Niektórych dokumentów w ogóle nie potrafiłem zidentyfikować. Natknąłem się na wiele książek, rękopisów i map, z jakimi nigdy się dotąd, nie zetknąłem. Zacząłem właśnie spisywać pozycje, które umiałem odczytać, dzieląc je z grubsza na stulecia według pochodzenia, kiedy poczułem nadciągający chłód, niczym powiew zimnego wiatru w miejscu, gdzie nigdy nie było wiatru. Uniosłem głowę i ujrzałem stojącą w odległości trzech metrów za jednym ze stołów osobliwą postać.
Miała na sobie czerwone i fioletowe szaty. Widziałem je już w sarkofagu. Poza tym Dracula sprawiał wrażenie znacznie masywniejszego, niż zapamiętałem go z minionej nocy. Czekałem ze wstrzymanym oddechem, zastanawiając się, kiedy mnie zaatakuje – byłem ciekaw, czy pamięta moją próbę odebrania mu sztyletu? Ale on tylko lekko pochylił głowę w geście przywitania.
– Widzę, że rozpoczął pan już pracę. Zapewne ma pan do mnie wiele pytań. Najpierw jednak zjemy śniadanie. Później porozmawiamy o moich zbiorach.
Ujrzałem błysk w jego twarzy; to zapewne w półmroku zalegającym rozległą kryptę zalśniły mu oczy. Ruszył w stronę paleniska i stołu tym swoim nieludzkim, władczym krokiem. Czekał już na nas gorący posiłek i napoje. Była nawet herbata, która wlała trochę ciepła w moje zziębnięte ciało. Dracula siedział, wpatrując się w bezdymny ogień. Głowę trzymał dumnie uniesioną. Odruchowo pomyślałem o jego zdekapitowanym ciele – co do szczegółów jego śmierci wszystkie dokumenty były zgodne. W jaki sposób odzyskał głowę? A może była ona wyłącznie złudzeniem? Jego szyję otaczał wysoki kołnierz wytwornego kaftana. Na ramiona opadały długie sploty czarnych włosów.
– Zróbmy sobie teraz małą wycieczkę – powiedział, zapalając świece. Następnie podszedł do stołu, gdzie z kolei pozapalał lampy. – Musimy przejrzeć pewne dokumenty.
Bardzo nie podobała mi się gra światła na jego twarzy, kiedy pochylał się nad zapalanymi lampami. Skoncentrowałem więc uwagę na tytułach wyłaniających się z mroku książek. Podszedł do mnie w chwili, gdy stałem przed arabskimi zwojami i księgami, które widziałem już wcześniej.
Ku mej uldze zatrzymał się w odległości dwóch metrów, ale nawet z tej odległości docierała do mnie jego gryząca woń. Zakręciło mi się od niej w głowie. Musisz trzymać się dzielnie – napomniałem się w duchu. Nie miałem pojęcia, co może przynieść kolejna noc.
– Widzę, że natrafił już pan na jeden z moich łupów wojennych. – W zimnym tonie Draculi wyczułem ogromną satysfakcję. – Pozostałości po Osmanach. Niektóre z nich są bardzo stare i sięgają pierwszych lat ich koszmarnego imperium. Na tej półce natomiast znajdują się księgi pochodzące z ostatniej dekady panowania Turków. Nie wyobraża pan sobie, ile radości sprawił mi widok agonii tej cywilizacji. Ich wiara wprawdzie nie umarła, ale sułtani odeszli na zawsze, a ja ich przeżyłem. W pierwszej chwili myślałem, że wybuchnie śmiechem, ale on ciągnął dalej poważnym głosem. - Tu są księgi sporządzone dla sułtana, a mówiące o wszystkich jego licznych ziemiach. W tym – dotknął palcem krawędzi jednego ze zwojów - ma pan historię Mehmeda, oby wiecznie gnił w piekle, spisaną przez przypochlebnego, chrześcijańskiego historyka. Oby również wiecznie gnił w piekle. Próbowałem osobiście go odnaleźć, lecz nim go dopadłem, on umarł. Tutaj są opisy kampanii Mehmeda, stworzone już przez jego własnych, tureckich pochlebców. Ten z kolei rękopis mówi o upadku Wielkiego Miasta. Pan nie zna arabskiego?
– Bardziej niż słabo - wyznałem.
– Ha – mruknął wyraźnie rozbawiony. – Ich pismo i język poznałem, przebywając u nich w niewoli. Pan wie, że byłem ich więźniem?
Nie patrząc w jego stronę, skinąłem głową.
– Tak, mój ojciec oddał mnie ojcu Mehmeda jako zakładnika, żebyśmy nie wszczynali działań wojennych przeciw imperium. Wyobraża pan sobie: Dracula pionkiem w ręku niewiernych. Ale nie traciłem tam czasu – dowiedziałem się o nich wszystkiego, czego tylko zdołałem. Zacząłem w końcu ich przewyższać. Ślubowałem, że nigdy już nie stanę się ofiarą historii, ale to ja zacznę ją tworzyć.
Mówił głosem tak gwałtownym, że mimo woli spojrzałem w jego stronę. Oczy pałały mu strasznym blaskiem, w twarzy malował się bezmiar nienawiści, spod długich wąsów sterczały ostre kły. Wybuchnął przerażającym śmiechem.
– Odniosłem triumf, a oni zniknęli. – Wsunął dłoń za skórzany pas przepięknej roboty. – Sułtan tak się mnie bał, że powołał specjalny zakon rycerski, którego członkowie mieli mnie ścigać. Kilku z nich wciąż jeszcze żyje gdzieś w Carogrodzie – przyznaję, że jest to pewna niedogodność. Ale jest ich coraz mniej, ich szeregi kruszą się coraz bardziej, podczas gdy moi słudzy nieustannie krążą po całym świecie. - Wyprostował swe potężne ciało. – Chodźmy, pokażę panu pozostałe skarby, a pan mi powie, jak zamierza je skatalogować.
Prowadził od jednego działu do drugiego, pokazując szczególne raryr tasy. Zrozumiałem, że mój domysł, iż Dracula uporządkował zbiory na swój sposób, był słuszny. Ogromną szafę wypełniały rękopiśmienne podręczniki zadawania tortur, niektóre pochodzące jeszcze ze starożytnego świata. Dokumenty mówiły o lochach średniowiecznej Anglii, o izbach tortur inkwizycji, o eksperymentach Trzeciej Rzeszy. Pewne renesansowe woluminy zawierały drzeworyty przedstawiające palowanie, inne wykresy budowy ludzkiego ciała. Kolejny dział stanowił kronikę herezji kościelnych, do których tępienia wielce pomocne okazywały się podręczniki tortur. Inny róg komnaty poświęcony został alchemii, kolejny czarom, a jeszcze następny kierunkom najbardziej odrażających filozofii.
Dracula zatrzymał się przed olbrzymim regałem. Z niezwykłą czułością położył na nim rękę.
– Ten dział interesuje mnie szczególnie i tuszę, że pana zainteresuje w nie mniejszym stopniu. Te dzieła to moje biografie.
Ujrzałem unikatowe oryginały prac bizantyjskich i osmańskich historyków oraz ich kopie tworzone w następnych stuleciach. Znajdowały się tam średniowieczne książki pochodzące z Niemiec, Rosji, Węgier i Konstantynopola, a wszystkie zgodnie dokumentowały jego zbrodnie. O wielu z nich, w trakcie swych badań, nawet nie słyszałem. Ogarnęła mnie nieprzytomna ciekawość i po chwili dopiero uprzytomniłem sobie, że zapewne nigdy już tych studiów nie zakończę. Odkryłem liczne dokumenty siedemnastowiecznego folkloru ludowego, odnoszące się do legend o wampirze. Dziwiło mnie, że tak chętnie umieścił je pośród swoich biografii. Położył wielką dłoń na wczesnym wydaniu Brama Stokera, uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Szybko przeszliśmy do kolejnej sekcji.
– To również powinno pana bardzo zainteresować - oświadczył. - Tu zgromadziłem dzieła dotyczące pańskiego, rodzinnego, dwudziestego wieku. Piękne stulecie – nie mogę się doczekać, aż spocznę w tych czasach. Za moich dni książę byl w stanie likwidować niepożądane elementy jedynie człowiek po człowieku. Wy robicie to z nieskończenie większym rozmachem. Proszę pomyśleć tylko o postępie, jaki nastąpił od czasów przeklętych dział, które skruszyły mury Konstantynopola, do boskiego ognia, zrzuconego przed kilku laty na miasta Japonii przez pana kraj. – Skłonił lekko głowę; krótko, z wielkim uznaniem. – Wiele z tych prac już znasz, profesorze, lecz po przeczytaniu innych zapewne spojrzysz na nie z nowej perspektywy.
Zaoferował mi miejsce przy ogniu. Czekała znów na mnie gorąca, parująca herbata. Kiedy zajęliśmy miejsca, odwrócił się w moją stronę.
– Niebawem czeka mnie moja strawa – powiedział cicho. – Ale najpierw zadam panu pewne pytanie. - Wbrew mej woli zaczęły gwałtownie drżeć mi dłonie. Nie chciałem się odzywać w obawie przed wybuchem jego gniewu. – Cieszy się pan gościnnością, którą panu zaoferowałem, oraz moim bezgranicznym zaufaniem, jakie pokładam w pańskich zdolnościach. Będzie pan cieszyć się wiecznym życiem, co niewielu istotom jest dane. Może pan swobodnie poruszać się i szperać w archiwum, niemającym sobie równego na powierzchni ziemi. Stoją przed panem najbardziej unikatowe dzieła, jakich świat nigdy już nie zobaczy. Wszystko to należy do pana. - Poruszył się niezdarnie na krześle. Trzymanie przez dłuższy czas w bezruchu wielkiego, nieumarłego ciała sprawiało mu niejakie kłopoty. – Ponadto obdarzony jest pan nieprawdopodobną wyobraźnią, umiejętnością przenikliwej oceny faktów i zdolnością wydawania głębokich sądów. Sam wiele się nauczyłem, obserwując metody pańskich studiów, sposób syntezy źródeł, podziwiając pańską inwencję. Ze względu na te c echy, jak też niebywałą erudycję, sprowadziłem pana tu, do swego skarbca.
Ponownie urwał, a ja wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w jego twarz odwróconą do ognia.