Ponownie zagwizdał czy zanucił przez zęby.
— Musimy spojrzeć na sprawę głębiej.
Gdy przybyliśmy, gabinet Pana Kościeja wydawał się mały. Teraz przebywało w nim kilka osób: kolejny anioł, bardzo podobny do Jerry’ego, lecz starszy i ze skrzywioną twarzą, której wyraz nie przypominał łatwo udzielającej się jowialności mojego przyjaciela, następny starszy typ w długim płaszczu, wielkim kapeluszu z szerokim rondem i przepaską na oku, na którego ramieniu siedziała wrona i — niech go, co za bezczelność! — Sam Crumpacker, ten krętacz z Dallas.
Za Crumpackerem ustawiło się w kolejce trzech dobrze odżywionych typów, którzy wydali mi się skądś znajomi. Byłem pewien, że już ich gdzieś widziałem.
Nagle przypomniałem sobie. Wygrałem od każdego z nich po setce (czy może po tysiącu?) w najbardziej lekkomyślnym z zakładów.
Ponownie spojrzałem na Crumpackera i rozgniewałem się jeszcze bardziej. Ten łobuz miał teraz moją twarz!
Zwróciłem się do Jerry’ego, szepcząc niespokojnie:
— Widzisz tego faceta tam? To on…
— Zamknij się!
— Ale…
— Siedź cicho i słuchaj!
— Kto wniósł skargę? — odezwał się brat Jerry’ego. — Chcecie, żebym przybrał postać Jezusa, żeby wam to udowodnić? Fakt, iż niektórym z nich się udaje, dowodzi, że to nie jest zbyt trudne. W tym ostatnim rzucie było ich siedem i jedna dziesiąta procenta, nie licząc golemów. Za mało? A kto tak mówi?
Stary gość w czarnym kapeluszu stwierdził:
— Uważam, że każdy wynik poniżej pięćdziesięciu procent to porażka.
— Co ty nie powiesz? A kto tracił wpływy na moją rzecz rok za rokiem przez całe tysiąclecie? Co ty robisz z twoimi stworzeniami, to twój interes. Mój, co ja robię z moimi!
— Właśnie dlatego tu jestem — odparł facet w wielkim kapeluszu. — Poważnie zakłóciłeś życie jednego z moich stworzeń.
— To nie ja! — Jahwe wskazał kciukiem na faceta, który w jakiś sposób zdołał wyglądać jednocześnie jak ja i jak Sam Crumpacker. — To on! Mój szabesgoj! Zbyt brutalny? A czyj on jest, powiedz mi, czyj?
Pan Kościej stuknął w mój pamiętnik i przemówił do faceta o mojej twarzy:
— Loki, w ilu miejscach tej opowieści występujesz?
— Zależy, jak liczyć, Szefie. W ośmiu lub dziewięciu, jeśli policzyć same wejścia. W całej, jeżeli wziąć pod uwagę, że spędziłem cztery bite tygodnie na rozmiękczaniu tej ryżej nauczycielki, żeby padła na plecy z wywieszonym ozorem, gdy tylko pojawi się nasz prostaczek boży.
Jerry oparł swą wielką pięść na mym lewym ramieniu.
— Tylko spokojnie!
— I Jahwe mi nie zapłacił — ciągnął Loki.
— Czemu miałem płacić? Kto wygrał?
— Oszukałeś! Miałem już twojego zawodnika, twojego bigota pierwszej klasy, na widelcu, gdy ogłosiłeś przedwcześnie sąd ostateczny. On tu siedzi. Zapytaj go! Zapytaj, czy wciąż przysięga na twoje imię, czy raczej cię przeklina! Zapytaj i zapłać! Muszę uiścić rachunki za amunicję!
— Oświadczam, że ta dyskusja jest nie na miejscu — stwierdził Pan Kościej. — Ten gabinet to nie punkt totalizatora. Jahwe, skarga przeciwko tobie opiera się najwyraźniej głównie na zarzucie, iż traktujesz swoje stworzenia w sposób niekonsekwentny.
— Mam je całować czy jak? Nie zrobi się omletu bez tłuczenia jaj.
— Mów na temat. Odbyłeś próbę na zniszczenie. Nie jest istotne, czy była ona niezbędna ze względów artystycznych. Jednak na koniec próby zabrałeś jedno ze stworzeń do nieba, pozostawiając drugie, ukarałeś obydwa. Dlaczego?
— Obowiązują jednakowe zasady. Nie spełniło wymagań.
— Czy to nie ty jesteś bogiem, który zabronił zawiązywać pysk wołowi młócącemu?
W następnej chwili, którą sobie przypominam, stałem na biurku Pana Kościeja, spoglądając w jego olbrzymią twarz. Myślę, że Jerry mnie tam postawił.
— Czy to ono? — zapytał Pan Kościej.
Spojrzałem w kierunku, w którym wskazywał i o mało nie zemdlałem. Marga!
Margrethe zimna i martwa i zamknięta w bryle lodu w kształcie trumny, która zajmowała większą część biurka i zaczynała topnieć.
Pragnąłem rzucić się w tamtą stronę, lecz stwierdziłem, że nie mogę się ruszyć.
— Myślę, że to wystarczająca odpowiedź — ciągnął Pan Kościej. — Odynie, jakie jest jego przeznaczenie?
— Zginęła w walce podczas Ragnarok. Zasłużyła sobie na cały cykl w Walhalli.
— Posłuchajcie go! — zadrwił Loki. — Ragnarok się jeszcze nie skończył. Tym razem ja wygrywam. Ta „pige” jest moja! Wszystkie duńskie dziewczyny są chętne, ale ta to prawdziwy dynamit! — Uśmiechnął się głupawo i mrugnął do mnie. — Nieprawda?
— Nudzisz Mnie, Loki — odezwał się Przewodniczący spokojnym tonem i Loki nagle zniknął. Zniknęło nawet jego krzesło.
— Odynie, czy możesz ją odstąpić na część tego cyklu?
— Na jak długo? Zasłużyła sobie na miejsce w Walhalli.
— Na czas nieokreślony. To stworzenie wyraziło gotowość zmywania naczyń przez „całą wieczność”, aby o nią zadbać. Można wątpić, czy zdaje sobie ono sprawę, jak długo trwa „wieczność”… jednakże jego opowieść wskazuje, że podchodzi ono do sprawy bardzo poważnie.
— Panie Przewodniczący, moi wojownicy — zarówno mężczyźni, jak i kobiety — którzy zginęli w honorowej walce, nie są moimi niewolnikami, lecz są mi równi. Jestem dumny z tego, że jestem pierwszy wśród takich równych. Nie stawiam przeszkód… o ile ona się zgodzi.
Ogarnęła mnie radość. Nagle Jerry, stojący po drugiej stronie pokoju, szepnął mi prosto do ucha:
— Nie żyw zbyt wiele nadziei! Dla niej mogło upłynąć nawet tysiąc lat. Kobiety z czasem zapominają.
— Utkane wzorce nie zostały naruszone, prawda? — zapytał Przewodniczący.
— A kto zniszczy kopie akt? — odparł Jahwe.
— Zregenerujesz je w miarę potrzeby.
— A kto za to zapłaci?
— Ty. To kara, która nauczy cię przywiązywać wagę do konsekwencji.
— Aj waj! Wszystkie proroctwa pospełniałem! A teraz On mi mówi, że jestem niekonsekwentny! To ma być sprawiedliwość?
— Nie. To jest Sztuka. Alexandrze! Spójrz na Mnie!
Spojrzałem w Jego olbrzymią twarz. Jej oczy przykuły mnie do miejsca. Stawały się coraz większe i większe. Runąłem naprzód i wpadłem prosto w nie.
XXIX
Nie ma pamięci po tych, co byli,
ani też o tych, co będą,
nie będzie pamięci u tych,
co będą później.
Tego tygodnia Margrethe i ja, przy pomocy naszej córki Gerdy robimy w naszym domu i zakładzie prawdziwe skandynawskie sprzątanie, ponieważ Farnsworthowie — nasi przyjaciele z Teksasu, nasi w ogóle najlepsi przyjaciele — przyjeżdżają do nas w odwiedziny. Dla Margi i dla mnie wizyta Jerry’ego i Katie jest jak Boże Narodzenie i Czwarty Lipca połączone razem. Podobnie dla dzieciaków. Sybil Farnsworth jest w wieku Ingi i dziewczęta przyjaźnią się ze sobą.
Ta okazja będzie szczególna, ponieważ przyjedzie z nimi Patricia Marymount. Pat jest naszą przyjaciółką niemal równie długo jak Farnsworthowie oraz najmilszą osobą na świecie. Jest nauczycielką i starą panną, ale nie jest w najmniejszym stopniu zdziwaczała.
Dzięki Farnsworthom odwróciła się nam karta. Marga i ja spędzaliśmy w Meksyku miesiąc miodowy, gdy nadeszło trzęsienie ziemi, które zniszczyło Mazatlan. Nic nam się nie stało, ale przeżyliśmy ciężki okres. Straciliśmy paszporty, pieniądze i czeki podróżne. W połowie drogi do domu spotkaliśmy Farnsworthów i to wszystko odmieniło. Skończyły się nasze kłopoty. Wróciliśmy co prawda do Kansas bez niczego, poza moją maszynką do golenia (pamiątka o dużej wartości sentymentalnej. Marga dała mi ją podczas miesiąca miodowego. Używam jej do dziś).