Raimundo Silva spojrzał na kartkę, Słuchajcie więc, chwycił długopis, aby kontynuować opowiadanie, ale spostrzegł, że ma pustkę w głowie, znowu biała kartka, albo czarna od nakładających się na siebie słów, krzyżujących się, nierozszyfrowywalnych. Po deklaracji Dom Alfonsa Henriquesa mógł jedynie opowiedzieć cud z Ourique jego własnymi słowami, rzecz jasna okraszając opowieść porcją współczesnego sceptycyzmu, zresztą uprawomocnionego przez wielkiego Herculano, i popuszczając wodze językowi, choć nie tracąc umiaru, jako że redaktorzy nie są zwykle zbyt śmiałymi heroldami w kwestiach poddanych tak ścisłej kontroli przez opinię publiczną. Jednakże spadło napięcie albo zostało zastąpione przez inne, może impuls pojawi się trochę później, w nocnej godzinie, jako nowa inspiracja, bo jak mawiają autorytety w tej materii, nic nie można bez niej zrobić. Raimundo Silva słyszał, że w takich momentach lepiej nie zmagać się z tym, co zwiemy naturą, lepiej pozwolić, by ciało podążało za zmęczeniem ducha, a szczególnie żeby jedno nie walczyło przeciwko drugiemu, bez względu na to, jak bardzo heroiczne i budujące bywają historie takich zmagań, i jest to mądra opinia, chociaż nie należy do najbardziej lubianych przez tych, którzy zawsze lepiej wiedzą, co każdy z nas powinien zrobić, ale brak im woli, by zastosować tę wiedzę do siebie. Król ciągle obwieszcza, Słuchajcie więc, ale to porysowana płyta, zdanie ciągle się powtarza, powtarza, hipnotycznie powtarza. Raimundo Silva przeciera zmęczone oczy, strona w mózgu jest pusta, została zapisana do połowy, prawą ręką przyciąga do siebie Kronikę Dom Alfonsa Henriquesa autorstwa brata Antonia Brandao, która posłuży mu za przewodnik, gdy tej nocy albo następnego dnia wróci do opowiadania, i nie mogąc teraz pisać, czyta drugi jej rozdział, by zaznajomić się z mitycznym wydarzeniem, Wojsko przyprowadzone przez dzielnego księcia Dom Alfonsa Henriquesa nie było wystarczająco godne zaufania, by mógł on spokojnie zaznać odpoczynku, także myśli zajęte wspaniałością obecnego przedsięwzięcia nie pozwalały na uspokojenie i sen. Wtenczas aby rozproszyć ową dolegliwość, sięgnął po świętą Biblię, którą był posiadał w swym namiocie, a pogrążywszy się w lekturze, zrazu natknął się na zwycięstwo Gedeona, znamienitego wodza narodu żydowskiego, który to z trzystoma ludźmi pokonał czterech królów Madianitów i ich wojsko, zasiekłszy sto dwadzieścia tysięcy mężczyzn, nie licząc wielkiej liczby poległych przy pościgu. Rad był książę z tak szczęsnego trafu i biorąc to zwycięstwo za dobrą wróżbę, utwierdził się jeszcze bardziej w przekonaniu o słuszności decyzji wydania bitwy, i z płonącym sercem i oczyma zwróconymi w niebo uderzył w te słowa, Wiesz o Panie mój, Jezu Chryste, że w Twej służbie i z Twym świętym imieniem na uściech wyruszyłem na bój z wrogi Twemi; Ty, który wszechmogącym jesteś, wspomóż i natchnij siłą mnie i wojsko moje, byśmy zwyciężyli onych, albowiem zaiste bluźnią wielce przenajświętszemu imieniu Twemu. Gdy słowa owe wypowiedział, w sen zapadł lekki i śnić począł, iż doźrzał starca o czcigodnym obliczu, któren rzekł mu, iżby ducha nie tracił, bo batalię ową zwycięży, a na znak, iż jest wybranym i ulubionym przez Boga, nim do bitwy stanie, na własne oczy uźrzy świata Zbawiciela, co zaszczycić chce go wyniosłym obrazem swoim. Gdy znajdował się książę w tym radosnym śnie, nie śpiąc twardo ani nie będąc całkowicie rozbudzonym, wszedł do namiotu Joao Fernandes de Sousa z jego świty i oznajmił, iż przybył mąż jakiś stary i żąda posłuchania w sprawie, co jak twierdził, niezwykle istotną była. Kazał książę wprowadzić onego, jako że chrześcijaninem był, a gdy tylko użrzał jego, pojął, że człek ów we śnie nawiedził go był, co jako miód na serce spłynęło jego. Dobry starzec powtórzył słowa we śnie posłyszane, a upewniwszy go co do zwycięstwa, dodał, by Panu się zawierzył, gdyż lubym Mu jest, i że na niego i na potomków jego zwrócił Bóg litościwe oczy swoje aż do szesnastego pokolenia, bo wtedy gasnąć pocznie ród, lecz nawet wtenczas Pan zwracać na nich oczy będzie. Rzekł, że przez niego Pan sam oznajmia, że kiedy następnej nocy usłyszy dzwon pustelni jego, w której mieszka od lat już sześćdziesięciu, dzięki szczególnemu miłosierdziu ochraniany przez Najwyższego, niechaj wyjdzie w pole, gdyż pragnieniem Boga jest okazanie mu swej wielkiej łaski. Wysłuchawszy tak znamienitego posłańca, katolicki książę ugościł go z należną czcią i w pokorze złożył Bogu bezmierne dziękczynienie. Wyszedł z namiotu dobry starzec i powrócił do swej pustelni, a książę, oczekując umówionego znaku, na żarliwej modlitwie resztę nocy spędził aż do drugiej wilii, kiedy to usłyszał bicie dzwonu; uzbrojony więc w tarczę i miecz opuścił obozowisko i zwróciwszy oczy do nieba, uźrzał we wschodniej stronie blask wspaniały, z każdą chwilą się rozszerzający i powiększa-
jacy. Dożrzał w nim zbawienny znak świętego krzyża i przybitego doń Zbawiciela świata, otoczonego kołem przez wielką mnogość aniołów, którzy pod postacią przepięknych młodzieńców jawili się odziani w lśniące bielą szaty, i użrzał książę, iż krzyż ogromnej był wielkości i wznosił się nad ziemię niemal tuzin łokci. Olśniony tak wspaniałą wizją, z bogobojnością i czcią należną obecności Odkupiciela odłożył książę broń, odrzucił królewskie szaty i bosy padł na kolana, i zalawszy się łzami, począł błagać Pana, by ochronił jego wasali, i rzekł: Jakież to zasługi odnalazłeś, Boże mój, w grzeszniku tak zaprzańczym, by mnie obdarzać łaską tak znakomitą? Azali czynisz to, by wiarę mą umocnić, nie jest to koniecznem, gdyż od chrztu świętego za jedynego prawdziwego Boga Ciebie mam, z Dziewicy Świętej syna człowieczego i boskiego z Ojca Wieczystego. Wprzódy niewierni cieszyć się winni wielkością cudu tego, by poznawszy Ciebie, nienawiścią do swych błędów zapałać mogli. Natenczas Bóg słodkim głosem uszu księcia dobiegającym rzekł mu te słowa: Nie objawiłem się tobie, by wiarę twą umacniać, lecz by serce twe wzmocnić w tej wyprawie i na skale twardej początki królestwa twego położyć. Bądź ufnym, jako że nie tylko batalię tę zwyciężysz, lecz wszystkie, jakie tylko wrogom wiary katolickiej wydasz. Ludzi twych gotowych i skorych do bitwy znajdziesz, a prosić usilnie ciebie będą, byś z tytułem królewskim do boju tego stanął; nie wahaj się go przyjąć, lecz wolno próśb usłuchaj, bo jam jest stwórcą i niszczycielem imperiów świata tego i z tobą i twoim ludem chcę zbudować dla mnie królestwo, dzięki któremu imię moje do obcych ludów zaniesione będzie. I aby twoi potomni znali, z czyich rąk królestwo otrzymali, broń twą kupisz za cenę, za jaką ja kupiłem ród ludzki, cenę, jaką za mnie zapłacili Żydzi, i będzie to królestwo uświęcone, kochane przeze mnie za czystość wiary i najwyższą pobożność. Książę Alfons, usłyszawszy tak niebywałą obietnicę, ponownie padł na kolana i wielbiąc Pana, rzekł Mu: Z racji jakichże to zasług obdarzasz mnie, mój Boże, tak wyjątkową łaską? Skoro jednak już tak jest, zwróćże swe łaskawe oczy na potomków, których mi przyrzekasz, uchowaj przed nieszczęściem naród portugalski, a jeśli przeciw niemu planujesz jaką karę, błagam, byś wprzódy mnie i mych potomków ukarał, a lud ochronił, gdyż kocham go jak syna jedynego. Na wszystko odpowiedział Pan dobrym słowem, iż nigdy od niego ani jego potomnych oczu litościwych nie odwróci, bo obrał ich za swoich robotników i żniwiarzy, aby wielkich zbiorów dokonali w odległych krainach. Po czym rozpłynęła się wizja, a książę Alfons przepełniony mocą i radością ducha, co zrozumiałe, powrócił do obozowiska i schronił się w swym namiocie.
Raimundo Silva zamknął książkę. Choć był zmęczony, miał ochotę kontynuować lekturę, śledzić wydarzenia aż do całkowitego rozgromienia Maurów, lecz Idzi z Rolim, zabierając głos w imieniu towarzyszących mu rycerzy, oznajmił królowi, że krzyżowcy, dowiedziawszy się niniejszym o pamiętnym cudzie dokonanym przez Pana Jezusa w krainie także bardzo odległej, na południe od Castro Verde, w miejscu zwanym Ourique, w prowincji Alentejo, następnego dnia o poranku udzielą mu odpowiedzi. Po czym wymieniwszy pozdrowienia i dopełniwszy wymaganego etykietą ceremoniału, oddalili się do swych namiotów.
Król spał źle, snem niespokojnym i przerywanym, lecz zarazem ciężkim i ciemnym, jakby nigdy już się nie miał obudzić, i był to sen pozbawiony przyjemnych widzeń i koszmarów, nie pojawił się żaden starzec o czcigodnym wyglądzie zapowiadający słodki cud, Oto jestem, żadna kobieta krzycząca, Oszczędź mnie, jestem twoją matką, jedynie gęsta i nieprzenikniona ciemność zdawała się otulać mu serce i zaślepiać je. Budził się spragniony i wołał o wodę, pił łapczywie i podchodził do wyjścia, aby spoglądać w noc, zniecierpliwiony powolnym przesuwaniem się gwiazd. Była pełnia, z tych co to zmieniają świat w upiorne zjawisko, kiedy wszystkie rzeczy, żywe i nieożywione, szepczą tajemnicze objawienia, jednak każda szepcze swoje i wszystkie się rozmijają, dlatego nie potrafimy ich zrozumieć i cierpimy z powodu przygnębienia męczącego tych, co niemal zrozumieli, a jednak dalej nic nie wiedzą. Zatoka rzeki mieniła się pomiędzy wzgórzami, rzeka pędziła wody jak blask sławy, a ogniska na tarasach zamku i grube pochodnie oznaczające każdy z okrętów krzyżowców lśniły jak błędne ogniki w rozświetlonej ciemności. Król spoglądał to na jedną, to na drugą stronę, wyobrażał sobie, jacy są ci Maurowie i ci Franko-wie patrzący na portugalskie obozowisko, jakie są ich myśli, jaki strach i pogarda, jakie plany bitewne, jakie decyzje. Wracał na pryczę, na niedźwiedzią skórę nieodmiennie służącą mu za posłanie, i czekał na sen. Słychać było głosy rontów, czasem szczęk oręża, tańczyły cienie na ścianach namiotu od płomienia zapalonej świecy, potem król wkraczał w ciszę i w ciemną nieskończoność i zasypiał.