Выбрать главу

Helen i ja siedzieliśmy bez ruchu. Zbieg okoliczności był po prostu niesamowity. W końcu zaryzykowałem pytanie:

«Profesorze, czy tej kolekcji aby nie stworzył sułtan Mehmed II?»

Tym razem on popatrzył na mnie ze zdumieniem.

«A niech mnie, rzeczywiście jest pan wyśmienitym historykiem! Interesuje się pan tym okresem naszych dziejów?»

«Nawet bardzo. Bylibyśmy… byłbym bardzo zainteresowany obejrzeniem archiwum, które pan odkrył».

«Ależ naturalnie. Z największą przyjemnością je wam pokażę. Moja żona będzie zdumiona tym, że ktoś chce takie rzeczy oglądać. – Zachichotał. – Niestety przepiękny budyneczek, w którym się mieściło, został zburzony. Poprowadzono tamtędy ulicę, by ułatwić dojazd do biur Ministerstwa Dróg… Och, miało to miejsce osiem lat temu. Był to przepiękny, mały budyneczek nieopodal Błękitnego Meczetu. Co za wstyd!»

Z twarzy odpłynęła mi cała krew. To dlatego nie mogliśmy zlokalizować archiwum, o którym wspominał Rossi.

«Ale dokumenty…?»

«Tym się nie trap, miły panie. Osobiście zadbałem o to, by przejęła je nasza Biblioteka Narodowa. Nawet jeśli nikt nie podziwiał tej kolekcji tak jak ja, to musiała zostać zabezpieczona. – Po raz pierwszy od chwili, kiedy zbeształ Cygankę, po twarzy przepłynął mu jakiś mroczny cień. W naszym mieście, tak samo zresztą jak wszędzie indziej, istnieje zło, które trzeba zwalczyć. Jeśli lubicie państwo starodawne osobliwości, z największą przyjemnością was tam zaprowadzę. Wieczorami biblioteka jest oczywiście zamknięta. Ale doskonale znam bibliotekarza, który pozwoli wam szczegółowo przejrzeć kolekcję».

«Wielkie dzięki – odrzekłem, nie mając śmiałości popatrzeć na Helen. – Ale jak… jak to się stało, że zainteresował się pan tak niecodziennym tematem?»

«To bardzo długa historia – odrzekł poważnym tonem Turgut. – Nie chcę was dłużej zanudzać swymi opowieściami».

«Ależ wcale nas pan nie zanudza» – odparłem z uporem.

«Jesteście bardzo uprzejmi».

Zapadło długie milczenie. Między kciukiem a palcem wskazującym pocierał widelec. Za pozbawionym szyby oknem samochody z rykiem klaksonów wymijały rowerzystów, a przechodnie posuwali się po chodnikach w jedną i w drugą stronę niczym aktorzy na scenie – kobiety w barwnych, powiewnych sukniach, falujących szalach, ze złotymi kolczykami w uszach, inne ubrane na czarno, mężczyźni w kamizelkach i robionych na szydełku myckach lub w zachodnich garniturach, pod krawatem i w białych koszulach. Dobiegały do nas łagodne podmuchy wiatru, niosące woń soli i morza. Wyobrażałem sobie okręty z całej Eurazji zwożące dary do serca imperium – niegdyś chrześcijańskiego, później muzułmańskiego – i cumujące w porcie miasta, którego mury schodziły do samego morza. Ukryte w głębokich lasach warownie Vlada Draculi i barbarzyńskie krwawe rytuały rzeczywiście musiały być kompletnie obce temu starożytnemu, kosmopolitycznemu światu. Nic zatem dziwnego, że hospodar tak bardzo nienawidził Turków, a oni odpłacali mu tym samym – pomyślałem. Co więcej, Turcy ze Stambułu, ze swymi wyrobami ze złota, miedzi i jedwabiu, z bazarami, księgarniami i bezlikiem domów modlitwy, mieli więcej wspólnego z chrześcijańskim Bizancjum, które podbili, niż Vlad uporczywie odpychający ich od granic swego państwa. Widziany z promieniującego niebywałą kulturą centrum świata, Dracula bardziej przypominał czającego się w leśnych ostępach rabusia, dzikiego wilkołaka, średniowiecznego barbarzyńcę. A jednocześnie przypominałem sobie jego wizerunek, jaki widziałem w domu w encyklopedii – drzeworyt przedstawiający wytwornego, wąsatego mężczyznę, przybranego w strojne szaty. Paradoks.

W moje rozmyślania wdarł się nagle głos Turguta.

«Powiedzcie mi, przyjaciele, co was zainspirowało do zajęcia się tak dziwacznym tematem jak Dracula?»

Obrzucił nas miłym… podejrzliwym?… spojrzeniem. Popatrzyłem na Helen.

«Zajmuję się historią piętnastowiecznej Europy, by rozszerzyć tło mej rozprawy doktorskiej – powiedziałem i natychmiast ogarnął mnie strach, że kłamstwo to może naprawdę okazać się prawdą. Bóg jeden wie, kiedy znów wrócę do swej pracy naukowej – błysnęła mi myśl – a już ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, było rozszerzanie jej tematu. – A pan? – przystąpiłem do kontrataku. – W jaki sposób pan dokonał tak karkołomnego przeskoku od Szekspira do wampirów?» •

W uśmiechu Turguta było tyle smutku i bezradności, że ogarnęło mnie poczucie winy.

«To dziwna historia, która zaczęła się wiele lat temu. Pracowałem właśnie nad drugą książką o Szekspirze, traktującą o jego tragediach. Codziennie zasiadałem do pracy w niewielkiej… jak wy to nazywacie?… niszy?… w angielskiej czytelni naszego uniwersytetu. Pewnego dnia znalazłem na stoliku książką, której nigdy wcześniej nie widziałem. – Znów popatrzył na mnie ze smutnym uśmiechem, a ja poczułem, że tężeje mi w żyłach krew. – Książka nie przypominała tych, jakie spotkałem w życiu. Była pusta, bardzo stara, a w środku widniał jedynie wizerunek smoka i słowo Drakulya. Nigdy wcześniej nie słyszałem o Draculi. Ale obrazek w książce był bardzo dziwny i wywierał duże wrażenie. Zdecydowałem, że dowiem się o niej jak najwięcej. Próbowałem więc przeczytać wszystko».

Nieruchoma dotąd niczym słup soli Helen powoli wracała do życia.

«Wszystko?» – zapytała jak echo".

Zbliżaliśmy się do Brukseli. Zajęło mi dużo czasu – choć wydawało mi się, że upłynęło zaledwie kilka minut – by najprościej i najjaśniej opowiedzieć Barleyowi, co przydarzyło się memu ojcu, kiedy kończył studia. Chłopak zapatrzył się ponad moim ramieniem w krajobraz za szybą, na niewielkie, belgijskie domki z ogródkami, sprawiające bardzo smutne wrażenie pod spowitym ciężkimi, burymi chmurami niebem. Od czasu do czasu za oknem mignęła wieża jakiegoś kościoła lub stary komin fabryczny. Holenderka pochrapywała cicho, barwny magazyn zsunął się jej z kolan.

Zamierzałam właśnie powiedzieć o niepokoju, jaki ostatnio nieustannie dręczył mego ojca, o jego chorobliwie bladej twarzy i dziwacznym zachowaniu, kiedy Barley gwałtownie odwrócił się w moją stronę.

– To po prostu niewiarygodne – powiedział. – Sam nie wiem, dlaczego miałbym uwierzyć w tak obłąkańczą opowieść, a jednak daję temu wiarę. W każdym razie chcę wierzyć.

Uderzyło mnie w nim to, że nigdy jeszcze nie widziałam go tak poważnym. Jego niebieskie oczy pociemniały i jeszcze bardziej się zwęziły.

– A najciekawsze jest to, że cała ta historia coś mi przypomniała.

– Co?

Byłam półprzytomna ze szczęścia, że jednak potraktował moją opowieść poważnie.

– Coś nader dziwnego. Ale sam nie wiem co. Coś, co ma związek ze zwierzchnikiem Jamesem. Ale nie potrafię sobie dokładnie skojarzyć wszystkich faktów.

27

Barley zamyślił się głęboko. Brodę wsparł na dłoniach o długich palcach i daremnie próbował sobie przypomnieć to coś, co dotyczyło zwierzchnika Jamesa. Kiedy wreszcie na mnie popatrzył, uderzyła mnie uroda jego szczupłej, zaróżowionej twarzy w chwili, kiedy był bardzo poważny. Przypominał wręcz anioła lub mnicha z klasztoru w północnej Anglii. Sens tej tylko mglistej refleksji w pełni dotarł do mnie znacznie później.

– Hm – mruknął. – Opowiedziałaś mi tu dziwną historię. Widzę dwie możliwości. Albo jesteś stuknięta, a w takim przypadku muszę cię jak najszybciej odstawić bezpiecznie do domu, albo nie jesteś stuknięta, a w takim z kolei przypadku pakujesz się w bardzo niebezpieczną przygodę, więc powinienem ci towarzyszyć. Wprawdzie jutro mam pojawić się na wykładzie, ale coś wymyślę. – Ciężko westchnął, popatrzył na mnie i rozparł się w fotelu. – Dobrze wiem, że to nie Paryż stanowi docelowy punkt twojej wyprawy. Czy mogłabyś mnie oświecić, mówiąc, dokąd jedziesz naprawdę?

«Gdyby profesor Bora nieoczekiwanie wymierzył nam po siarczystym policzku przy stoliku w tej uroczej restauracji, nie zdumiałoby nas to tak bardzo, jak opowieść o jego «dziwacznym hobby». Ale był to policzek uzdrawiający. Kompletnie nas otrzeźwił. W jednej chwili opuściło mnie poczucie beznadziejności co do dalszych poszukiwań informacji o grobowcu Draculi. Przybyliśmy we właściwe miejsce. Być może – na tę myśl gwałtownie zabiło mi serce – być może grobowiec Draculi znajduje się właśnie w Turcji?

Myśl taka nigdy wcześniej nie zaświtała mi w głowie, lecz teraz dotarło do mnie, iż ma to pewien sens. Ostatecznie to tutaj Rossi został srogo skarcony przez jednego z giermków Draculi. Czyżby nieumarły strzegł nie tylko archiwum, ale też grobowca? Czyżby taka aktywność wampirów, o jakiej przed chwilą wspomniał Turgut, stanowiła dziedzictwo wciąż trwającej okupacji tego miasta przez Draculę? Szybko podsumowałem całą swą wiedzę o karierze i legendzie Vlada Palownika. Jeśli naprawdę w swych młodzieńczych latach był tu więziony, czyż nie mógł po śmierci wrócić do miejsca, gdzie nauczył się zadawania prawdziwych tortur? Może nawet czuł rodzaj nostalgii do tego miejsca, tak jak ludzie, którzy przechodząc na emeryturę, wracają do miejsc, gdzie się urodzili.

Jeśli wierzyć powieści Stokera, wampir potrafił przenosić się z miejsca na miejsce, tworząc nowy grobowiec wedle swego uznania. W tej akurat powieści zawędrował w trumnie do Anglii. Dlaczego więc nie miał się również pojawić w Stambule, przekradając się jako śmiertelnik nocą po swym zgonie do samego serca imperium, którego wojska zadały mu śmierć? Stanowiłoby to w końcu najwspanialszą zemstę na Turkach.

Ale nie mogłem o to wszystko zapytać Turguta. Za krótko się znaliśmy i wciąż miałem wątpliwości, czy możemy mu zaufać. Sprawiał wrażenie szczerego, ale jego oświadczenie o «hobby» było zbyt dziwaczne, by uwierzyć w nie bez zastrzeżeń. W tej chwili konwersował o czymś z ożywieniem z Helen, która w końcu włączyła się do rozmowy.