Następnie Turgut pokazał nam niewielką książkę oprawioną w popękaną ze starości skórę. Wiele trudu kosztowało mnie, by natychmiast nie wziąć jej w dłonie, ale zapanowałem nad sobą i czekałem rozgorączkowany, patrząc, jak Turek delikatnie ją otwiera, pokazując nam pierwsze i ostatnie niezapisane stronice, a następnie drzeworyt w samym jej środku – znany mi już wizerunek ukoronowanego smoka o rozpostartych skrzydłach trzymającego w szponach proporzec z tym jednym, złowrogim słowem. Otworzyłem własną teczkę i wyjąłem swoją książkę. Turgut położył na biurku obok siebie oba woluminy. Oba złowieszcze smoki były takie same, choć w jego książce wydawał się ciemniejszy. Mój był bardziej wyblakły. Nawet lekkie smugi po atramencie na bokach drzeworytów były identyczne. Helen z zadumą patrzyła na oba wizerunki.
«To nadzwyczajne – odezwał się cicho Turgut. – Nigdy nie spodziewałem się, że zobaczę drugą podobną książkę».
«I dowie się pan o trzeciej – wtrąciłem. – Proszę nie zapominać, że pańska książka jest już trzecią, jaką widzę. Drzeworyt w woluminie Rossiego był taki sam».
«Ale co to może znaczyć, moi przyjaciele? – mruknął, rozkładając obok książek kopie map. Zaczął wodzić palcem po zarysach smoków, rzeki i gór. – Że sam na to nie wpadłem!… Podobieństwo jest oczywiste. Sam smok stanowi mapę. Ale mapę czego?»
«Tego właśnie próbował dowiedzieć się Rossi w tym archiwum – powiedziałem. – Gdyby tylko udało mu się zrobić kolejny krok w poszukiwaniach^
«A może właśnie zrobił» – odezwała się w zamyśleniu Helen.
Odwróciłem się gwałtownie w jej stronę, by spytać, co ma na myśli, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi, na których futrynach wisiały dziwaczne warkocze czosnku. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz strachu. Ale zamiast jakiegoś przerażającego stwora pojawiła się drobna, uśmiechnięta, ubrana w zieloną sukienkę kobieta. Była to żona Turguta. Wszyscy podnieśliśmy się grzecznie z miejsc".
«Witam cię, moja droga. – Turgut szybko podszedł do kobiety. – To są właśnie moi nowi znajomi ze Stanów Zjednoczonych, o których ci mówiłem».
Z galanterią przedstawił nas żonie, a ona uprzejmie uścisnęła nam dłonie. Była dokładnie o połowę mniejsza od swego męża, miała zielone oczy okolone długimi rzęsami, wdzięczny, lekko orli nos i długie, rudawe włosy spadające połyskliwą falą na plecy.
«Przepraszam za spóźnienie. – Mówiła po angielsku powoli, starannie dobierając słowa. – Zapewne mój mąż niczym jeszcze państwa nie poczęstowała
Gwałtownie zaprotestowaliśmy, mówiąc, że zostaliśmy ugoszczeni po królewsku, ale gospodyni domu wiedziała swoje.
«Pan Bora nigdy jeszcze nikogo nie ugościł. Będę musiała kiedyś… solidnie na niego nakrzyczeć».
Pogroziła drobną pięścią mężowi, który puszył się jak paw.
«Muszę wyznać, że okropnie boję się własnej żony – wyznał z zadowoleniem. – Czasami jest dzika i gwałtowna niczym Amazonka».
Górująca nad panią Bora Helen przesłała im serdeczny uśmiech. Urokowi tej pary doprawdy trudno było się oprzeć.
«A teraz na dodatek dręczy was swoją koszmarną kolekcją – powiedziała pani Bora. – Proszę w jego imieniu o wybaczenie».
I znów siedzieliśmy na puszystych dywanach, a żona gospodarza z promiennym uśmiechem nalewała nam kawę. Zauważyłem, że jest piękną i uroczą niczym ptak kobietą w wieku około czterdziestu lat. Po angielsku mówiła raczej słabo, lecz z wielkim wdziękiem. Najwyraźniej jej mąż często zapraszał do domu gości posługujących się tym językiem. Ubrana była skromnie, ale elegancko, zachowywała się wytwornie. Skojarzyła mi się z przedszkolanką, do której z pełnym zaufaniem garną się maluchy. Ciekawiło mnie, czy mieli własne dzieci. W salonie nie widziałem żadnych fotografii, ale nie śmiałem o to pytać.
«Czy mój mąż pokazał państwu miasto?» – zwróciła się z pytaniem do Helen.
«Tak, w każdym razie dużą jego część. Obawiam się, że nadużyliśmy jego drogocennego czasu».
«Nie, to ja zanudzałem państwa gadaniną. Ale i tak czeka nas jeszcze wiele pracy. – Upił łyk kawy i zwrócił się do żony: – Czeka nas huk roboty. Moja droga, musimy odnaleźć profesora, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Przez kilka następnych dni będę bardzo zajęty».
«Profesora, który zaginął? – Pani Bora przesłała mężowi łagodny uśmiech. – Dobrze. Ale przedtem musimy zjeść obiad».
Na myśl o dalszym jedzeniu skręciły mi się kiszki i nie śmiałem nawet popatrzeć na Helen. Ale ona podeszła do sprawy realnie.
«Dziękujemy bardzo. Jest pani przemiłą gospodynią, pani Bora, ale musimy już wracać do hotelu. Jesteśmy tam umówieni z kimś na siedemnastą^
«No, właśnie – dodałem. – Ma do nas wpaść kilku Amerykanów. Mam jednak nadzieję, że niebawem znów się spotkamy».
«Aja przejrzę jeszcze raz dokładnie swoją bibliotekę – przyszedł nam w sukurs Turgut. – Może znajdę coś, co okaże się nam przydatne. Musimy przyjąć założenie, że grób Draculi znajduje się w Stambule… być może to właśnie do tego miasta odnosi się mapa. Mam kilka starych książek dotyczących Stambułu oraz licznych przyjaciół interesujących się historią tego miejsca. Wieczorem wszystkim się zajmę».
«Dracula. – Pani Bora potrząsnęła głową. – Wolę Szekspira od Draculi. To o wiele normalniejszy temat… poza tym Szekspir pozwala opłacać nam rachunki» – dodała złośliwie.
Odprowadzili nas do drzwi, a Turgut obiecał, że następnego dnia będzie czekać na nas o dziewiątej rano w recepcji naszego pension. Dostarczy nam wtedy nowych informacji, jeśli uda mu się je zdobyć, po czym znów udamy się do archiwum. Tymczasem – ostrzegł nas – musimy bardzo na siebie uważać. Turgut chciał odprowadzić nas do domu, ale zapewniliśmy go, że damy sobie radę. «Macie dwadzieścia minut do najbliższego promu» – powiedział profesor, spoglądając na zegarek. Pożegnali nas, machając rękami ze schodków swego domu. Kilkakrotnie odwróciłem się w ich stronę, kiedy szliśmy ulicą wysadzoną topolami i figowcami.
«Tak, to bardzo dobrana para» – powiedziałem i natychmiast pożałowałem swych słów, gdyż Helen w charakterystyczny dla siebie sposób parsknęła.
«Daj spokój, jankesie. Mamy ważniejsze sprawy na głowie».
W innych okolicznościach uśmiechnąłbym się na to zabawne przezwisko, ale teraz popatrzyłem tylko w milczeniu na kobietę, a po plecach przeszły mnie ciarki. Naszła mnie dziwna myśl co do tej osobliwej, popołudniowej wizyty: gdy spojrzałem na twarz Helen, uderzyło mnie niezwykłe podobieństwo jej rysów do przerażającego oblicza za czarną zasłoną w gabinecie Turguta".
33
Kiedy ekspres do Perpignan zniknął za srebrzystymi drzewami i dachami domów wioski, Barley potrząsnął głową.
– Cóż, został w pociągu, z którego my wysiedliśmy – oświadczył.
– Tak – odrzekłam. – Ale dokładnie wie, gdzie jesteśmy.
– Nie na długo.
Barley podszedł do kasy biletowej, w której drzemał kasjer. Zamienił z nim kilka słów i szybko wrócił do mnie.
– Następny pociąg do Perpignan mamy dopiero jutro rano. A autobus do najbliższego miasta jutro po południu. Musimy zatrzymać się na noc w farmie położonej pół kilometra za wioską, a jutro wrócić na poranny pociąg.