Выбрать главу

No i co przyszło? Imbecyl zgadnie. Oczywiście, że 28.

Od tego momentu postanowiłam przy ruletce kierować się natchnieniem.

Ruletka w Marriotcie wygląda rozmaicie nie tylko pod względem kosztów i nie wszystkie stoły są jednakowe. Zacznijmy od różnic prostych, matematycznych, wyzutych z metafizyki.

Wysokości stawek kształtowany się różnie, zdaje się, że obecnie najtańszy stół jest po złotówce, może po dwa i pół złotego, a najdroższy po dwadzieścia pięć złotych, po drodze są jeszcze stoły po pięć i po dziesięć. Łatwo zgadnąć, że im droższy, tym szybciej można na nim zdobyć oraz stracić majątek.

Raczej stracić...

(Sprawdziłam i dokonuję sprostowania: najniższa stawka ruletki wynosi dwa złote pięćdziesiąt groszy. Zdaje się, że złotówka istniała tylko przez kilka tygodni, a może nawet wcale.)

Ruletka ma jeszcze to do siebie, że, w przeciwieństwie do automatów, stanowi grę niejako zbiorową. Widać wyraźnie sukcesy i klęski współgraczy i można się uczyć na cudzych błędach. Namiętności budzi ogromne.

Na niej najlepiej widać prawo serii, rządzące hazardem, złą i dobrą passę, oraz ich właściwości. Porzucić ruletkę we właściwej chwili, odejść od stołu kiedy należy, to już sztuka potężna, znacznie większa niż przy automatach, rzadko komu dostępna.

Sposoby gry bywają rozmaite.

1. Zawsze na te same liczby.

2. Wyłącznie na kolor, zwiększając stawkę w razie przegranej.

(Tu osobom, nie kochającym przesadnie matematyki, należy zwrócić uwagę, że zwykłe podwajanie stawki zbytnio ich nie wzbogaci. Wygrają najwyżej jeden żeton, nawet gdyby doszli w swoim szaleństwie do tysiąca. Łatwo to wyliczyć, przegrali jeden, postawili dwa, przegrali, postawili cztery, przegrali, postawili osiem, to już razem piętnaście. W tym momencie, przy ośmiu, wygrywają i odbierają szesnaście. Różnica na ich korzyść wynosi jeden i tak będzie zawsze. Stawkę należy zatem potrajać, co wprawdzie stwarza wielkie nadzieje, ale zarazem szybko zbliża ich do bankructwa.)

3. Wyłącznie na kornery (skrzyżowania pól, obstawia się cztery numery równocześnie i oczywiście odpowiednio mniej się wygrywa).

4. Ruchem konika szachowego.

5. Na własną datę urodzenia, ślubu, na numer prawa jazdy, na datę bieżącą, na cokolwiek, co nam w pamięci utkwiło albo co uważamy za szczęśliwe.

(Przy którejś kolejnej imprezie z nagrodami bilety na losowanie dostawało się, kiedy gracz trafił na numer zgodny z datą bieżącą. Jedenastego, na przykład, trzeba było wygrać na jedenastkę. Nazajutrz na dwunastkę. I tak dalej.)

6. Na liczbę lat, ale ta możliwość dotyczy tylko osób niezbyt wiekowych, poniżej trzydziestego siódmego roku życia, ruletka bowiem zawiera numerów 36. No i zero. Nie wiadomo, jak je traktować.

7. Na obstawianie wszystkich tych samych cyfr, to znaczy 2, 12, 22, 32 albo 5, 15, 25, 35, albo 7, 17, 27 i tak dalej.

(Znałam jednego takiego pana, który twierdził, że na tę ostatnią machinację zawsze wygrywa. Zachęcona jego powodzeniem, spróbowałam ją zastosować, niestety, nie bardzo dobrze mi wyszło. Główny kłopot miałam z wyborem, od czego zacząć i czego się uczepić po takiej, na przykład, gęsto chodzącej trójce. Szóstki? Siódemki? Jedynki...? A diabli wiedzą...)

8. Na natchnienie.

9. Na byle co.

10. Na dowolnego szczęśliwego gracza. Ten ostatni sposób sprawia, że wyżej wymieniony gracz dość szybko przestaje być szczęśliwy.

11. Na pechowca. Rzecz jasna, grając przeciwko niemu.

12. Na tabliczkę mnożenia. (Ósemka wyszła, powiedzmy, dzieli się przez 2 i przez 4, dwa razy osiem to szesnaście, trzy razy osiem - dwadzieścia cztery, dalej 32 i 40. Już widać, co należy obstawiać...)

13. Zamknąwszy oczy, na cokolwiek.

14. Na rozum Metoda nader wątpliwa.)

Przegrać można bez trudu na wszystkie sposoby.

O jednej sprawie należy tu chyba napomknąć, bo nie każdy tę wiedzę posiada. Otóż stawia osoba swój kochany żetonik na przykład na 20. Fortuna osobie sprzyja, 20 wychodzi. Osoba dostaje trzydzieści piec żetonów, a ten trzydziesty szósty, jej własny, pozostaje na numerze. Przymusu nie ma, może go zabrać i postawić na CO innego.

Nie radzę.

I zaraz powiem, dlaczego, tylko przedtem jeszcze przypomnę o wysokości stawek. Jeden żeton to jest pięć złotych, dziesięć, dwadzieścia pięć, zależnie od stołu, można grać po jednym żetonie, a można grać i po dziesięć. Zdaje się, że dziesięć na jednym numerze stanowi w naszych kasynach górną granicę. Czepia się człowiek jednego numeru, takiej, powiedzmy, trzynastki, trzynastka nie wychodzi, stopniowo podnosi stawkę, dokładając żetonów z nadzieją, że jeśli wyjdzie, on się od razu odegra...

Nie za to ojciec bił syna, że grał, tylko za to, że się, kretyn młody, postanowił odegrać. To tak na marginesie.

...Dochodzi do tych dziesięciu, rusza dalej, na numer już więcej pchać nie może, bo osiągnął limit, zaczyna obstawiać dookoła splity i kornery...

O masz ci los, to też chyba nie wszyscy wiedzą...

Naukowo ruletka, a także inne gry kasynowe, zostały opisane przez pana Hucznego, byłego krupiera, niewątpliwie fachowca. Nie zamierzam tu z nim konkurować. Niemniej jednak coś niecoś o niej należy powiedzieć.

Pole do obstawiania wygląda następująco:

Jedne numery są czerwone, a drugie czarne, mniej więcej w kratkę,' a zero jest zielone. Ponadto, jak widać, wszystko dzieli się przez trzy, w pionie i w poziomie. Można zatem stawiać rozmaicie, na każdą dwunastkę, na czerwone i czarne, na parzyste i nieparzyste, na pojedynczy numer, na dwa numery razem, kładąc żeton na kresce pomiędzy polami i to się nazywa split, na cztery numery, kładąc żeton na skrzyżowaniu linii i to się nazywa korner, a także na numery, sąsiadujące ze sobą na kole. Wszyscy wiedzą, że kulka lata po kole, koło zaś, rzecz jasna, ma układ pomieszany, a nie chronologiczny. Gdyby stół miał również układ pomieszany, gracze prawdopodobnie dostaliby obłędu.

Wygrywa się różnie, zależnie od gry. Jak sama logika wskazuje, skoro kolorów jest dwa, można na nie wygrać podwójnie. Tuzinów trzy, zatem potrójnie. Numerów trzydzieści sześć, nie licząc zera, wobec czego wygrywa się trzydziestosześciokrotnie. Teoretycznie, w praktyce jest to 35 żetonów za jeden, za to nasza stawka pozostaje na zagranym numerze. Rzecz oczywista, można grać drożej, stawiając więcej żetonów, aż do dziesięciu.

No i tutaj wracamy do tej sierotki, naszego pozostałego na stole żetonu.

Ładne parę lat temu narwałam się na ten błąd osobiście. Czepiałam się zera. Grałam i grałam na to cholerne zero, a ono nie chciało wyjść. Stawiałam już po cztery i pięć żetonów, może nawet czasem i sześć, wyciągniętym kłusem zbliżając się do bankructwa, aż wreszcie wyszło. Odetchnęłam z ulgą i wypowiedziałam najgłupsze słowa w życiu:

- No, drugi raz zera nie będzie.

Po czym zabrałam te automatycznie pozostawione żetony.

No i co? Natychmiast po raz drugi wyszło zero.

Że mnie w tym kasynie dotychczas nigdy szlag nie trafił...

Nie zliczę, ile razy widziałam identyczny obrazek, z tym że już nie mnie dotyczył, tylko innej ofiary. Drugi raz takiego kretyństwa udało mi się nie popełnić.

Tu pozwolę sobie na dygresję, niejako historyczną. W Tivoli też była ruletka, nader uproszczona. Na wielkim kole nie latała kulka, tylko stalowy ząb terkotał po pionowych szpikulcach, zatrzymując się w końcu na jakimś numerze. Przypominało to chłopczyka, pędzącego wzdłuż parkanu i ciągnącego patyk po sztachetach, a obejrzeć można w każdej chwili w naszej Wielkiej Grze, na ekranie telewizora.

Sposób gry na przeczekiwanie pozwoliłam sobie opisać w utworze Wszystko czerwone.

No i tam też. Czwórka na przykład, nie wychodziła i nie wychodziła, ząb ją starannie omijał, za to jak wyszła, to parę razy z rzędu. W Tivoli zyskałam pierwsze okruchy wiedzy o prawie serii.