Pochwalił Dom Alfons Henriques, oprócz sprawnego zastosowania nauk biblijnych, umiarkowany ton wypowiedzi Saheria z Archelles, choć równie wątpliwej w podstawowych treściach jak wypowiedź Guilhama Długiej Strzały, zważającej jednak nie tylko na formę, lecz i na dobór słów, i po kilkuminutowych pertraktacjach z arcybiskupem Bragi i biskupem Porto, dla których musiał zejść z kamienia, ponownie się nań wdrapał i rzekł, Wiedzcie, panowie, iż ta portugalska ziemia, do której przybyliście, była miejscem, nie tutaj, lecz bardziej na południe i nie dalej jak osiem lat temu, cudownego objawienia się Chrystusa Pana Naszego, który, choć nie jestem Jozuem, a moi ludzie Hebrajczykami, spowodował zwycięstwo nad wrogami straszniejszymi niż ci tutaj, patrzący na nas i drżący z przerażenia, zwycięstwo, powiadam, nie mniej wspaniałe niż to w Jerychu i im podobne, a skoro byliśmy w stanie dokonać takiego czynu, może też przed murami Lizbony ponownie pojawi się Zbawiciel Świata, a wówczas, jeśli taka będzie Jego wola, równie mało znacząca będzie nasza i wasza sztuka wojenna, bo razem bylibyśmy zaledwie olśnionymi świadkami mocy i majestatu Boga. Gdy król przemawiał, arcybiskup i biskup z aprobatą kiwali głowami, a kiedy zakończył przemowę w tak błyskotliwy sposób, obaj w zachwycie zaczęli bić brawo, a pozostali Portugalczycy przyłączyli się z nie mniejszym entuzjazmem. Krzyżowcy spojrzeli po sobie w zakłopotaniu, przez chwilę nie wiedzieli, co odpowiedzieć, i w końcu Idzi z Rolim zabrał głos, aby powiedzieć, Macie słuszność, panie, iż bez żadnego wysiłku mógłby to sprawić Chrystus Nasz Pan, lecz w tej chwili nie chcemy wiedzieć, co On mógłby zrobić, ale co zrobił, i dlatego prosimy, byście przedstawili nam dokładnie historię tak wspaniałego zwycięstwa, dla poznania którego, z tego, co zrozumieliśmy, warto było odbyć tak długą i żmudną podróż do waszej ziemi i jak dotąd jeszcze ziemi Maurów. Ponownie porozumiał się król z arcybiskupem i biskupem, a gdy wszyscy się zgodzili, rzekł, Słuchajcie więc.
Zadzwonił telefon. Ma stary dzwonek, z tych co to wstrząsają całym mieszkaniem, a koncentracja Raimunda Silvy była tak wielka, że niespodziewany przestrach sprawił, iż ręka poczyniła gwałtowny ruch i rysę na papierze, jakby świat, znienacka przyspieszając, przesunął się pod długopisem. Odebrał, zapytał, Kto mówi, i natychmiast rozpoznał głos telefonistki z wydawnictwa, łączę z panią doktor Marią Sarą, powiedziała. Czekając, spojrzał na zegarek, za dziesięć szósta, Jak ten czas szybko minął, bo rzeczywiście czas minął szybko, ale ta myśl była tylko wątłym zabezpieczeniem, tak jak zasłona rzadkiego dymu, który wiatr rozprasza i rozwiewa, podczas gdy Raimundo Silva myślał, Jak ten czas szybko minął, ten drugi czas, ten, do którego nagle został przerzucony, sprawiał wrażenie bardzo powolnego, był przerwą w przedłużonej wibracji, prawa ręka spoczywająca na kartce zaczęła jakby nieznacznie drżeć. Nagle telefonistka powiedziała jak zwykle, Jest pani połączona, pani doktor, Raimundo Silva zacisnął pięść, czas znowu stał się mętny, zagmatwany, po czym rozlał się, popłynął swym naturalnym biegiem, Dzień dobry, panie Raimundzie Silva, Dzień dobry, pani doktor, Jak się pan ma, Ja świetnie, a pani doktor, Bardzo dobrze, ciągle organizuję pracę, i właśnie zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć, jak panu idzie poprawianie tego tomiku poezji, Właśnie skończyłem go przeglądać, pracowałem nad nim przez cały dzień, jutro mogę zanieść go do wydawnictwa, Aha, przez cały dzień pan nad nim pracował, Niezupełnie, jakieś dwie godziny poświęciłem na lekturę powieści, którą mi przyniósł pan Costa, Dobrze wykorzystał pan czas, Nie mam nic innego do wykorzystania, To bardzo interesujące zdanie, Być może, ale zostało wypowiedziane bez żadnych intencji, wymknęło mi się nieopatrznie. Prawdopodobnie dobrze panu z tym, To znaczy z czym, Mówieniem bez myślenia, robieniem bez myślenia, Zawsze uważałem siebie za osobę rozważną, wydaje mi się, że taki właśnie jestem, rozważny, Chociaż poddaje się pan impulsom, Pani doktor, bardzo proszę, jeśli bezustannie będę musiał słuchać aluzji do tego, co się wydarzyło, lepiej znajdę sobie pracę w innym wydawnictwie, Nie chciałam pana urazić, przepraszam, więcej nie powiem nic na ten temat, Byłbym wdzięczny, Dobrze, proszę więc przynieść mi jutro ten tekst, a co do powieści, to skoro może pan pracować nad nią przez cały dzień, mam nadzieję, że też szybko ją pan skończy, Nie zajmie mi to wiele czasu, niech pani będzie spokojna, jestem spokojna, panie Raimundzie Silva, wiem, że mogę liczyć na pańską współpracę, Nigdy nie zawiodłem kogoś, kto raz okazał mi zaufanie, Proszę więc mnie nie zawieść, Tak będzie, Do jutra, panie Raimundzie Silva, Do jutra, pani doktor. Ręka trzymająca słuchawkę poszybowała w powietrzu, powoli została opuszczona i gdy dosięgnęła widełek, pozostała na miejscu, jakby nie chciała się oderwać od aparatu albo oczekiwała jakiegoś słowa, które jeszcze mogło zostać wypowiedziane. Lepiej by było, gdyby Raimundo Silva zajął się innymi, tymi, które już zostały wypowiedziane, każdy spostrzegłby na przykład, że pani doktor Maria Sara nie uwierzyła w jego oświadczenie, że przez cały dzień zajmował się tomikiem poezji, nawet po dodaniu kilku wiarygodnych godzin poświęconych lekturze powieści, jednakże nie mogła ona, na pewno nie mogła wiedzieć, czym wypełnił czas tego dnia, oddała się przypuszczeniom, typowym dla kobiety, wszystkie wyobrażają sobie, że są cudownymi sybillami i pytiami, aż okazuje się, że mylą się jak najbardziej przeciętny mężczyzna, którego zwykle traktują z ironiczną i pobłażliwą dobro-dusznością. Ale najbardziej niepokoiło Raimunda Silvę, że ona powiedziała, i to poważnym tonem, nawet jeśli nie zaakcentowała za bardzo tych słów, Proszę mnie nie zawieść, z pewnością nie odnosiło się to do wielokrotnie dowiedzionego profesjonalizmu kogoś, kto przez całe życie zawodowe, proszę o wybaczenie powtórzenia, ale zawsze zapominamy o słowie zawodowe, popełnił tylko jeden błąd, a i ten został odkryty, wina wyznana i szczęśliwie odpuszczona. Wyłączyć należy rzecz jasna motywy bardziej intymne, gdyż łączące ich związki z góry je wykluczają, wysoce prawdopodobna jest zatem aluzja do wcześniejszej rozmowy w wydawnictwie i sugestii napisania Nowej historii oblężenia Lizbony, do czego nagle, i to podwójnie, poczuł się zobowiązany, nie tylko dlatego, że już rozpoczął, ale też dlatego, że z nie mniejszą powagą odpowiedział, Nie zawiodę pani, choć w owej chwili nie wiedział jeszcze, co mówi.