«Twoja ciotka?»
Helen długą chwilę spoglądała przez okno na beżowe stiuki starych domów po drugiej stronie ulicy. Nadchodził wieczór i śródziemnomorskie światło, które zaczynałem już lubić, nadawało złocistą barwę całemu miastu.
«Moja ciotka od tysiąc dziewięćset czterdziestego ósmego roku pracuje w węgierskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i jest tam osobą raczej prominentną. To dzięki niej udało mi się zdobyć wykształcenie. W moim kraju bez wpływowej ciotki lub wuja niczego by człowiek nie osiągnął. Jest najstarszą siostrą mojej matki i wraz z mężem pomogli jej uciec z Rumunii na Węgry. Ciotka mieszkała tam jeszcze przed moim urodzeniem. Zawsze byłyśmy sobie bardzo bliskie i uczyni wszystko, o co ją poproszę. W przeciwieństwie do matki ma telefon, więc do niej zadzwonię».
«A ona sprowadzi do telefonu twoją mamę?»
«Mój Boże, aleś ty naiwny! -jęknęła Helen. – Przecież nie mogę rozmawiać z nią o takich sprawach przez publiczny telefon!»
«Przepraszam» – wybąkałem.
«Udamy się tam osobiście. Ciotka wszystko zorganizuje. W ten sposób porozmawiamy z moją matką twarzą w twarz. Poza tym spotkanie ze mną sprawi im wielką przyjemność – dodała nagle łagodnym tonem. To niedaleko stąd, a ja nie widziałam się z nimi od dwóch lat».
«Cóż, dla Rossiego zrobiłbym prawie wszystko, ale jakoś nie widzę siebie, jak beztrosko przekraczam granicę komunistycznych Węgier».
«A jeszcze znacznie mniej beztrosko, jak to określiłeś, będziesz przekraczał granicę Rumunii».
«Wiem – odparłem po chwili milczenia. – O tym też myślałem. Jeśli okaże się, że w Stambule nie ma grobowca Draculi, gdzież indziej może się znajdować, jeśli nie tam?»
Długą chwilę siedzieliśmy pogrążeni we własnych myślach. Ciszę przerwała dopiero Helen.
«Pójdę zapytać właścicielkę, czy pozwoli nam skorzystać z telefonu. Niedługo ciotka wróci z pracy, a chcę pomówić z nią niezwłocznie».
«Czy mogę iść z tobą? W końcu sprawa ta dotyczy również mnie».
«Oczywiście».
Helen nałożyła rękawiczki i zeszliśmy na parter do saloniku naszej gospodyni. Wyjaśnienie całej sprawy zajęło nam dziesięć minut, ale obietnica dodatkowych lir tureckich plus całkowite opłacenie rozmowy skruszyła wszelkie lody. Helen rozsiadła się na krześle w salonie i zaczęła wykręcać dziesiątki numerów. W końcu na jej obliczu pojawił się wyraz szczęścia.
«Jest połączenie – powiedziała z zadowoleniem. – Mojej ciotce wcale się to nie spodoba… Eva? Tu Elena!».
Przysłuchując się uważnie ich rozmowie, pojąłem, że mówią po węgiersku. Rumuński należy do rodziny języków romańskich, tak że niektóre słowa bym rozumiał. Ale mowa Helen przypominała oszalały, koński galop, potop ugrofińskich słów, z których nic nie pojmowałem. Zaczynałem w ogóle wątpić, czy kiedykolwiek rozmawiała ze swoją rodziną po rumuńsku. Urodziła się na Węgrzech, gdzie reszta jej krewnych była już zasymilowana. Jej głos to rósł, to cichł, od czasu do czasu twarz rozjaśniał uśmiech, czasami marszczył gniewny grymas. Odnosiłem wrażenie, że ciotka Eva po drugiej stronie linii ma siostrzenicy wiele do powiedzenia. Helen słuchała jej uważnie i po chwili przerywała potokiem tych dziwacznych słów.
Helen jakby zapomniała o mojej obecności. W pewnej chwili jednak przeniosła na mnie wzrok i przesyłając lekki uśmiech, triumfalnie pokiwała głową. Zrozumiałem, że wynik rozmowy jest pomyślny. Helen jeszcze raz uśmiechnęła się i odłożyła słuchawkę. W jednej chwili znalazła się przy nas konsjerżka, najwyraźniej zaniepokojona wysokością rachunku. Natychmiast wypłaciłem na jej wyciągniętą dłoń ustaloną kwotę i dodałem jeszcze suty napiwek. Helen szybko ruszyła do swojego pokoju, dając mi znak, bym jej towarzyszył. Uważałem, że aż taka tajemniczość jest zupełnie niepotrzebna, ale co w końcu wiedziałem?
«Helen, błagam, ta niepewność mnie zabije!» -jęknąłem, rozsiadając się ponownie na krześle.
«Same dobre wieści – odrzekła spokojnie. – Wiedziałam, że ciotka nam pomoże».
«Ale co, do licha, jej powiedziałaś?»
«Nie mogłam mówić za dużo. Musiałam być bardzo oficjalna. Powiedziałam, że prowadzę z innym naukowcem badania w Stambule i potrzebujemy pięciu dni w Budapeszcie, by je dokończyć i podsumować. Wyjaśniłam, że jesteś amerykańskim profesorem i wspólnie piszemy obszerny artykuł».
«Na jaki temat?» – spytałem z niejaką obawą.
«0 stosunkach gospodarczych w krajach europejskich pod okupacją osmańską».
«Nieźle. Aleja niewiele o tym wiem».
«Ale ja wiem. – Helen wygładziła niewielką zmarszczkę na sukience. – Wprowadzę cię w temat».
«Poszłaś w ślady ojca».
Jej niedbała erudycja przypomniała mi tak nagle Rossiego, że uwaga ta wyrwała mi się całkiem mimowolnie. Szybko popatrzyłem na Helen w obawie, czyjej nie uraziłem. Uświadomiłem też sobie, iż po raz pierwszy pomyślałem o niej w całkiem naturalny sposób jak o córce Rossiego, zupełnie jakbym w pewnej chwili zaakceptował ten fakt. Na twarzy Helen pojawił się nieoczekiwanie wyraz smutku.
«To chyba dobry argument przemawiający za wyższością genetyki nad uwarunkowaniami środowiska – stwierdziła krótko. – Ale tak czy owak, Eva bardzo zaniepokoiła się, kiedy powiedziałam jej, że jesteś Amerykaninem. Wiem to, gdyż zawsze uważała mnie za narwaną i impulsywną osobę, która uwielbia ryzyko. I tu ma całkowitą rację. Poza lym w rozmowie telefonicznej musiała udawać wielkie zaniepokójenie».
«To rozumiem».
«Musi myśleć o swojej pracy i pozycji. Ale powiedziała, że coś wymyśli i żebym zadzwoniła do niej jutro wieczorem. I to na razie tyle. Moja ciotka to bardzo sprytna osóbka i nie wątpię, iż znajdzie najlepsze rozwiązanie. Kiedy dowiemy się więcej, będziemy musieli wymyślić sposób, by kupić bilety do Budapesztu. Najlepiej lotnicze».
Westchnąłem w duchu, myśląc o wydatkach, jakie nas czekały. Zastanawiałem się, czy na poszukiwania starczy mi funduszów.
«Odnoszę wrażenie, że twoja ciotka jest cudotwórczynią, skoro potrafi sprowadzić nas na Węgry i zadbać o nasze bezpieczeństwo».
«Bo jest – odrzekła ze śmiechem Helen. – Gdyby nie ona, siedziałabym teraz w wiosce wraz z matką i pracowała w jakimś zapyziałym ośrodku kultury».
Jakby za obopólną, milczącą zgodą zeszliśmy na parter i wyszliśmy na ulicę.
«Na razie nie mamy nic do roboty – odezwałem się z zadumą. – Musimy czekać do jutra, kiedy dowiemy się, co zwojował Turgut i twoja ciotka. Nie wiem, jak zniosę to oczekiwanie. Co robimy tymczasem?»
Helen zatrzymała się w złocistym świetle zmierzchu i dłuższą chwilę się zastanawiała. Na dłoniach znów miała rękawiczki, a na głowie kapelusz, spod którego wymykało się kilka kosmyków jej czarnych włosów. W ostatnich przebłyskach słońca nabrały miedzianej barwy.
«Chciałabym jeszcze pozwiedzać miasto – powiedziała zdecydowanym tonem. – Zwłaszcza że zapewne nigdy do niego ponownie nie przyjadę. Czy możemy jeszcze raz udać się do Hagia Sophii? Pospacerujemy tam sobie przed kolacją».
«Doskonały pomysł».
W drodze na miejsce nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, lecz gdy znaleźliśmy się ponownie w pobliżu wielkiej budowli, której kopuły i minarety rzucały na ulice gęsty cień, odniosłem dziwaczne wrażenie, że nasze milczenie stało się jeszcze głębsze. Zastanawiałem się przez chwilę, czy Helen czuła to samo i czy był to wynik czaru, jaki na naszą znikomość rzucała olbrzymia świątynia. Rozważałem to, co powiedział nam poprzedniego dnia Turgut: że jest święcie przekonany, iż Dracula w jakiś sposób rzucił na to wielkie miasto klątwę wampiryzmu.
«Helen – przerwałem niezbyt taktownie milczenie. – Czy twoim zdaniem mógł zostać pochowany tutaj, w Stambule? To tłumaczyłoby strach, jaki po swojej śmierci wzbudzał w sułtanie Mehmedzie».