Выбрать главу

Było to słodkie arkadyjskie interludium… mącone jedynie nieobecnością Margrethe. Jednak Katie przekonała mnie, iż ze względu na Jerry’ego (i na nią) powinienem okazać cierpliwość i nie przeżuwać w myślach swej straty. Nie robiłem więc tego, przynajmniej nie za często, w ciągu dnia, a choć noce mogły być gorsze, nawet samotne noce nie były zbyt samotne, gdy matka Rachab pocieszała mnie po tym, jak budziłem się pozbawiony obrony. Była zawsze przy mnie… nie licząc jednej nocy, gdy musiała gdzieś się udać. Sybil przejęła wtedy straż. Katie udzieliła jej szczegółowych instrukcji, więc postępowała tak samo jak ona.

Odkryłem jedną zabawną cechę Sybil. Podczas snu wraca nieświadomie do swego naturalnego kształtu chochlicy, czy afrytki. Staje się wtedy około sześciu cali niższa i ma te małe śliczne różki, które były pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem u niej w „Sans Souci”.

Za dnia pływaliśmy i opalaliśmy się, jeździliśmy konno i urządzaliśmy pikniki pośród wzgórz. Tworząc tę enklawę, Jerry najwyraźniej podwędził wiele mil kwadratowych. Zanosiło się na to, że możemy wędrować tak daleko, jak chcemy, w dowolnym kierunku.

Albo może nie rozumiem, jak się robi takie rzeczy.

Wykreślcie „może”. Wiem tyle o działaniach na Boskim poziomie, co kura o pieprzu.

Jerry był już nieobecny około tygodnia, gdy Rachab pojawiła się na śniadaniu z moim pamiętnikiem.

— Święty Alecu, Lucyfer przysłał instrukcję, że masz go doprowadzić do dnia dzisiejszego i prowadzić dalej na bieżąco.

— Dobrze. Czy może być pisany ręcznie? Albo, jeśli jest tu maszyna do pisania, mogę to jakoś wystukać.

— Pisz ręcznie! Ja przepiszę to na czysto. Robiłam to często dla Księcia Lucyfera.

— Katie, czasami mówisz na niego „Jerry”, czasami „Lucyfer”, nigdy „Szatan”.

— Alec, on woli, by nazywać go „Lucyfer”, ale reaguje na wszystko. „Jerry” i „Katie” to były imiona wymyślone na użytek twój i Margi…

— I „Sybil” — dodała Sybil.

— I „Sybil”. Tak jest. Egret. Czy chcesz powrócić do swego imienia?

— Nie. Myślę, że to fajnie, że Alec — i Marga — nazywają nas imionami, których nikt inny nie zna.

— Chwileczkę — wtrąciłem się. — Tego dnia, gdy spotkałem was po raz pierwszy, wszyscy troje reagowaliście na te imiona, jakbyście nosili je przez całe życie.

— Mama i ja jesteśmy bardzo szybkie w improwizowanym dramacie — odparła Sybil-Egret. — Oni nie wiedzieli, że są czcicielami ognia, zanim nie wtrąciłam tego do rozmowy. Sama też nie wiedziałam, że jestem czarownicą, zanim mama mi nie szepnęła na uszko. Israfel też jest bystry. Miał jednak więcej czasu na zastanowienie się nad swoją rolą.

— A więc ciągnęliśmy drut ze wszystkich stron! Para wiejskich matołków.

— Alec — oświadczyła Katie poważnym tonem. — Lucyfer nic nie czyni bez powodu. Rzadko jednak wyjaśnia swoje motywy. Jego intencje są złe tylko w stosunku do tych, którzy sami kierują się złą wolą… a ty nie jesteś jednym z nich.

Wszyscy troje opalaliśmy się nad basenem, gdy nagle powrócił Jerry. Przemówił natychmiast do mnie, nie zatrzymując się nawet, aby porozmawiać z Katie.

— Ubieraj się! Wyruszamy natychmiast!

Katie zerwała się i pobiegła po moje ubranie. Zostałem ubrany przez obie kobiety z prędkością strażaka odpowiadającego na alarm.

Katie wsunęła mi maszynkę do golenia do kieszeni i zapięła ją.

— Jestem gotów — oświadczyłem.

— Gdzie jego pamiętnik?

Katie ponownie pognała do budynku.

— Mam go!

Przez tę krótką chwilę Jerry osiągnął wzrost dwunastu stóp — i zmienił się. Nadal był sobą, teraz jednak zrozumiałem, dlaczego Lucyfer był znany jako najpiękniejszy ze wszystkich aniołów.

— Pa, pa! — zawołał. — Rachab, zadzwonię, jeśli będę mógł!

Zaczął podnosić mnie z ziemi.

— Zaczekaj! Musimy go z Egret pocałować na pożegnanie!

— Dobra. Tylko żywo!

Tak też zrobiły — dwa czysto formalne buziaki jednocześnie.

Jerry podniósł mnie jak dziecko i wzbiliśmy się pionowo w górę. Ujrzałem przez chwilę „Sans Souci”, pałac i plac, po czym zasłoniły je dym i płomień bijące z czeluści. Po chwili opuściliśmy ten świat. W jaki sposób podróżowaliśmy, jak długo to trwało i dokąd dotarliśmy, nie potrafię powiedzieć. Przypominało to ten niekończący się upadek do piekła, było jednak wygodniejsze dzięki ramionom Jerry’ego. Przypominało mi to, jak — gdy byłem małym dzieckiem dwu — lub trzyletnim — ojciec czasami brał mnie w ramiona po kolacji, i nie wypuszczał, dopóki nie zasnąłem.

Wydaje mi się, że zasnąłem. Po dłuższym czasie obudziłem się z poczuciem, że Jerry opada do lądowania. Po chwili opuścił mnie na ziemię i postawił na nogi.

Działało tu przyciąganie. Czułem swą wagę i słowo „dół” odzyskało znaczenie. Nie sądzę jednak, żebyśmy znajdowali się na planecie.

Wydawało się, że stoimy na ganku czy podmurówce jakiegoś niewiarygodnie wielkiego budynku. Nie mogłem go dostrzec, gdyż znajdowaliśmy się tuż przed nim. W jakimkolwiek kierunku spoglądałem, nie było widać nic, poza bezkształtnym półmrokiem.

— Dobrze się czujesz? — zapytał Jerry.

— Tak. Chyba tak.

— Dobrze. Posłuchaj uważnie! Za chwilę zaprowadzę cię, abyś ujrzał, nie, został ujrzany, przez Istotę, która jest dla mnie i dla mojego brata, twojego boga, Jahwe, tym, czym Jahwe jest dla ciebie? Rozumiesz?

— Hmm… może. Nie jestem pewien.

— A ma się do B, jak B do C. Dla tej Istoty twój pan bóg Jehowa jest odpowiednikiem dziecka budującego na plaży zamki z piasku, a potem niszczącego je w napadach dziecinnej wściekłości. Sam również jestem dla Niego dzieckiem. Spoglądam na Niego tak, jak ty na swego potrójnego boga — ojca, syna i ducha świętego. Nie oddaję tej Istocie czci jako Bogu. Ona nie wymaga, nie oczekuje i nie pragnie podobnego lizusostwa. Możliwe, że Jahwe jest jedynym bogiem, który oddaje się temu dziwacznemu nałogowi. Przynajmniej sam nie słyszałem o żadnej planecie, czy innym miejscu w żadnym ze wszechświatów, gdzie oddawano by cześć bogom. Jestem jednak młody i mało podróżowałem.

Jerry przyglądał mi się uważnie. Wyglądał na zakłopotanego.

— Alec, może ta analogia wyjaśni ci sprawę. Czy w młodości zabierałeś kiedyś jakieś zwierzę domowe do weterynarza?

— Tak. Nigdy mi się to nie podobało, bo one bardzo się tego bały.

— Mnie to się też nie podoba. No dobrze, a więc wiesz jak to jest, gdy się zaprowadzi chore lub ranne zwierzę do weterynarza. Musisz czekać, aż doktor zadecyduje, czy da się je wyleczyć, czy też jedyne, co można uczynić, to skrócić męczarnie biednego stworzenia. Mam rację?

— Tak. Jerry, chcesz mi powiedzieć, że sytuacja jest niejasna. Niepewna.

— Całkowicie niepewna. Nie ma precedensów. Nigdy jeszcze żaden człowiek nie został doprowadzony na ten poziom. Nie wiem, co On uczyni.

— Zgoda. Ostrzegłeś mnie, że trzeba będzie podjąć ryzyko.

— Tak jest. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. Ja też, choć myślę, że tobie grozi znacznie większe. Mogę cię jednak zapewnić o jednym, Alec — jeśli To postanowi cię unicestwić, nie dowiesz się o tym. Ono nie jest sadystycznym Bogiem.

— Więc to jest „Ono” czy „On”?

— Hmm… używaj formy „On”. Jeśli przyjmie kształt cielesny, będzie to zapewne postać ludzka. Możesz się wtedy do Niego zwracać: „Panie Przewodniczący” lub „Panie Kościej”. Traktuj Go tak, jak traktowałbyś człowieka znacznie starszego od siebie, którego darzysz wielkim szacunkiem! Nie bij pokłonów ani nie okazuj czci! Zachowuj się odważnie i mów prawdę! Jeśli będziesz musiał zginąć, uczyń to z godnością.