Otóż cała ta gra, zmodyfikowana, może wyglądać znacznie ostrzej, a przedstawia się wówczas następująco:
Każdy ma w zasadzie tylko jeden rzut i żadnymi płotami nie zawracamy sobie głowy. Jeśli pierwszy gracz skusi, rzuca następny. Jeśli wyjdzie mu jakaś kombinacja - przy tym najmniejszą wygraną są dwie szóstki i nic poniżej - może rzucać dalej. Dwie pary liczy się podwójnie, a całą resztę potrójnie, jeśli skusi, przepada mu wszystko, ale zdobyte punkty może sobie zapisać, kiedy zechce, z tym że, zapisawszy, kończy swoje rzucanie i oddaje kości następnemu. Trzeci rzut liczy się jeszcze raz podwójnie, przykładowo, ktoś za trzecim rzutem uzyskał trzy piątki, czyli piętnaście, razy trzy, to już 45, podwójnie to 90. Zachęcające. Każdy się pcha do tego trzeciego rzutu, a korci go i czwarty, bo oczywiście po trzecim podwójnie liczy się już wszystko, po czym na tej chciwości wychodzi jak Zabłocki na mydle. Czasem osiąga sukces, ale częściej przepada mu to, co sobie nabił pierwszymi dwoma rzutami.
Gra się do jakiejś liczby, z góry ustalonej, najpraktyczniejsze jest 2000 punktów. Kto je pierwszy osiągnie, ten wygrywa od wszystkich tyle, ile punktów brakuje im do dwóch tysięcy. Grać można po groszu, po złotówce i po sto dolarów, jeśli rozrywką zajmą się szaleńcy, względnie milionerzy, i jest to już czysty, niczym nie skażony hazard.
Kośćmi grywa się także w siedem-jedenaście. Jest to gra pomiędzy graczem a bankierem, jak oko, używa się do niej dwóch kostek, a wygrywa ten, kto pierwszy owymi dwiema kostkami wyrzuci liczbę 7 albo 11, 3 i 4 albo 2 i 5, albo 5 i 6, albo cokolwiek, co razem daje 7 lub 11. Gra zaś idzie o stawkę, zadeklarowaną przez gracza, i albo mu ta stawka przepada, albo ma ją podwojoną. Bankier jest jeden, graczy wokół niego może siedzieć dowolna ilość, grają kolejno, przy czym w warunkach towarzyskich bankier się zmienia, każdy może nim zostać i nawet powinien, praktyka bowiem wykazuje, że na ogół bankier wygrywa najwięcej.
Nie należy grywać z osobami skąpymi i tchórzliwymi, a także z małżeństwami o sprzecznych upodobaniach. Mąż--harpagon, żona zaś hazardzistka, względnie odwrotnie, i już po jednej grze możemy być wleczeni do sądu jako świadkowie na rozprawie rozwodowej lub też sprawie o zabójstwo w afekcie.
Kości ponadto najwyraźniej w świecie uwzględniają cechy osobowości graczy. Wyrzucić pięć szóstek jednym kopem bez żadnego oszukaństwa to rzadka sztuka i nie każdemu się przytrafia. I otóż osobiście znałam takiego, który te pięć szóstek wyrzucał raz za razem bez żadnych specjalnych starań, kośćmi, które należały do mnie i z całą pewnością nie były fałszowane, co do rozpaczy i furii doprowadzało wszystkich pozostałych graczy. I cóż się okazało? Wyszło na jaw, iż wspomniany osobnik był zakamieniałym i ugruntowanym pederastą. Kości musiały o tym wiedzieć od początku.
Z homoseksualistami zatem też grywać nie radzę.
No i jest jeszcze coś, czego nie można pominąć. A mianowicie:
BRYDŻ
Nie ma lepszego sprawdzianu charakteru niż brydż, przy czym jest to sprawdzian, nie grożący żadnym niebezpieczeństwem. Być może bowiem równie dobrym sprawdzianem mogłoby się okazać czyjeś zachowanie w warunkach bojowych pod gradem wybuchających pocisków, w katastrofie okrętowej, ewentualnie tuż pod szczytem Everestu, wymienione sytuacje jednakże tym się odznaczają, że utratę życia mamy w nich prawie jak w banku, pomijając już drobne trudności z wywoływaniem wojen, powodowaniem katastrof okrętowych czy wojażem do Tybetu. Zagrać w brydża jest znacznie łatwiej.
Brydż jest to gra poniekąd zespołowa, a w każdym razie partnerska. Na pewno nie będę tu wykładać zasad brydżowych, kilka osób już to zrobiło znacznie lepiej ode mnie, tyle że wykładowcy ominęli okoliczności towarzyszące. Gra, zdawałoby się, szlachetna, prawie jak szachy, sportowa, od hazardu niby mocno odległa, a namiętności może budzić, że ho ho! Okrzyk żony do męża: - Półgłów jeden!!! Bo półgłówek to jest zbyt pieszczotliwie!!! - żony, należy zaznaczyć, łagodnej, ustępliwej, kulturalnej i doskonale wychowanej -już sam jeden wystarczy, żeby węszyć uczucia dużego kalibru.
Przy brydżu, z wielką łatwością i prawie od pierwszej chwili, wychodzą na jaw cechy następujące:
awanturniczość
chamstwo
despotyzm
opanowanie
egocentryzm i sobkostwo
megalomania
chciwość i skąpstwo
totalna głupota
lekkomyślność
upodobanie do ryzykanctwa
tchórzostwo
błyskotliwa inteligencja
złośliwość
zawziętość
skłonność do masochizmu
skłonność do krętactwa
szlachetność i wspaniałomyślność
ogólna kultura i takt
chrześcijańskie miłosierdzie
bezwzględność i kompletne lekceważenie innych jednostek ludzkich
dobre serce
okrucieństwo
dobre i złe wychowanie
waleczność
i właściwie cała reszta charakteru.
Jeśli zatem ktoś chce szybko poznać człowieka, niech z nim zagra w brydża.
Od razu, już przy licytacji, stwierdzi, czy człowiek liczy się ze swoim partnerem, czy uwzględnia jego informacje, sam go informuje wzajemnie i wspólnie z nim decyduje o grze, czy też przeciwnie, ma go w nosie, lekceważy, informacje przyjmie, ale swego nie pokaże, względnie odwrotnie, nie zwraca na nie uwagi, pcha się ze swoim, rąbnie decyzją, bywa, że niesłuszną i pozbawioną sensu, bywa, że trafną, różnie. Ale jednak rąbnie. Po czym, ujrzawszy karty partnera, jeszcze go obsobaczy.
W trakcie rozgrywki jednostka szlachetna i opanowana milczy kamiennie, bez względu na to, jaki idiotyzm udało im się wylicytować. Jednostka o cechach wręcz przeciwnych judzi, awanturuje się, podpowiada, przeszkadzając rozgrywającemu śmiertelnie, a zdarza się, że siłą wyrywa mu karty z ręki i sama gra, niwecząc wszelkie jego koncepcje. Niekiedy podgląda przeciwników i sugeruje wyjścia, co już przekracza wszelkie granice, i z takimi się nie grywa.
Po grze wszystkie cechy świecą jeszcze jaskrawiej, bo emocje mają prawo już się ujawnić.
Chamskie ryki albo słowa pociechy; zrzucanie winy na siebie wzajemnie albo uczciwe przyznawanie się do błędów; milczenie pełne potępienia albo słowa gorącej pochwały; wyrzuty, pretensje i złośliwości albo wspaniałomyślne umniejszanie klęski; rzucanie kartami i przewracanie krzesła albo filozoficzny spokój; wściekły zgrzyt zębów albo radosny uśmiech...
Co prawda, na widok przegranej uśmiechać się radośnie może tylko idiota, ale może akurat idiota ma złote serce i dobre chęci i chce koniecznie poprawić nastrój. W każdym razie mamy szansę docenić złote serce idioty i jakby co, pożyczka na przykład... Do niego jak w dym!
Później zaś widzimy różne inne rzeczy. W obronie robra jeden walczy do końca z dzikim uporem, bez względu na straty, drugi zniechęca się i poddaje natychmiast, trzeci racjonalnie liczy punkty i starannie rozważa, co mu się więcej opłaci, czwarty zacietrzewia się i głuchnie na słowa rozsądku, piąty popełnia kretyństwo za kretyństwem na złość partnerowi, a przy okazji sobie, szósty wspina się na szczyty podstępnej perfidii... Ze wszystkich wychodzi prawdziwy charakter lepiej niż po pijanemu.
Ponadto, w czasie całej gry, ujawnia się osobisty stosunek do nas naszego stałego partnera życiowego. Partnerzy chwilowi i nie nasi mogą nas niespecjalnie interesować, chyba że w grę wchodzi nielubiana przyjaciółka i jej mąż.
Dzięki brydżowi dowiedziałam się, iż:
- jeden taki, rzekomo mnie szanując i wielbiąc, w rzeczywistości uważał za idiotkę i czuł się przeze mnie niesłusznie przydeptany,
- drugi taki, kochając mnie nad życie, uważał za istotę nieznośną i śmiertelnie denerwującą,
- trzeci taki, rzekomo mnie lekceważąc, de facto szanował i cenił,
- czwarty taki zwyczajnie kochał mnie też nad życie, do czego bez brydża za skarby świata by się nie przyznał,