Jest 3.00 w nocy
Enugu: rezydencja premiera Nigerii Wschodniej dra Michaela Okpary zostaje otoczona w ciszy i w sposób dyskretny. Wewnątrz, poza premierem, śpi jego gość, prezydent Cypru arcybiskup Makarios. Dowódca zamachowców zapewnia obu dostojnikom swobodę poruszania się. W Enugu rewolucja jest uprzejma. Inne grupy wojska obsadzają radiostację, pocztę i zamykają wyloty miasta, które śpi.
Zamach został przeprowadzony w pięciu miastach Nigerii jednocześnie i skutecznie. W ciągu kilku godzin mała armia stała się faktycznym władcą tego ogromnego kraju -mocarstwa Afryki. W ciągu jednej nocy śmierć, areszt albo ucieczka do buszu zakończyła setki karier politycznych.
Sobota – rano, południe i wieczór
Lagos budzi się, nic o niczym nie wiedząc. Zaczyna się normalny dzień miasta – sklepy są otwarte, ludzie idą do pracy. W samym śródmieściu wojska nie widać. Ale na poczcie mówią nam, że łączność ze światem jest przerwana. Nie można nadawać depesz. Po mieście zaczynają krążyć pierwsze plotki. Najczęściej – że Balewa aresztowany. Że wojsko dokonało zamachu stanu. Jadę do koszar na Ikoyi (dzielnica Lagos). Z bramy wyjeżdżaj ą jeepami patrole uzbrojone w automaty, w broń maszynową. Naprzeciw bramy zgromadził się już tłum ludzi, nieruchomy, milczący. Kobiety, które żyją z tego, że na ulicy gotują i sprzedają jakieś proste potrawy, rozkładają się tu dymiącym obozowiskiem.
W drugim końcu miasta zbiera się parlament. Przed gmachem dużo wojska. Rewidują nas przy wejściu. Na trzystu dwunastu członków parlamentu przyszło zaledwie trzydziestu trzech. Pojawia się tylko jeden minister – R. Okafor. Proponuje, aby odłożyć obrady. Obecni posłowie domagają się wyjaśnień: Co się stało? Co się dzieje? Na to wchodzi na salę patrol – ośmiu żołnierzy, którzy rozpędzają zebranych.
Radio nadaje muzykę. Żadnych komunikatów. Pojechałem do korespondenta AFP Davida Laurella. Obaj jesteśmy bliscy płaczu. Są to dla dziennikarzy chwile pechowe: mają w ręku wiadomości światowej wagi, a nie mogą ich przekazać. Razem wybraliśmy się na lotnisko. Pilnuje go oddział marynarki wojennej. Jest pusto, nie ma pasażerów, nie ma samolotów. W drodze powrotnej zatrzymał nas wojskowy posterunek: nie chce nas wpuścić do miasta. Zaczyna się długa dyskusja. Żołnierze są uprzejmi, grzeczni, spokojni, przychodzi oficer i pozwala nam jechać. Wracamy przez dzielnice tonące w głębokich ciemnościach: nadal nie ma światła. Tylko handlarki palą przy swoich kramikach świeczki albo lampki oliwne, przez co z daleka ulice wyglądają jak cmentarne aleje w dniu Święta Zmarłych. Nawet w nocy jest parno i tak duszno, że nie ma czym oddychać.
Niedziela – nowa władza
Nad miastem krążą helikoptery, ale poza tym dzień jest bardzo spokojny. Plan dokonania takiego przewrotu (tych zamachów wojskowych jest coraz więcej) jest zwykle dziełem małej, żyjącej w niedostępnych cywilom koszarach, grupy oficerów. Działają oni w ścisłej tajemnicy. Społeczeństwo dowie się o wszystkim po fakcie, najczęściej zresztą będą to tylko plotki i domysły.
Tym razem sytuacja wyjaśnia się szybko. Tuż przed północą przemawia przez radio nowy szef państwa: generał major John Thomas Aguiyi-Ironsi, czterdziestojednoletni dowódca armii. Mówi, że wojsko „zgodziło się objąć władzę", że konstytucja i rząd zostają zawieszone. Władzą będzie teraz Najwyższa Rada Wojskowa. W kraju będą przywrócone prawo i porządek.
Poniedziałek – przyczyny zamachu
Na ulicach ogromna radość. Moi nigeryjscy znajomi, spotykając mnie, klepią po ramieniu, śmieją się, są w świetnych nastrojach. Idę przez rynek – tłumy tańczą, jakiś chłopak wystukuje rytm na blaszanej beczce. Przed miesiącem byłem świadkiem podobnego coup d 'etat w Dahomeju -tam również ulica wiwatowała na cześć armii. Ostatnia seria przewrotów wojskowych jest w Afryce bardzo popularna, wywołuje entuzjazm.
Do Lagos napływaj ą pierwsze rezolucje poparcia i lojalności dla nowej władzy: „Dzień 15 stycznia, mówi rezolucja jednej z tutejszych partii – UPGA (United Progressive Grand Alliance), przejdzie do historii naszej wielkiej republiki jako dzień, w którym po raz pierwszy zdobyliśmy prawdziwą wolność, choć już od pięciu lat Nigeria jest niepodległa. Obłędny pęd naszych polityków do bogacenia się hańbił imię Nigerii za granicą… W naszym kraju wyrosła kasta rządząca, która opierała swoją władzę na sianiu wzajemnej nienawiści, pchaniu brata przeciw bratu, na wykańczaniu wszystkich, którzy byli innego zdania niż oni… Witamy nową władzę tak, jakby była zesłana przez Boga, aby uwolnić naród od czarnych imperialistów, od tyranii i nietolerancji, od oszustw i zgubnych ambicji tych, którzy uważali, że reprezentuj ą Nigerię… Nasza Ojczyzna nie może być miejscem dla wilków politycznych, którzy grabili kraj".
„Powszechna anarchia i rozczarowanie mas – stwierdza rezolucja organizacji młodzieżowej Zikist Movement -uczyniła ten przewrót koniecznym. W latach niepodległości podstawowe prawa człowieka były przez rząd brutalnie gwałcone. Ludziom odmawiano prawa do życia w wolności i we wzajemnym poszanowaniu. Nie wolno im było mieć własnych opinii. Zorganizowany gangsteryzm polityczny i polityka fałszerstw zamieniły wszelkie wybory w farsę. Zamiast służyć narodowi, politycy zajmowali się rozkradaniem pieniędzy. Rosło bezrobocie i wyzysk, a mała klika stojących u władzy feudalnych faszystów nie znała granic w znęcaniu się nad ludnością".
Tak w swojej krótkiej, powojennej historii wiele krajów Afryki przeżywa już drugi etap. Etap pierwszy to była szybka dekolonizacja, zdobywanie niepodległości. Panował powszechny optymizm, entuzjazm, euforia. Ludzie byli przekonani, że wolność oznacza lepszy dach nad głową, większą miskę, ryżu, pierwsze w życiu buty. Że nastąpi cud -rozmnożenie chleba, ryb i wina. Nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie – gwałtownie przybyło ludności, dla której zabrakło jedzenia, szkół i pracy. Szybko miejsce optymizmu zajęły rozczarowanie i pesymizm. Cała gorycz, wściekłość i nienawiść zwróciły się przeciw własnym elitom, które zajmowały się szybkim i zachłannym napychaniem kiesy. W kraju, w którym nie ma wielkiego prywatnego przemysłu, plantacje należą do cudzoziemców, a banki są własnością obcego kapitału, jedyną drogą zrobienia fortuny jest kariera polityczna.
W sumie – bieda i rozczarowanie tych na dole, chciwość i żarłoczność tych na górze tworzą zatrutą, podminowaną atmosferę, którą wyczuwa wojsko; podając się za obrońcę skrzywdzonych i poniżonych, wychodzi z koszar i sięga po władzę.
Wtorek – tam-tamy wzywaj ą na wojnę
Korespondencja z Nigerii Wschodniej zamieszczona dziś w wychodzącym w Lagos dzienniku „The Daily Telegraph":
„Enugu. – Kiedy wiadomość o aresztowaniu premiera Nigerii Wschodniej drą Michaela Okpary dotarła do jego rodzinnego okręgu Bende, we wszystkich okolicznych wioskach – w Ohuku, Ibeke, Igbere, Akyi, Ohafia, Abiriba, Abam i Nkporo – zaczęły bić wojenne tam-tamy, wzywając bojowników plemienia na wojnę. Wojownikom powiedziano, że jacyś ludzie uprowadzili ich rodaka dra Okparę. Z początku wojownicy sądzili, że to dzieło agentów rządzącej koalicji i postanowili rozpocząć wojnę. Wszyscy właściciele oddali swoje wozy do dyspozycji wojowników. W ciągu kilku godzin stolica Nigerii Wschodniej – Enugu – została zajęta przez armię wojowników plemienia uzbrojonych po zęby w miecze, włócznie, łuki i tarcze. Wojownicy śpiewali pieśni wojenne. W całym mieście dudniły tam-tamy. W tym stanie rzeczy wyjaśniono dowódcom kolumn wojowników, że to armia przejęła władzę, a dr Okpara jest żywy, tyle że przebywa w areszcie domowym. Kiedy wojownicy zrozumieli to, co im powiedziano, wyrazili radość i zaczęli wracać do swoich wiosek".
Czwartek, 20 stycznia – podróż do Ibadanu
Pojechałem do Nigerii Zachodniej dowiedzieć się, co ludzie mówią o przewrocie. Na rogatkach Lagos żołnierze i policjanci kontroluj ą samochody i bagaże. Z Lagos do Ibadanu jest 150 kilometrów zielonej drogi, która biegnie między łagodnymi wzgórzami. W ostatnich miesiącach, w czasie wojny domowej, zginęło na tej drodze wielu ludzi. Nigdy nie wiadomo, kogo spotka się za następnym zakrętem. W rowie leżą popalone samochody, najczęściej są to duże limuzyny z rządowymi numerami. Zatrzymałem się przy jednej – ciągle leżą w niej zwęglone kości. Wszystkie miasteczka przy drodze noszą ślady walk. Szkielety spalonych domów albo domy zrównane z ziemią, puste jamy wypatroszonych sklepów, potłuczone meble, ciężarówki wywrócone kołami do góry, zgliszcza. Pusto, ludzie uciekli, rozproszyli się.