Выбрать главу

Następna mapa skupiała się na zachodnim rejonie górskim, przedstawionym na pierwszej o wiele ogólniej. Występowały na niej te same oznaczenia «x" i w takiej samej konfiguracji jak na tamtej. Pojawiła się jakaś mniejsza rzeka wijąca się pośród gór. I znów żadnych nazw. Na górnym marginesie Rossi napisał: Powtarzają się jakieś wersety koraniczne. Tak, Rossi był jak zwykle drobiazgowy i dokładny. Niestety mapy, jak dotąd, były zbyt proste i niedokładne, abym na ich podstawie mógł ustalić, jakich rejonów dotyczyły. Zawiedzione nadzieje trawiły mnie niczym gorączka. Musiałem jednak wziąć się w garść i skupić nad dalszą pracą.

Trzecia mapa rzucała więcej światła na badane zagadnienie, choć w tamtej chwili nie byłem jeszcze pewien, co z niej wyczytam. W ogólnym zarysie przypominała mapę z mojej książki ze smokiem i z identycznego egzemplarza Rossiego, choć gdyby Rossi nie odkrył tego faktu, sam bym tych podobieństw nie zauważył. Na kopii widniały te same trójkątne wierzchołki, a jeden z nich szczególnie wyciągał się na wschód niczym złożone skrzydła smoka. Na tym szkicu szczyty były już bardzo wysokie, tworzyły potężne grzbiety górskie, rozciągające się z północy na południe. Między nimi płynęła rzeka, tworząc w pewnym miejscu rozległy akwen wodny. Dlaczego nie mogłoby to być owo jezioro Snagov w Rumunii, gdzie na wyspie, wedle legend, pochowano Draculę? Rossi zauważył, że na tym utworzonym przez płynącą rzekę szerokim basenie wodnym nie było żadnej wyspy. Poza tym akwen ów w niczym nie przypominał jeziora. Znów pojawiły się maleńkie «x", tym razem opatrzone napisami w cyrylicy. Zakładałem, że są to wioski, o których wspominał Rossi.

Pośród porozrzucanych po całej mapie nazw wiosek zauważyłem kwadracik opatrzony uwagą Rossiego po arabsku: Bezbożny Grób Tego, Który Zabija Turków. Nad kwadracikiem widniał naszkicowany z talentem wizerunek malutkiego smoka, ze zdobiącym jego głowę zamkiem. Pod spodem dostrzegłem greckie litery i ich tłumaczenie na angielski dokonane przez Rossiego: W tym miejscu znalazł przytułek w złu. Czytelniku, odkop go za pomocą słowa. Inkantacja ta zawierała w sobie jakiś niebywały czar, wręcz zniewalała. Otworzyłem usta, by wypowiedzieć ją na głos, lecz w ostatniej chwili opamiętałem się i zamknąłem buzię na kłódkę. A jednak jeszcze przez kilkanaście sekund słowa te rozbrzmiewały mi pod czaszką niczym wersy jakiejś piekielnej poezji.

Odsunąłem mapy na bok. Ich widok mnie przerażał – dokładnie tak mówił o tym Rossi. A co dziwniejsze, miałem przecież przed sobą tylko kopie, a nie oryginały. Ale ostatecznie, jaki miałem dowód na to, że Rossi wszystkiego nie spreparował, rysując te mapy dla żartu? Poza listami nie dysponowałem żadnymi oryginalnymi źródłami. Bębniłem palcami po blacie biurka. Tego wieczoru zegar w moim gabinecie tykał wyjątkowo głośno, a dobiegający zza okna szum ulicy wydawał się większy niż zwykle. Od wielu godzin nie miałem nic w ustach, cierpły mi nogi, ale nie umiałem oderwać się od pracy. Popatrzyłem przelotnie na mapę drogową Bałkanów, ale nic szczególnego w niej nie odkryłem… żadnych ręcznych uwag ani zapisków. Broszura dotycząca Rumunii też nie wnosiła nic nowego z wyjątkiem dziwacznej angielszczyzny, w jakiej została napisana. Na przykład: Skorzystaj z naszych barwnych i przerażających okolic. Pozostały mi jeszcze do przejrzenia notatki napisane ręką Rossiego oraz zawartość niewielkiej, zapieczętowanej koperty, która od początku zwróciła moją uwagę. Ją chciałem zostawić na koniec, ale że była zapieczętowana, nie potrafiłem poskromić ciekawości. Sięgnąłem po nóż do papieru, ostrożnie złamałem pieczęć i wyjąłem z koperty kartkę papieru listowego.

I znów miałem przed sobą trzecią mapę z wizerunkiem smoka, wijącą się rzeką i piętrzącymi się karykaturalnie wierzchołkami gór. Skopiowana została czarnym atramentem, podobnie jak wersja Rossiego, ale inną ręką – doskonała kopia, lecz przyjrzawszy się bliżej, skonstatowałem, że litery są bardziej stłoczone, nieco archaiczne i ozdobne. List Rossiego wprawdzie powinien był przygotować mnie na widok tej jedynej różnicy w stosunku do pierwszej wersji mapy, jednak i tak doznałem prawie psychicznego wstrząsu. Nad kwadracikiem oznaczającym grobowiec, którego strzegł smok, widniały słowa: «Bartolomeo Rossi".

Zwalczyłem wszystkie nurtujące mnie podejrzenia, lęki i pytania, po czym zająłem się notatkami Rossiego. Dwie pierwsze strony napisał w bibliotece Oksfordu i w British Museum, ale nie wnosiły one nic nowego do sprawy poza tym, co już wiedziałem. Był tam również szkic dotyczący życia i czynów Vlada Draculi oraz spis niektórych literackich i historycznych dokumentów, w których wspominano o księciu na przestrzeni wieków. Kolejna stronica, pisana na innym papierze listowym, datowana była na czas jego wyprawy do Stambułu. Odtworzone z pamięci – głosił tytuł nakreślony pospiesznym, ale jak zwykle dokładnym, ręcznym pismem. Uświadomiłem sobie, że notatki te przeniósł na papier zaraz po swojej przygodzie w archiwum, kiedy tuż przed powrotem do Grecji szkicował z pamięci mapy.

Notatki zawierały spis dokumentów z czasów sułtana Mehmeda II znajdujących się w stambulskiej bibliotece, które interesowały Rossiego – trzy mapy, księgi rachunkowe z czasów wojen karpackich przeciwko Turkom, rejestry towarów kupców otomańskich handlujących na tych przygranicznych terenach. Materiały te niewiele mi mówiły, ale ciekaw byłem, w jakim dokładnie momencie pracę Rossiego przerwało pojawienie się złowieszczo wyglądającego urzędnika. Czyżby zwoje zawierające księgi rachunkowe i rejestry towarów, o których wspominał, stanowiły trop co do okoliczności śmierci i pochówku Vlada Tepesa? Czy Rossi zdążył je dokładnie przejrzeć i miał czas, by sporządzić kompletną listę wszystkich interesujących go dokumentów, znajdujących się w zasobach archiwum, zanim go skutecznie stamtąd przepłoszono?

Na ostatnim miejscu sporządzonej listy znajdowała się pozycja, która poruszyła mnie do żywego. Zatrzymałem się nad nią zdumiony przez kilka dobrych minut: Bibliografia, Zakon Smoka (częściowo w formie zwoju). W tej pośpiesznej notatce zdumiała mnie jej całkowita niejasność i skłoniła do głębszego zastanowienia. Zazwyczaj uwagi Rossiego były dokładne i tłumaczyły się same przez się. «Po to robię notatki" – mawiał często Rossi. Czy pozycje w bibliografii tak pospiesznie przez niego zgromadzonej, którą dołączył do listy bibliotecznych zbiorów, wchodziły w skład zgromadzonych przez bibliotekę materiałów odnoszących się do Zakonu Smoka? Jeśli tak, dlaczego znajdowały się częściowo w formie zwoju! A zatem musiały być bardzo stare – pomyślałem – zapewne znalazły się w bibliotece jeszcze w czasach istnienia Zakonu Smoka. Ale dlaczego Rossi niczego bliżej nie wyjaśnił, choćby na skrawku papieru listowego? Czyżby bibliografia, bez względu na to, skąd ją wziął, świadczyła o tym, że jego badania są chybione?

Wszystkie te rozważania nad odległym archiwum, które tak dawno temu badał Rossi, nie prowadziły wcale do wyjaśnienia jego zniknięcia. Odłożyłem notatki zniesmaczony bezcelowością moich dociekań. Pragnąłem znaleźć odpowiedzi na gnębiące mnie pytania. Z wyjątkiem tajemnicy leżącej w zwojach zawierających księgi handlowe, w rejestrach i w owej starej bibliografii, Rossi był ze mną zdumiewająco szczery, jeśli chodziło o jego odkrycia naukowe. Ale jakkolwiek było, stworzył sobie luksus, jeśli można to tak nazwać, wyjaśniania wszystkiego za pomocą listów. A jednak nadal nie wiedziałem nic poza tym, że muszę coś zrobić. Koperta była już całkowicie pusta, a ja się niczego nie dowiedziałem. Cała moja wiedza opierała się na zawartości przeczytanych listów. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę działać szybko. Często pracowałem w nocy, więc doszedłem do wniosku, iż za godzinę znów wstanę i rozgryzę wszystko, co Rossi mówił mi o zagrażającym mu niebezpieczeństwie.