloną w futro Raederle. — Jej dam się wyspać — powiedział cicho. — Podąży za mną, kiedy się obudzi. Powiedz jej, żeby uważała, lecąc nad Wichrową Równiną.
— Dokąd się udajesz? Morgon przymknął oczy.
— Idę szukać Aloila… Szukać wiatru.
Spał bez snów i obudził się kilka godzin później. Astrin okrył Raederle; ledwie było ją widać pod podbitymi futrem kocami. Astrin czuwał, leżąc z dobytym mieczem na skórach rzuconych na podłogę przy kominku. Morgon myślał, że śpi, ale kiedy wstawał, Astrin otworzył zdrowe oko. Nie odezwał się. Morgon pochylił się nad nim i dotknął jego ramienia w milczącym geście pożegnania. Potem wyfrunął w noc za kamiennymi ścianami.
Wiatr tarmosił go z sadystycznym upodobaniem. Morgon wolał nie korzystać ze swej mocy na trasie z Caerweddin do Wichrowej Równiny. O świcie rozpadało się. Zimny, zacinający deszcz siekł osowiałe drzewa i martwe pola. Morgon leciał cały dzień, walcząc z wiatrem. O zmierzchu dotarł do Wichrowej Równiny.
Zniżył lot i sunął pod postacią wielkiej, czarnej wrony tuż nad niepogrzebanymi trupami żołnierzy armii Heureu. Równina zastygła jakby w bezruchu; w powietrzu nie widziało się ptaka, po ziemi nie przemknęło najmniejsze zwierzę. Jak okiem sięgnąć, zaściełała ją porzucona broń — deszcz padał na wysadzane drogimi kamieniami głownie mieczy, na części pancerzy, na końskie czaszki i kości ludzi rozrzucone po wilgotnej ziemi. Tylko to widziały oczy wrony lecącej powoli w kierunku zburzonego miasta; ale Morgon wyczuwał instynktownie milczące, śmiertelne ostrzeżenie, rozbrzmiewające nad całą równiną.
Minął w locie wielką, otoczoną spiralą schodów wieżę, która górowała nad miastem, wbijając się w noc. Oczyścił umysł z wszelkich myśli, zachowując jedynie świadomość zapachów wilgotnej ziemi i powolnego, rytmicznego bicia swoich skrzydeł. Zatrzymał się dopiero o północy, na widok ognisk armii Mathoma płonących nad brzegiem rzeki, niedaleko Drogi Kupców. Wylądował pod grubym, bezlistnym dębem i przesiedział tam nieruchomo do rana.
Przenikliwie zimny świt powlókł ziemię warstewką szronu. Morgon, zmieniając postać, dygotał na całym ciele; para oddechu zamarzała w powietrzu. Kierując się swądem dymu i aromatem grzanego wina, trafił do ognisk nad rzeką. Obozu pilnowali umarli wojownicy z An. Chyba wyczuli w nim coś z An, bo przepuścili go, nie pytając o hasło.
Znalazł Aloila rozmawiającego z Taliesem przy ognisku przed królewskim namiotem. Podszedł do czarodziejów i stanął w cieple bijącym od płomieni. Spomiędzy nagich drzew prześwitywały inne ogniska, ludzie wychodzili z namiotów, rozprostowywali kości. Parskały konie, szarpiąc się na uwięzi. Namioty, okrycia koni, broń i tuniki ludzi, wszystko to nosiło wojenne barwy Anuin: błękit z purpurą, z czernią smutku w tle. Umarli, a przynajmniej ci, którzy zadali sobie trud przyobleczenia wspomnień swoich ciał, nosili własne, starożytne barwy. Kręcili się między żyjącymi, ale żyjący zobojętnieli już na wiele rzeczy — bardziej interesowali się swoimi śniadaniami niż nimi.
Ogrzawszy się, Morgon ściągnął na siebie uwagę Aloila. Wielki czarodziej urwał w pół zdania i zaaferowany jeszcze rozmową spojrzał nań płonącym wzrokiem nad ogniskiem. W jego błękitnych oczach pojawiło się zdumienie.
— Morgon…
— Szukam Yrtha — odezwał się Morgon. — Astrin powiedział mi, że go tu zastanę. — Talies uniósł cienkie brwi i chciał coś powiedzieć. Ale zamiast tego wstał, podszedł do królewskiego namiotu i odchylił połę. Powiedział coś i po chwili z namiotu wynurzył się Mathom.
— Yrth był tu przed chwilą — powiedział Talies i Morgon odetchnął. — Jest gdzieś w pobliżu. Jak, na Hel, udało ci się przedostać przez Wichrową Równinę?
— Nocą. Pod postacią wrony. — Spojrzał w czarne, badawcze oczy króla An.
— Można tu zamarznąć na śmierć — powiedział Mathom, ściągając opończę i narzucając ją na ramiona Morgona. — Gdzie zostawiłeś moją córkę?
— Śpi w Caerweddin. Przyleci za mną, kiedy się obudzi.
— Przez Wichrową Równinę? Sama? Niezbyt się o siebie troszczycie. — Podsycił ogień i płomienie strzeliły pod niskie konary dębu.
— Czy Yrth był u ciebie? — spytał Morgon, owijając się szczelnie opończą. — Dokąd poszedł?
— Nie wiem. Chyba na kubek grzanego wina. To nie jest pora roku dla starców. Czemu pytasz? Masz tu dwóch wielkich czarodziejów, obaj do twoich usług. — Nie czekając na odpowiedź, zerknął pytająco na Aloila. — Jesteś sprzęgnięty z jego umysłem. Gdzie teraz jest?
Aloil, wpatrzony w płonące dębowe polana, pokręcił głową.
— Może drzemie. Jego umysł jest wyciszony. Zmęczyła go podróż przez Ymris.
— Morgona, jak widzę, też — zauważył Talies. — Dlaczego Yrth nie podróżował z tobą?
Morgon nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Przesunął ręką po włosach i zobaczył przelotny błysk w kruczych oczach.
— Yrth miał, bez wątpienia, swoje powody — powiedział Mathom. — Człowiek bez oczu widzi cuda. Zatrzymałeś się w Caerweddin? Czy Astrin nadal ma na pieńku ze swoimi dowódcami?
— Być może. Ale prowadzi całą armię na Wichrową Równinę.
— Jak to? — żachnął się Aloil. — Nic mi nie powiedział, a widziałem się z nim trzy noce temu.
— Wyruszył na moją prośbę — odparł Morgon. — Jest już w drodze.
Zaległo milczenie. Obok ogniska przejechał na koniu wartownik w złotej zbroi nałożonej na objedzony przez robactwo szkielet. Mathom odprowadził go wzrokiem.
— A co widzi człowiek o jednym oku? — mruknął i zaraz odpowiedział sam sobie, drżącym głosem: — Death… Śmierć.
— Nie pora teraz na zagadki — odezwał się Aloil. — Jeśli droga między Umber a Tor jest przejezdna, będzie na równinie za cztery dni. Jeśli nie… przygotuj się lepiej do marszu na północ, żeby śpieszyć mu z odsieczą. Gdyby wpadł w pułapkę, nim by dotarł do równiny, wytraciłby wszystkie siły Ymris. Mógłby stracić Ymris. Czy wiesz, co czynisz? — zwrócił się do Morgona. — Posiadłeś potężną moc. Ale czy jesteś gotów z niej korzystać?
Talies położył mu dłoń na ramieniu.
— Masz umysł ymriskiego wojownika — powiedział — zdecydowany i pełen poezji. Ja również nie jestem mistrzem zagadek, ale żyję od wieków w Trzech Prowincjach i nauczyłem się subtelności. Czy nie rozumiesz, do czego zmierza Naznaczony Gwiazdkami? Ściąga siły królestwa na Wichrową Równinę, bo nie zamierza walczyć sam. Wichrowa Równina. Astrin to przewidział. Yrth to przewidział. Tam rozegra się rozstrzygająca bitwa…
W oczach Aloila pojawiły się iskierki nadziei. Przeniósł wzrok na Morgona.
— Sądzisz, że na Wichrowej Równinie jest Najwyższy?
— Sądzę — odparł Morgon — że gdziekolwiek jest, to jeśli go szybko nie odnajdę, wszyscy zginiemy. Rozwiązałem o jedną zagadkę za dużo. — Pokręcił głową, kiedy obaj czarodzieje otworzyli usta, by coś powiedzieć. — Idźmy na Wichrową Równinę. Tam podzielę się z wami odpowiedziami, które znalazłem. Tam od razu powinienem się udać, ale myślałem, że może… — Urwał. Mathom dokończył za niego:
— Myślałeś, że Yrth tam jest. Harfista z Lungold. — Wydał z siebie chrapliwy dźwięk, przywodzący na myśl kruczy chichot. Wpatrywał się w ogień, tak jakby widział w nim końcowy fragment jakiegoś snu. Odwrócił szybko wzrok, ale Morgon zdążył jeszcze zobaczyć jego oczy, czarne i bez wyrazu, jak oczy jego umarłych toczonych przez prawdę.