Выбрать главу

– Tak.

– Po co? – spytałam ponownie po chwili.

Było to już bardzo dorosłe pytanie bez żadnej młodzieńczej kokieterii. Popatrzył na mnie swym zmęczonym wzrokiem pełnym dobroci i smutku.

– Bo jeśli nie zrobisz tego ty, zapewne będę musiał to zrobić ja – odrzekł.

Sięgnął po filiżankę, a ja zrozumiałem, że nie chce ciągnąć dłużej tego tematu.

Tego wieczoru w małym, ponurym hotelowym pokoju zaczęłam spisywać wszystko, co mi opowiedział. Zawsze twierdził, że mam wyśmienitą pamięć… Aż zanadto -jak czasami nadmieniał.

Następnego dnia, przy śniadaniu, ojciec oświadczył, że przez dwa lub trzy następne dni będzie siedział w hotelu, nie ruszając się nigdzie z miejsca. Wprawdzie trudno mi było wyobrazić go sobie tkwiącego kołkiem w hotelowym pokoju, ale widząc ciemne obwódki pod jego oczyma, byłam rada z tego pomysłu. Nie mogłam powstrzymać myśli, że coś mu się przydarzyło, że na jego barki spadły jakieś nowe kłopoty. Ale on powiedział tylko, iż tęskni za plażami Adriatyku. Ruszyliśmy zatem pociągiem ekspresowym na południe. Początkowo nazwy stacji były pisane zarówno alfabetem łacińskim, jak i cyrylicą, później już tylko cyrylicą. Ojciec nauczył mnie tego alfabetu i zabawiałam się, odczytując na głos nazwy stacji. Każde słowo było dla mnie niczym hasło kodowe otwierające jakieś sekretne drzwi.

Powiedziałam o tym ojcu, który tylko się uśmiechnął i wrócił do lektury książki. Nieustannie jednak przenosił wzrok znad książki na okno, za którym widzieliśmy traktory ciągnące pługi, czasami konia zaprzężonego do wozu wyładowanego towarem, stare kobiety kopiące w przydomowych ogródkach. Gdy jechaliśmy coraz dalej na południe, krajobraz nabierał głębszych, złotych i zielonych barw. Wjechaliśmy w krainę pokrytą szarymi, skalistymi górami, których stoki, po naszej lewej stronie, opadały gwałtownie ku lśniącemu w blasku słońca morzu. Ojciec wyraźnie odżył i nabrał animuszu, w niczym nie przypominał wyczerpanego, zmaltretowanego człowieka, jakim był przed kilkoma dniami.

W niewielkim miasteczku opuściliśmy pociąg. Ojciec wynajął samochód i ruszyliśmy plątaniną krętych dróg wzdłuż wybrzeża. Oboje wyciągaliśmy szyje, by zobaczyć po jednej stronie wodę – rozciągającą się po horyzont w blasku późnego popołudnia – a po drugiej strzelające w niebo ruiny osmańskich fortec.

– Na tych terenach bardzo długo panowali Turcy – odezwał się z zadumą ojciec. – Podbój był bardzo krwawy i okrutny, ale później, kiedy tereny te włączono już do imperium, najeźdźcy okazali się tolerancyjni i przez wiele stuleci sprawnie zarządzali tymi krainami. To jałowa i niegościnna ziemia, ale Turkom zależało na morzu. Potrzebowali tutejszych zatok i portów.

Dotarliśmy do nadmorskiego miasteczka. W niewielkim porcie kołysały się, obijając się o siebie na przybrzeżnych falach, łodzie rybackie. Ojciec chciał zatrzymać się na pobliskiej wyspie. Machnięciem ręki zatem przywołał właściciela łodzi, starszego człowieka w czarnym berecie nasuniętym na tył głowy. Mimo nadchodzącego zmierzchu było bardzo ciepło i wodny pył, wzbijany dziobem łodzi, raczej rzeźwił niż chłodził. Mocno wychyliłam się za burtę, czując się prawie jak figura dziobowa [9].

– Uważaj! – wykrzyknął ojciec, chwytając mnie mocno za bluzę na plecach.

Właściciel łodzi zacumował przy molu w niewielkiej wiosce na wyspie. Nad osadą górowały wieże prześlicznego, kamiennego kościółka. Przewoźnik zawiązał cumę na słupku pirsa i podał mi sękatą dłoń, pomagając opuścić pokład łodzi. Ojciec zapłacił mu kolorowymi banknotami socjalistycznej waluty, a żeglarz, w podzięce, dotknął dwoma palcami beretu. Kiedy już zajął miejsce za sterem, odwrócił się w naszą stronę.

– Dziewczyna?! – zawołał po angielsku. – Córka?!

– Córka! – odkrzyknął nieco zaskoczony ojciec.

– Błogosławię ją! – powiedział mężczyzna i nakreślił ręką w powietrzu znak krzyża.

Ojciec wynajął pokoje z oknami wychodzącymi na ląd, a kolację zjedliśmy pod gołym niebem, w usytuowanej w pobliżu doków restauracji. Powoli zapadał zmrok, nad morzem rozbłysły pierwsze gwiazdy. Znacznie już chłodniejszy wiatr nawiewał wonie, które zdążyłam pokochać: cyprysów i lawendy, róż i macierzanki.

– Dlaczego po zmroku miłe zapachy tak bardzo nabierają mocy? zapytałam.

Sprawa ta zawsze bardzo mnie intrygowała, a jednocześnie zagadnienie to pozwalało odłożyć rozmowy na inne tematy. Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie w miejscu, gdzie paliły się światła i rozbrzmiewał gwar ludzkich głosów. Musiałam na chwilę choćby zapomnieć o trzęsących się nieustannie dłoniach mego ojca.

– Naprawdę tak sądzisz? – zapytał, jakby był nieobecny, ale przyniosło mi to pewną ulgę.

Ujęłam jego dłonie, które przestały na chwilę drżeć. Zacisnął palce na moich rękach. Był stanowczo za młody, by zacząć się starzeć. Mroczne odbicia gór na głównym lądzie tańczyły na wodzie, rzucały cień na plażę i na całą naszą wyspę. Kiedy w dwadzieścia lat później krainę tę rozdarła wojna domowa, zdumiona zamykałam oczy. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że stoki te zamieszkiwali kiedyś ludzie, którzy wszczęli tę wojnę. Ujrzałam pierwotny wręcz krajobraz, wyludniony, pokryty ruinami ludzkich sadyb. Góry ochroniły jedynie klasztor postawiony na morskiej wysepce.

19

– Kiedy Helen Rossi cisnęła na stół książkę zatytułowaną Dracula wydającą się stanowić kość niezgody między nami – prawie spodziewałem się, że reszta gości w popłochu opuści lokal, że niektórzy zaczną krzyczeć i spróbują nas zaatakować. Oczywiście, nic takiego się nie wydarzyło, a ona siedziała bez ruchu, przyglądając mi się z wyrazem cierpkiego zadowolenia. Dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy ta kobieta, z całym swym bagażem urazy i złości, gnana żądzą naukowej wendety na Rossim, osobiście nie zadała mu obrażeń i sprawiła, że zniknął bez śladu.

«Panno Rossi – powiedziałem spokojnie, sięgając po książkę i wkładając ją do teczki. – Pani opowieść jest niezwykła i muszę uczciwe przyznać, że zajmie mi trochę czasu, by uporządkować sobie to wszystko. Ale muszę też pani wyznać pewną ważną rzecz. – Dwukrotnie wziąłem głęboki oddech. – Profesora Rossiego znam bardzo dobrze. Od dwóch lat jest moim promotorem i wiele godzin spędziliśmy na rozmowach i wspólnej pracy. Jestem przekonany, że pani -jeśli dojdzie do waszego spotkania – spojrzy na niego zupełnie innym wzrokiem, ujrzy pani znacznie lepszą i serdeczniejszą osobę, niż sądzi pani teraz. – Poruszyła się, jakby chciała coś powiedzieć, ale ja nie dałem sobie przerwać. – Cała kwestia polega na tym, że mówiąc o nim, nie wie pani jeszcze, że profesor Rossi, pani ojciec, zaginął".

Spoglądała na mnie nieruchomym wzrokiem. Nie wyczuwałem w nim żadnej chytrości ani podstępu, jedynie wielkie zmieszanie. Moje słowa wyraźnie ją zaskoczyły. A więc o niczym nie wiedziała. Doznałem ulgi.

«O czym pan mówi?" – zapytała.

«Mówię… Trzy dni temu wieczorem jeszcze z nim jak zwykle rozmawiałem, a następnego dnia zniknął. Poszukuje go obecnie policja. Zniknął bez śladu ze swojego gabinetu, a w chwili porwania był zapewne poraniony, gdyż na biurku znaleziono ślady krwi".

W skrócie opisałem przebieg wypadków tamtego wieczoru, zaczynając od swojej dziwnej książki, choć nie zająknąłem się słowem o jego opowieści.

Popatrzyła na mnie ze zdumieniem.

«Żartuje pan sobie ze mnie?"

«W żadnym razie. Proszę mi wierzyć, od tamtej chwili nie mogę spokojnie spać ani niczego przełknąć".

«A policja nie natrafiła na jego ślad?"

вернуться

[9] Dzioby dawnych żaglowców zdobiła zazwyczaj rzeźba panny.