Выбрать главу

«Jak dotąd nie".

Popatrzyła na mnie przenikliwie.

«A pan?"

«Może – odrzekłem z wahaniem. – To długa historia. Zajęłaby co najmniej godzinę".

«Chwileczkę. – Popatrzyła na mnie twardym wzrokiem. – Kiedy wczoraj w bibliotece czytał pan te listy, oświadczył mi, że mają związek z jakimś profesorem. Czy chodziło o Rossiego?"

«Tak".

«A jaki on miał problem? Czy w ogóle go miał?"

«Nie chcę wplątać pani w nieprzyjemności czy też ściągnąć niebezpieczeństwo, o którym sam niewiele wiem".

«Obiecał mi pan, że odpowie na wszystkie moje pytania, kiedy ja odpowiem na pańskie. Ale i tak jest już na wszystko za późno. Czy listy te miały jakiś związek z jego zaginięciem?"

Gdyby miała oczy niebieskie, a nie czarne, przypominałaby w tamtej chwili do złudzenia Rossiego. Ale jak mogła być jego córką, skoro zastrzegał się, że nigdy nie był w Rumunii? Twierdził, że nigdy nie odwiedził okolic jeziora Snagov. Z drugiej jednak strony w swoich papierach zostawił mapę drogową Rumunii. Kobieta spoglądała na mnie płonącym wzrokiem.

«Nie jestem pewien. Potrzebuję opinii eksperta. Nie znam wyników pani badań… – Znów spoczął na mnie jej uważny wzrok. – Ale jestem najgłębiej przekonany, że przed zaginięciem Rossi czuł, iż grozi mu poważne niebezpieczeństwo".

Sprawiała wrażenie, jakby próbowała ogarnąć to wszystko myślą, poznać ojca, którego od tak dawna traktowała jako wyzwanie swego życia.

«Jakie niebezpieczeństwo? Z czyjej strony?"

Zabiła mi ćwieka. Rossi prosił mnie, żebym nie dzielił się jego zwariowaną opowieścią ze znajomymi historykami. Zastosowałem się do jego woli, lecz oto, niespodziewanie, mogłem dostać.pomoc ze strony prawdziwego eksperta. Ta kobieta zapewne posiadła wiedzę, której zdobycie zajęłoby mi kilka miesięcy. Wiedziała zapewne więcej niż sam Rossi. Profesor zawsze kładł nacisk na to, by szukać pomocy u fachowców… cóż, kogoś takiego miałem właśnie pod ręką. Wybaczcie mi modliłem się do bogów dobra -jeśli narażę tę kobietę na niebezpieczeństwo. Ale tkwiła w tym wszystkim jakaś dziwaczna logika. Jeśli rzeczywiście była jego córką, miała wszelkie prawo znać całą historię.

«Co dla pani znaczy słowo «Dracula»?"

«Co dla mnie znaczy? – zmarszczyła brwi. – Jako pojęcie? Sądzę, że to mój odwet. Nieustanna gorycz".

«Rozumiem. Ale czy Dracula znaczy dla pani coś więcej?"

«Co ma pan na myśli?"

Trudno było mi stwierdzić, czy mówi wykrętnie, czy szczerze.

«Rossi – powiedziałem z wahaniem. – Pani ojciec był… jest… przekonany, że Dracula wciąż żyje i chodzi po ziemi. – Wytrzeszczyła na mnie oczy. – Czy to coś pani mówi? Czy wydaje się szalone?"

Oczekiwałem, że wybuchnie śmiechem lub bez słowa podniesie się z miejsca i wyjdzie, jak zrobiła to w bibliotece.

«To zabawne – odezwała się po chwili Helen Rossi. – Normalnie powiedziałabym, że to jakaś ludowa legenda. Zabobon dotyczący krwawego tyrana. Ale dziwne w tym jest to, że moja matka absolutnie w niego wierzy".

«Pani matka?"

«Tak. Mówiłam już panu, że jest chłopskiego pochodzenia. Wierzy w takie zabobony, aczkolwiek nie aż tak święcie, jak wierzyli jej rodzice. Ale wybitny, zachodni naukowiec?"

Była antropologiem, lecz jej zainteresowanie tym tematem bardzo mnie zaskoczyło.

«Panno Rossi – powiedziałem, podejmując nagłą decyzję. – Nie wiem dlaczego, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że zechce pani zapoznać się osobiście z tą sprawą. Dlaczego nie miałaby pani przeczytać listów Rossiego? Ostrzegam panią uczciwie, z tego, co wiem, każda osoba zajmująca się tą sprawą narażona jest na poważne niebezpieczeństwo. Lecz jeśli pani się nie boi, proszę, udostępnię pani te papiery. Przynajmniej zaoszczędzi nam to czasu na przekonywanie pani, że historia ta jest prawdziwa".

«Zaoszczędzi nam czasu? – jak echo powtórzyła pogardliwie. – Zaczyna już pan planować mi czas?"

Ale byłem zbyt zdesperowany, by zwracać uwagę na jej uszczypliwości.

«Zerknie pani na te listy okiem fachowca, lepiej je oceni niż ja".

Oparła brodę na dłoni i dłuższą chwilę rozważała moją propozycję.

«Zgoda – powiedziała w końcu. – Swoją propozycją dotknął pan mego najczulszego punktu. Nie potrafię oprzeć się możliwości dokładniejszego poznania ojca, zwłaszcza że pozwoli mi to jeszcze bardziej wyprzedzić go w badaniach. Lecz jeśli okaże się tylko niespełna rozumu, niech nie spodziewa się pan po mnie litości. Zrobię wszystko, by zamknięto go w stosownym zakładzie".

Powiedziała to z uśmiechem, który wcale uśmiechem nie był.

«Świetnie – odparłem, ignorując jej ostatnie słowa i upiorny grymas. Starałem się też nie patrzeć na jej przednie zęby, choć zdążyłem się już przyjrzeć im na tyle dobrze, by nabrać pewności, że nie różnią się długością od innych, ludzkich zębów. – Muszę jednak zastrzec, że listów tych w tej chwili nie mam. Bałem się zabrać je tu ze sobą".

Tak naprawdę bałem się zostawiać je w mieszkaniu i trzymałem je w teczce, którą miałem przy sobie. Ale byłbym przeklęty – zapewne w dosłownym tego słowa znaczeniu – gdybym wyciągnął je w zatłoczonym lokalu. Nie miałem zielonego pojęcia, kto mógł nas obserwować. Może jacyś pomocnicy upiornego bibliotekarza? Miałem też inny jeszcze powód, żeby nie wyciągać tych listów natychmiast. Musiałem przeprowadzić najpierw pewną próbę, choć na myśl o niej ściskało mi się serce. Musiałem zdobyć całkowitą pewność, że Helen Rossi, bez względu na to, kim naprawdę była, nie jest w spółce… Cóż, czy wróg jej wroga nie jest już jej przyjacielem.

«Muszę wrócić po nie do domu. 1 prosić, by przeczytała je pani w mojej obecności. Są kruche i bardzo dla mnie cenne".

«Nie ma sprawy – odrzekła chłodno. – Możemy spotkać się jutro po południu?"

«Za późno. Przykro mi, ale chcę, żeby przestudiowała je pani jeszcze dziś. Wiem, brzmi to dziwacznie, ale zrozumie pani przyczynę mego pośpiechu po przeczytaniu listów".

«Jeśli nie zajmie to zbyt wiele czasu…" – mruknęła, wzruszając ramionami.

«Załatwię to w mig. Czy możemy się spotkać w… w kościele Najświętszej Maryi Panny? – Tę próbę mogłem przynajmniej przeprowadzić z dokładnością, jakiej nauczyłem się od Rossiego. Helen Rossi popatrzyła na mnie ze stoickim spokojem. – Znajduje się na Elm Street, dwie przecznice od…"

«Wiem, gdzie to jest – powiedziała i nałożyła rękawiczki. Owinęła szyję niebieską chustką, która zalśniła niczym lapis-lazuli. – O której godzinie?"

«Wszystko zajmie mi pół godziny".

«A więc do zobaczenia w kościele. Ja tymczasem zajrzę jeszcze do biblioteki po pewien artykuł, który będzie mi dziś potrzebny. I proszę, niech pan się nie spóźni. Czeka mnie jeszcze dużo pracy".

Przez chwilę, kiedy oddalała się od stolika, obserwowałem jej plecy okryte czarnym żakietem. Poniewczasie dotarło do mnie, że Helen Rossi uiściła rachunek za nasze kawy.

20

– Kościół Najświętszej Maryi Panny – opowiadał mój ojciec – był małą, nieładną wiktoriańską budowlą, jakich wiele stało na skraju starej części campusu. Wielokrotnie przechodziłem obok niego, lecz nigdy nawet nie zaświtała mi myśl, by wejść do środka. Teraz jednak doszedłem do wniosku, iż w obliczu takiego horroru i zgrozy katolicka świątynia jest jak najbardziej na miejscu. Czyż to nie katolicyzm para się na co dzień krwią i wskrzeszanym ciałem? Czyż nie jest ekspertem od przesądów i zabobonów? Z jakichś względów wątpiłem, aby gościnne, proste protestanckie kaplice, od których aż roiło się na terenie uniwersytetu, mogły mi wiele pomóc. Nie byłyby w stanie powstrzymać nieumarłego. Byłem przekonany, że wszystkie wielkie, kwadratowe świątynie purytańskie w mieście nie poradziłyby sobie z europejskim wampirem. Wystarczały, by palić na stosach poszczególne wiedźmy i ograniczały działania do najbliższej okolicy. Oczywiście, w kościele Najświętszej Maryi Panny stawię się na długo przez przybyciem mego niechętnego gościa. Czy w ogóle przyjdzie? Stanowiło to dopiero połowę próby.